Adam Wielomski Adam Wielomski
273
BLOG

Konserwatysta wobec PRL

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 36

PRL oddala się od nas w historii. Tymczasem dyskusje o nim stają się coraz żywsze, co widać w rozmaitych czasopismach, stronach internetowych i forach. Zapewne wynika to z faktu, że gdy PRL padał to – poza garstką „towarzyszy” – wszyscy oceniali tę formę państwowości polskiej za całkowicie negatywną. Oddalenie daje dystans i dlatego PRL zaczyna się teraz jawić jako temat do racjonalnych dysput.

               

Osobiście nie ukrywam, że są to dla mnie debaty dosyć trudne, gdyż nie umiem się wpisać w prosty schemat komuniści-antykomuniści. Parafrazując znane scholium Nicolasa Gómeza Davili mógłbym rzec, że „reakcjonista nie stoi na prawo od PRL, stoi naprzeciwko niego”. Dlaczego nie jestem „na prawo” od PRL? Dlatego, że – w powszechnej świadomości historycznej – „na prawo” od PRL stoi tradycja solidarnościowa. Mamy biegunową opozycję: komuniści i solidaruchy; a w taką opozycję zupełnie nie umiem się wpisać.

               

Czym dla mnie był PRL? Przypominał najazd Wandalów na północną Afrykę w czasach św. Augustyna. Dzicz odziana w onuce i walonki, z pepeszami w ręku, na wielbłądach napędzanych przez konie mechaniczne wdarła się na równiny środkowoeuropejskie, gdzie od ponad 2000 lat panowała cywilizacja grecko-rzymsko-chrześcijańska. Azjatycka dzicz znalazła sobie kompanów w postaci najniższych warstw społecznych autochtonów, z których sformułowała sobie lokalne struktury administracyjne, polityczne i militarne. W ciągu kilkudziesięciu lat miejscowe sługusy awansowały społecznie, ucywilizowały się nieco i stworzyły jakiś ersatz cywilizacji, z wierzchu pokryty ideologią marksizmu-leninizmu. System stopniowo się uracjonalniał, pobudował szkoły, biblioteki i szpitale. Jego korzeniem była jednakże plebejska ideologia marksizmu oparta na idei buntu tego, co w naturalny sposób znajduje się na dnie drabiny społecznej, przeciwko temu, co w naturalny sposób znajdować się musi na górze. Ideologiczne ograniczenia ekonomiczne i antyklerykalne stały na przeszkodzie stabilizacji systemu.

               

A czym dla mnie była „Solidarność”? Wbrew temu co się powszechnie sądzi i głosi, wcale nie była antytezą komunizmu. Jeśli rzucimy okiem na postulaty ekonomiczne związku z 1980 i 1981 roku, to trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jego wizja społeczno-gospodarcza to był socjalizm w formie czystej. Konkretniej, był to zestaw postulatów łudząco przypominający hasła Marksa i Engelsa. To były hasła, na których zbudowano komunizm, ale których nigdy w nim nie zrealizowano. To jest ta wizja świata egalitarnego, gdzie wszyscy zarabiają „po równo” i gdzie robotnicy zarządzają fabrykami. To projekt anarcho-syndykalistyczny, polegający na kasacie instytucji państwa i zastąpieniu go ochlokratycznymi strukturami samorządu ekonomiczno-politycznego. System ten polano z wierzchu sosem patriotycznym, narodowym i chrześcijańskim. Właśnie ta „polewka” powoduje, że uważamy „Solidarność” za kompletną antytezę internacjonalistycznego i ateistycznego komunizmu. Prawda jest bardziej złożona. „Solidarność” była buntem w sferze świadomości radykalnie antykomunistycznym. W praktyce był to ruch wyrosły ze społecznej wizji lewicy, zakamuflowany przez prawicowe hasła.

               

To powoduje, że konserwatysta nie jest „na prawo” od PZPR. Jest bowiem nie mniej „na prawo” od solidaruchów! Konserwatysta nie może jednoznacznie identyfikować się z którymś z zasadniczych nurtów tego dwubiegunowego konfliktu. Być „naprzeciwko” PRL oznacza zachować racjonalny i krytyczny stosunek do obydwu stron tego sporu. Jeśli w danej sprawie rację miała „Solidarność”, to należy ją poprzeć; jeśli rację miała partia, to należy poprzeć partię. Jeśli solidaruchy domagali się zakończenia walki z Kościołem, to należy ich poprzeć; jeśli komuniści sprzeciwiali się realizacji absurdalnych inflacjogennych postulatów związku, to należy udzielić poparcia komunistycznej władzy.

               

Stanowisko to zachować należy także w ocenie Stanu Wojennego. Jestem wolny od sympatii czy antypatii do gen. Jaruzelskiego warunkowanej stosunkiem do sporu „Solidarności” z PZPR. Nie będąc ani za PRL, ani za „Solidarnością”, czyn z 13 XII 1981 roku mogę ocenić wyłącznie w kategoriach politycznych. A tu istnieją dwie możliwości:

 

1. Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny wyłącznie z obawy przed utratą władzy przez partię, czyli przez siebie i przez kolegów.

2. Gdyby stan wojenny nie został wprowadzony lub nie udał się, to doszłoby do interwencji radzieckiej, czyli rzezi tysięcy ludzi w przypadku próby stawienia oporu przez LWP.

               

I to jest jedyna kategoria wedle której konserwatysta winien oceniać stan wojenny. Jak mi ktoś dowiedzie, że Rosjanie na pewno by nie wkroczyli, to Jaruzelski jest zdrajcą; jeśli interwencja była realna, to jest bohaterem. Kto to wie na pewno?

 

Adam Wielomski

www.konserwatyzm.pl

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka