W sporze który toczy się wokół ustaw sądowych, zwolennicy PiS argumentują, że sędziowie to jakaś nadzwyczajna kasta, stawiająca się ponad prawem i że chodzi o przywrócenie elementarnej uczciwości i równości wobec prawa.
Argumentu tego, m. in., użyła wczoraj Ufka pisząc
"Sędzia, z trzema promilami, inny - znęcający się nad żoną czy mniejszy kaliber - przekroczenie prędkości o 50 km/h w terenie zabudowanym. Co łączy te sprawy? Oczywiście bezkarność! "
Ufka oczywiście nie sprawdziła orzecznictwa w tego typu sprawach na przestrzeni np 10 lat, przeczytała o jednej, drugiej takiej sprawie i uogólniła je na całość.
Ja natomiast przeczytałem taki komentarz
"Otóż przejrzałem któregoś dnia dosyć dokładnie orzecznictwo w sprawach dyscyplinarnych sędziów, to z czasów republiki, zanim nastały wojny klonów. Ukuła mnie np. jednoznacznie ugruntowana linia, zgodnie z którą jazda pojazdem mechanicznym pod wpływem wiąże się – bezwzględnie – poza odpowiedzialnością tradycyjną, z usunięciem z zawodu, bez rozważenia nawet opinii o jakości pracy zawodowej."
Można powiedzieć słowo przeciwko słowu, niemniej to na stronie oskarżającej leży ciężar dowodu.
A teraz dlaczego uważam, że PiS to kasta?
Nasz były salonowy kolega galopujący major napisał ciekawy tekst, polecam.
Zwykły człowiek vs nadzwyczajna kasta