pixabay
pixabay
alamira alamira
460
BLOG

Bary mleczne - relikt peerelu czy siła polskiej gastronomii?

alamira alamira Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 63

Czytam to co zamieszcza portal Onet by się zorientować co Niemcy chcą przekazać Polakom. Od pewnego czasu zarówno Onet jak i TVN w miejscu prezentacji postaw Polaków, którzy zdecydowali się na emigrację zamieszczają  relacje z wrażeń obcokrajowców mieszkających czasowo albo na stałe w Polsce. Po prostu chwalenie emigracji - w domyśle jako ucieczkę od biedy albo autorytaryzmu - w sytuacji kiedy więcej Polaków wraca do Polski niż wyjeżdża a dodatkowo Polska stała się największym na świecie - sic! - krajem przyjmującym imigrantów stało się medialnie nielogiczne. Tak nielogiczne, że nawet te media zauważyły ten absurd. To co mnie interesuje w tych relacjach obcokrajowców to tematy kulinarne.

Francuski siatkarz mieszkający od dwóch lat w Warszawie wraz ze swoją rodziną, oprócz kilku ciekawych uwag na temat Polski - np. takiej, że u nas trudno mu się nauczyć języka polskiego bo wszyscy mówią po angielsku i nie ma żadnego przymusu w odróżnieniu np. od Włoch - powiedział kilka ciekawych słów o polskiej kuchni. Francuz jak to Francuz najpierw musiał zlokalizować miejsce gdzie pieką takie bagietki jak te, do których był przyzwyczajony w Paryżu. A potem powiedział to co powiedział i mnie zaskoczył. Oprócz tradycyjnej pochwały polskiej kuchni - co wiem bo od ponad dwóch dekad goszczę w domu przybyszów z innych krajów i wszyscy są zachwyceni naszą kuchnią - powiedział, że lubi się stołować w barach mlecznych bo tam dania są zawsze smaczne a dodatkowo tanie.

I co powiesz na ten temat widzu "Misia" Bareji? Co powiesz na to bywalcu barów w peerelowskich siermiężnych czasach kiedy barowy brud i smród trzeba było odważnie pokonywać, bo coś trzeba było rzucić na ząb a sakiewka na restauracje była za krótka? Moja studencka kieszeń w szczególności a apetyt wtedy był największy w życiu! Do dziś pamiętam te dawno nieistniejące miejsca gdzie ruszało się z pustym brzuchem i kilkoma złotówkami po talerz grochowej obłędnie pachnącej wędzonką albo porcję tłuczonych kartofli podanych z mielonym i zasmażaną kapustą. Jakże byłem zadowolony by nie rzecz szczęśliwy po zapełnieniu żołądka w tych moich studenckich czasach. I czy w ogóle czuło się ten dysonans estetyczny, który tak pokazał Bareja? No pewnie, że się nie czuło. 

Uświadomiliśmy to sobie dopiero po jakimś czasie. Niewolnik zrzucił kajdany, rozejrzał się po świecie i zrozumiał własną małość. Ale hola, hola czy wtedy źle karmiono? Czy te panie podkradające w kuchni z porcji dla klienta niesmacznie gotowały? Czy one świeżo wyzwolone z wiejskich chałupek zapomniały jak się gotuje dla chopa po robocie?

Nie i jeszcze raz nie, w tych paskudnych czasach zachowaliśmy smak nawet gubiąc gramaturę. Takie to były czasy.

Być może fenomen barów mlecznych jest też znany w innych krajach bo to przecież nic innego jak jadłodajnie. Pierwszy bar mleczny otworzył w Warszawie pod koniec XIX wieku Stanisław Dłużewski hodowca bydła mlecznego. Serwował dania jarskie w oparciu o mleko, jaja i mąkę, bar okazał się dochodowy i tak to potoczyło się dalej. Dzisiaj bary mleczne są dofinansowywane przez budżet państwa; by takie dofinansowanie otrzymać cena końcowego dania nie może być większa niż o 56% w stosunku do kosztów surowców użytych do przygotowania dań.

Menedżer jednego z barów mlecznych w moim mieście poprosił mnie bym kilka razy zjadł u nich i napisał co należy poprawić. Zjadłem i napisałem. Dania z kurczaka przestały być wysuszone na wiór a obsługa nauczyła się robić prosty sos winegret i surówki zaczęły czymś smakować ale porada by w zupach zmniejszyć ilość ziemniaka się nie przyjęła. To chyba chodzi o te 56%, stać ich na menedżera ale z czegoś trzeba tę kasę wysupłać. Nadal tam czasami zachodzę na szybki i tani obiad, kartofel też warzywo a poza tym jak się wysiorbie grochową czy kapuśniak to zawsze można zostawić na dnie ziemniaki.

Poniżej przepis na absolutnie niepowtarzalne polskie danie śniadaniowe. Im bardziej egzotyczny gość jadł u mnie to na śniadanie tym więcej było pochwał. Danie, za którym tęsknię gdy za długo jestem poza krajem. Zgadnijcie o czym mówię?

image


TWAROŻEK NA KANAPCE.

Do dobrego białego sera dodajemy kubek kwaśnej śmietany, pęczek rzodkiewek startych na tarce o grubych oczkach, zielony szczypior drobno posiekany, sól i pieprz. Mieszamy i serwujemy na świeżym polskim pieczywie z prawdziwej piekarni.

Będą do was dzwonić po powrocie do siebie albo wysyłać mejle z jakiegoś Amsterdamu albo innego Indianapolis z tęsknoty za tym królewskim śniadaniem. I przyjadą ponownie.





alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura