pixabay.com
pixabay.com
alamira alamira
1123
BLOG

Co jedzą bogacze?

alamira alamira Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

W hotelu w Polanicy piję małe espresso z kawy "Kopi Luwak" (120 złotych polskich za filiżankę) i zastanawiam się co jedzą bogacze. Porzucam Polanicę bo tu nie mieszkają bogacze i ląduję w Nowym Jorku. Trafiam szczęśliwie do knajpy "Serendipity 3" i zamawiam hot - doga za 80 dolców. Ten hot - dog wart jest przynajmniej swojej ceny, ale knajpa słynie z lodów "Golden Opulance Sundae" w cenie 1000 dolców za porcję. Należy je zamawiać z wyprzedzeniem. Deser ten zmienił krajobraz drogiej żywności. Wcześniej drogie było to co rzadkie, co w procesie pozyskiwania wymagało dużej ilości ręcznej pracy, wreszcie to czego nie można było wyhodować w innych warunkach. A tu nagle dodano do lodów płatki złota, jako metal szlachetny pozostaje obojętny dla organizmu, obojętny smakowo ale podnosi koszt wytworzenia. Odtąd każda szanująca się knajpa w Dubaju ma jakiś deser ze złotem, czasami za kilka tys. dolców. 

Przed tym szaleństwem mniej więcej wiadomo było co jest drogie. Białe trufle i kawior, wołowina z Wagyu z Kobe, tuńczyk błękitnopłetwy, ser z mleka łosia. Albo ziemniaki La Bonnotte.

Z tymi ostatnimi było tak. Rosną na francuskiej, niewielkiej wyspie na Atlantyku. Zbiera się ich rocznie do 100 ton. Mają ciekawy smak, wynikający z bliskości słonych wód oceanicznych. Najlepsze z nich sprzedawano nawet za 10.000 złotych za kilo. Rosną na wyspie Noirmoutier. Perfidni Brytole zasadzili ten ziemniak na swojej wyspie Jersey i ceny poleciały na łeb i szyję. Dość, że po jakimś czasie pojawiły się w cenie 4 funty za kilo w Tesco.

W ulotkach reklamujących francuskie ziemniaki La Bonnotte z Noirmoutier podkreśla się to, że są zbierane ręcznie, nie są nawożone ani poddane opryskom. Wtedy przychodzi mi do głowy, że gdyby jakiejś chłopince  z Podlasia smażącej schabowego ktoś dorzucił do panierki pasków złota, to w połączeniu z ręcznie zbieranymi, nieopryskiwanymi, nienawożonymi ziemniakami mielibyśmy też danie za tysiąc złotych. A co by było dodając kapuchę zasmażaną?

Tyle przegląd drogich dań. Jak widać ośmiorniczkom daleko do nich. Nawet homar może się schować. W jego przypadku jest odwrotnie niż z ziemniakami z Noirmoutier. Sto lat temu rybacy traktowali go jako odpad i podrzucali biedocie jak większość owoców morza. Dziś w restauracjach okupuje miejsca dla najdroższych dań.

Tyle przegląd dań dla bogaczy.  Od razu rodzi się  następne pytanie? Czy bogacze jedzą drogie potrawy? Czy bogacz to taki gość, który wyda na jakąś mufinkę w Dubaju 3 tys. dolców by opowiadać o tym znajomym? 

Jeśli wam się wydaje, że nie to macie rację. Drogie rzeczy nie są dla bogaczy (choć czasami taka koincydencja następuje). Bogacz (ten 1% ludzkości) kieruje się zupełnie innymi kryteriami. Jakimi ? O tym w następnej notce. Ujawnię wspólne zakupy czynione z kucharzem gotującym dla człowieka z pierwszej setki Forbsa.

Dla kogo więc są drogie produkty i dania żywnościowe? Sami sobie odpowiedzcie. Przecież rozsądny człowiek nie zje lodów za 1000 dolców. No może raz w życiu. Jak moja kawa "Kopi Luwak".  Tłumaczę to sobie, że dziś dzień kota, a ten indonezyjski łaskun zwany Luwakiem wiedział co robi połykając najlepsze ziarenka kawy przywiezione tam przez Holendrów cztery wieki temu.  I ci co wygrzebali te ziarenka z odchodów tego kota, palili te ziarenka i zrobili kawę są przynajmniej godni jej degustacji. No dobrze, tacy ludzie jak ja,  kierowani degustowaniem wszystkiego, to jednak mniejszość. Kto zajada się tym kawiorem 500 dolarów za puszkę? To akurat rozumiem, lubię kawior z Bieługi i pewnie szybko by mi się nie znudził a tańsze zamienniki są wyraźnie gorszej jakości. Jednak mnie na niego nie stać. A desery lub inne dania z zapakowanym do środka złotem? Tego nie da się w żaden sposób uzasadnić. To czysta próżność. No ale kto bogatemu zabroni? W pewnym środowisku ten deser jest jak bilet wstępu do jeszcze innych droższych rozrywek. I te inne rozrywki to są następne bilety wstępu przynajmniej tak się nuworyszom wydaje. A prawdziwy bogacz ma to w nosie.





alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości