alamira alamira
5481
BLOG

Żeby nie wejść do ruskiej "zamrażarki" trzeba dziś kopnąć Amerykanów w tyłek

alamira alamira Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 96

Tytuł przyszedł mi do głowy tuż po ogłoszeniu faktu zakupu od Amerykanów 250 czołgów Abrams. Nie z powodu jakiejś niechęci do tego zamierzenia tylko bardziej w poszukiwaniu innych narzędzi do skutecznego międzynarodowego działania państwa polskiego. Najpierw wytłumaczę co rozumiem przez pojęcia "ruska zamrażarka" i "amerykański tyłek", tylko wtedy będzie możliwość jasnego rozwinięcia tematu.

Rosjanie od ponad dwudziestu laty dążąc do przywrócenia dawnej imperialnej świetności - jednocześnie zdając sobie sprawę z własnych, ograniczonych możliwości - rozwinęli sztukę agresji, która nie jest wojną w klasycznym rozumieniu tego słowa. A jeżeli już taką się staje to jest krótka, przy minimalnym udziale tradycyjnych sił wojskowych. Dopasowali metody do sił, którymi dysponują. Nie dlatego, że mają mniejsze siły niż Gruzja, Mołdawia czy Ukraina tylko dlatego, że totalna wygrana czy totalne zwycięstwo mogłoby sprowokować reakcję Amerykanów albo ryzyko takiej reakcji. Nie jest to potrzebne bo "wyrywanie" kawałków innych państw i następne negocjacje pokojowe powodują, że ruski człowiek zamraża konflikt i staje się jego panem. Odmrozić konflikt można w każdej chwili, kto dysponuje do niego kluczami jest panem sytuacji. Państwa z "wyrwanymi" kawałkami własnych ziem stają się z punktu widzenia prawa międzynarodowego czarnymi dziurami. Nikt nigdy nie zaryzykuje tam własnych kapitałów. Są to państwa upadłe, idealne dla Rosji. W ruskiej zamrażarce oprócz Ukrainy, Gruzji, Mołdawii, Armenii i Syrii znalazła się właśnie Białoruś. Dalsze plany dotyczą prawdopodobnie państw bałtyckich i Polski. W niedawnym artykule opublikowanym przez Putina dowiadujemy się, że przyszłe działania wobec Ukrainy dotyczące oderwania Donbasu są tylko kwestą czasu. Ergo: ruska zamrażarka to nic innego niż tradycyjnie podbite narody w dziele Lenina i Trockiego a potem Stalina. Nauki Breżniewa w Afganistanie nie poszły na marne i Putin ze swoim zapleczem z sukcesem wymyślił wojnę bez wojny. Nastały czasy zamrażarki.

A teraz rozumienie pojęcia "amerykański tyłek". Kiedyś wyłożył go dobrze Sikorski w nagraniach z "Sowy". Unikając tych obleśnych skojarzeń wypada dostrzec olbrzymią dysproporcję, pomiędzy działaniami naszego państwa w imię amerykańskich interesów i stosowną odpowiedzią drugiej strony. Dopóki był Trump i swoimi wypowiedziami - niekoniecznie działaniami - łechtał naszego narodowego ducha budując nasz godnościowy wizerunek, dopóty trwał festiwal wyrażony w twardej walucie podziękowań. Zakupy sprzętu wojskowego w amerykańskich koncernach zbrojeniowych i poparcie amerykańskiej polityki na forum międzynarodowym były odruchowe. Ford Trump się nie udał. Choć trzeba przyznać, że prezydent Duda pchnął sprawę w dobrą stronę. "Robienie Amerykanom loda albo lizanie amerykańskiego tyłka" powinno się radykalnie skończyć. A teraz przechodzimy do meritum.

Rządy nowej amerykańskiej dyplomacji wysłały nam sygnały, że porządek w Europie będzie wyglądał inaczej niż dotychczas. Ze względu na zaangażowanie Ameryki w inne obszary globu, porządki w Europie będą pilnowali Niemcy. To oni, mimo notorycznych wezwań Trumpa by zwiększyli zaangażowanie wojskowe, których nie wykonali, zostaną głównym powiernikiem i strażnikiem amerykańskiej siły w Europie. To cena jaką chcą płacić Amerykanie za zdystansowanie się Niemiec wobec Chin. Cokolwiek to oznacza, bo niemieckie koncerny samochodowe na pewno się nie zdystansują, a polityka Niemiec będzie lawirowaniem między USA a Chinami. Amerykanie nie mając już zasobów, albo mając je coraz mniejsze będą udawać, że to najlepsze rozwiązanie.

To Niemcy (w domyśle z Ruskimi) mają gwarantować pokój na kontynencie. 

Wracam na krajowe podwórko. Zakup Abramsów jest ważny. Podnosi poziom ewentualnego zaangażowania rosyjskich ofensywnych sił pancernych na kierunku polskim na znacznie wyższy poziom, stwarza nam też nowe warianty uprzedzającego uderzenia. Jednym słowem w wojnie, której już nie będzie, podnosi nasze możliwości.

Jednak teraz musimy jako państwo kopnąć Amerykanów w tyłek. Jak tego nie zrobimy to wkrótce siedzibą Trójmorza będzie za radą Bidena Berlin. A ten z Brukselą przy współudziale Ruskich będzie nam urządzał życie. Pierwsza rzecz jaka się nasuwa to nieprzedłużenie koncesji dla TVN. Druga to energia atomowa.

W pierwszej sprawie ze względu na Porozumienie Gowina może być trudno. Druga sprawa jest na poziomie rządu. Przypomnę, że rząd Morawieckiego podpisał już z poprzednią amerykańską administracją umowę na współdziałanie w tej sprawie. Sytuacja była trudna bo amerykańskie prawo uniemożliwiało finansowanie przedsięwzięć gospodarczych z wykorzystaniem energii atomowej przez państwo i krajowe instytucje finansowe. Ponieważ nasz projekt opiera się na zdecydowanym udziale partnera zewnętrznego w finansowaniu budowy reaktorów w Polsce przeto należało zmienić prawo w USA. To się udało bo zarówno Demokraci jak i Republikanie dostrzegli, że nie mając takiego wsparcia ich koncerny zajmujące się budową reaktorów przegrywają rywalizację z innymi państwami.

Jednak w międzyczasie doszło do wizyty Macrona w Polsce i chyba tam Morawiecki zrozumiał, że czas najwyższy zacząć grę na co najmniej dwóch fortepianach. Kilka miesięcy po spotkaniu Macron-Morawiecki zawitał do naszego kraju prezes EDF. Uruchomiono spółkę dedykowaną polskiemu atomowi a jej szefem został bliski współpracownik prezesa (prezesem EDF Polska zajmującym się energetyka odnawialną jest tłumaczka). Także niedawno po podpisaniu strategicznego partnerstwa przy budowie CPK z koreańskim lotniskiem Incheon, który to podpis miał charakter międzyrządowy, doszło do otwarcia współpracy w zakresie energetyki atomowej z rządem koreańskim. Państwowa firma Koreo Hydro& Nuclear Power została przez ich wiceministra zgłoszona do polskiego programu budowy energetyki atomowej. 9GW w atomie to kilkadziesiąt miliardów dolarów. Pomogliśmy Amerykanom zmienić prawo by wyszli ze swoimi technologiami w świat, a teraz kopnijmy ich w dupę.

Żeby było jasne, kopiemy przyjaciela by trochę ochłonął.




alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka