Fot. archiwum autora
Fot. archiwum autora
Adam Zawadzki Adam Zawadzki
603
BLOG

Łukasz Adamski: Bóg nie opuścił Hollywood

Adam Zawadzki Adam Zawadzki Kultura Obserwuj notkę 1

Nie tylko o filmach i religii, oraz zepsuciu moralnym środowiska Hollywood – rozmowa z Łukaszem Adamskim, redaktorem naczelnym portalu wnas.pl, autorem książki „Bóg w Hollywood”

Adam Zawadzki: Jak znaleźć Boga w Hollywood?

Łukasz Adamski: Oglądając filmy i bez uprzedzeń je analizując. Oczywiście każdy słysząc takie pytanie w głowie od razu myśli sobie o „Pasji” Gibsona albo „Jezusie z Nazaretu” Zafirreliego. W mojej książce „Bóg w Hollywood”, która pojawi się na rynku w lutym przyszłego roku postanowiłem paradoksalnie nie zajmować się bliżej tymi filmami. Ba, pisząc rozdział o Martinie Scorsese nie skupiłem się nawet na jego kontrowersyjnym : „Ostatnim kuszeniu Chrystusa”. Nie tylko dlatego, że o tych filmach napisano całą masę doskonałych opracowań i mądrzejsi ode mnie ludzie je zanalizowali na wszelkie sposoby. Scorsese czyli ikona brutalnego kina z nowojorskich „ulic nędzy” stworzył o wiele ciekawsze filmy z aspektami religijnymi. Już od początku jego kariery takie tematy jak poszukiwanie Boga, grzech, zbrodnia, odkupienie i poszukiwanie wyższych wartości w świecie bez wartości były mocno eksploatowane. „Ulice nędzy”, „Taksówkarz”, „Ciemna strona miasta”- to kino przepojone chrześcijaństwem. To samo dotyczy innego mrocznego artysty z Nowego Jorku, narkomana Aba Ferrarę. Jego ultra brutalny „Zły porucznik” to najważniejszy traktat teologiczny w kinie w ostatnich 20 latach. Ten fragment mojej książki jest w nowej Frondzie- zachęcam do kupna. Zarówno kino Ferrary, Scorsese, filmowego filozofa Malicka są doskonałym narzędziem ewangelizacyjnym. Oczywiście jak umiejętnie na niego spojrzymy i uwypuklimy pewne elementy ich opowieści. Nawet w komercyjnych komediach można odszukać wiele ciekawych religijnych tematów. Warto je wyłapywać. W końcu to te filmy wpływają na percepcję młodych ludzi a nie z góry zdefiniowana „Pasja”.

 Z jednej strony strony mamy prześmiewcze wydanie Boga w wykonaniu Woody Allena , z drugiej religijne uniesienia Mella Gibsona, która wizja religii jest obecnie bliższa środowisku gwiazd Hollywood?

Woody Allen jest ateistą, a raczej konstruktywną opozycją Pana Boga, która mając do wyboru Boga albo klimatyzację- wybierze klimatyzację. Nie robiłbym z tego wielkiego artysty wyznacznika religijności środowiska. On jest genialnym prześmiewcą i nie zniża się do poziomu barbarzyńskiego szyderstwa z religii. Jednak całe Hollywood dystansuje się od europejskiego jakobinizmu. Nawet z pozoru szydzące z religii filmy jak „Dogma” w końcu okazują się być przesiąknięte elementami nauki Jezusa. USA to wciąż jedyny kraj zachodniej cywilizacji, który nie odszedł od Boga. Producenci z Hollywood wiedzą, że nie mogą iść na totalną wojnę z widzami. A może wcale tego do końca nie chcą? Natomiast z gwiazdami jest różnie. Opisuję w książce przypadki totalnych nawróceń ( Denzel Washington, Martin Sheen), borykaniem się z Bogiem przez całe życie ( Whitney Houston) czy nawet zaskakujący przypadek ojca chrzestnego postmodernizmu i dekadencji lat 60-tych czyli Andiego Warhola, który przesiadywał po kryjomu w prawosławnym kościele w Nowym Jorku. Martwić może jednak właśnie „wizja” religii o jakiej mowisz. Niewiele gwiazd calościowo przyjmuje biblijną naukę i ją stara się szerzyć w przestrzeni publicznej. Większość z nich popiera politykę zwolennika prawa do aborcji Baracka Obamy, który notabene na każdym kroku podkreśla, że jest chrześcijaninem. Bardzo często celebryci mają podobne zapatrywanie na swoją wiarę. Jest ona przełożona poprawnością polityczną i dogmatami liberalnymi. To zgubna droga, choć wielki przeciwnik prawicy i miłośnik Obamy, Martin Sheen zrobił wraz z synem Emilio Estevezem jeden z najpiękniejszych filmów chrześcijańskich „Droga życia”, który bez wątpienia odmienił wiele ludzkich serc. Czy jego poparcie dla lewicy przekreśla jego ewangelizacyjny zapał na ekranie?

Jedna z kultowa produkcji made in Hollywod – „Gwiezdne Wojny” zdaniem publicysty Roberta Tekieli to czysty New Age, a jej przejawem jest m.in. powstanie religii Jedi. Czy filmowa popkultura stanowi zagrożenie dla chrześcijaństwa?

Bardzo cenię Roberta i podziwiam jego zapał ewangelizacyjny. I nie zamierzam polemizować z facetem, który stanął twarzą twarz ze Złym. Nie zmuszaj mnie do tego ( śmiech). „Gwiezdne Wojny” to cudowna opowieść o walce dobra ze złem i jednocześnie mieszanka najróżniejszych wierzeń, kultur i religii. Absolutne arcydzieło, które jak każdy film traktowany na serio może rozpieprzyć umysł młodego człowieka. Ktoś po obejrzeniu 10 razy z rzędu „Urodzonych morderców” podobno zastrzelił inną osobę. Ktoś inny zabił Johna Lennona pod wpływem jednej znanej książki. Nie unikniemy takich przypadków po psychole chodzą po świecie. Jednak nie wierzę by osoba odpowiednio ukształtowana mogła przez oglądanie „Gwiezdnych wojen” wejść w obszary, gdzie działa Zły. Przepraszam za mocne słowa, ale trzeba być ostro pieprzniętym by uwierzyć w ideologie Jedi i robić z niej religię w rzeczywistym świecie. Jednak takie przypadki mają miejsce Czy są jednak reprezentatywne? To tak samo jak byśmy przejmowali się wariatami, którzy piją krew po obejrzeniu „Draculi”. Osoba wewnętrznie nieuporządkowana zawsze znajdzie sposób by usprawiedliwić swój stan. Kino jest do tego idealne. Bardziej obawiam się sączenia lewicowej propagandy w uwielbianych serialach. Wiesz, że nawet w „Zakazanym imperium” czy :” Rodzinie Borgiów” mamy tematy aborcji i homoseksualizmu? Z tym aspektem ideologizacji popkultury jest problem, ale to temat na oddzielną rozmowę.

Co powiesz w takim razie o horrorach w których twórcy starają się złagodzić wizerunek Szatana i sprowadzić go roli niegroźnego demona?

Nie znam takich filmów. Poświęciłem cały rozdział „Boga w Hollywood” by pokazać jak twórcy filmów z pozoru „wybielających szatana” zawsze na końcu go poniewierają i tłamszą. Nie ważne czy ma on twarz Ala Pacino, Jacka Nicholsona, Malcolma Mcdowella, Gabriela Byrna czy Viggo Mortensena, zawsze szatana na końcu przegrywa i jest upokorzony. Czy to przez wolną wolę człowieka czy jego skierowanie się w stronę Boga bądź nawet mięśnie Schwarzeneggera- ale zawsze szatan się kompromituje. Jedynie w „Harrym Angelu” dostajemy zwycięskiego Pana Ciemności, który kroczy dumnie do swojego królestwa. Nie możemy też zapominać o filmach, które pokazują duchownych jako superherosów i gigantów, z którymi każdy z nas chciałby się identyfikować. Chodzi mi oczywiście o filmy dotykające tematu opętań. „Egzorcyzmy Emily Rose” oparte na prawdziwej historii to obok „Rytuału” filmy na wskroś katolickie, które doskonale zostały odebrane przez widzów. Ba, śmiem twierdzić, że ten pierwszy film jest najwybitniejszym obrazem o opętaniu, który bije na głowę nawet słynnego „Egzorcystę”, który notabene został napisany przez głęboko wierzącego katolika. Oczywiście nie można porównywać bajeczek w stylu „Armii Boga” czy „Adwokata diabła” do opowieści o prawdziwych przypadkach opętań. Jednak, jak już mówiłem, oba rodzaje filmów kończą się tak samo- szatan zawsze ma skopany tyłek. To o czymś świadczy, nieprawdaż? Podejrzewam, że pierwszy film o zwycięstwie szatana wyjdzie z Europy a nie z Hollywood. Zauważmy też, że o ile w przypadku muzyki mamy całą masę jawnie satanistycznych zespołów, to nie da się wymienić filmu, który byłby jawną pochwalą szatana. Chodzi mi o kino maistreaomowe z „fabryki snów”

Chodzenie do kina to czysta rozrywka, czy może być również czymś więcej: duchową podróżą w poszukiwaniu Boga i własnej tożsamości?

Zarówno w mojej książce jak i publicystyce staram się udowodnić, że kinem rozrywkowym można znakomicie ewangelizować. Przykładem jest „ Księga ocalenia” o próbie zachowania w postapokaliptycznym świecie ostatniego egzemplarza Pisma Świętego czy nawet najdroższa komedia w historii kina „Evan Wszechmogący” o senatorze, któremu Bóg każe zbudować Arkę. Z uwagi na masowość takiego kina widzę w nim jeszcze większy potencjał niż w filmach wybitnych twórców, które nie są tak chętnie wybierane przez masy. Kino ze swojej natury jest wszystkim duchową podróżą. Stosunkowo niedawno stało się wyłącznie rozrywką. Czy trzeba z tego powodu załamywać rękcę? Nie. Takie kino trzeba kolonizować. Warto połączyć filmy ambitne z kinem popcornowym. W pewnym stopniu zrobił to Mel Gibson korzystając w „Pasji” z horroru klasy B ( wizerunek demonów i szatana). Znakomicie się to sprawdziło i na pewno wpłynęło na to, że film zarobił pół miliarda dolarów. Zupełnie nie udała się na sztuka twórcom kiepskiej „Cristiady”, ale już Roland Joffe kapitalnie za pomocą tricków z kina blockusterowego opowiedział o powstaniu Opus Dei i jako pierwszy filmowiec w Hollywood obnażył bandytyzm komunistów, którymi podczas wojny domowej w Hiszpanii tak się zachwycał Hemingway. Piękno kina polega na tym, że może być użyte zarówno do wyższych celów, jak i do karmienia najprostszych instynktów. Od nas zależy co wybieramy.

Twoim zdaniem prawdziwa kultura jest w nas ?

Najlepsza? Na portalu wNas.pl (śmiech). Kultura i popkultura jest w każdym z nas. To powoduje, że jeszcze nie przepadliśmy jako ludzkość. Kultura i religia. Dlatego właśnie temu poświeciłem się totalnie.

Zobacz wywiad tu: Łukasz Adamski: Bóg nie opuścił Hollywood

 

 

Lepiej jest być chwalonym przez niewielu mądrych niż wykpionym przez wielu głupich.  #media #polityka #dziękujemyzawolność #góry #rower #sf #kino #kuchnia

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura