Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
155
BLOG

Powrót do NATURY

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Pamiętam czasy kiedy żył Ksiądz Klimuszko.

Kapłan na czasy PLANDEMII i wymyślanie przez diabelskie siły NOWEJ ZARAZY aby ziścić PLANY - planistów tego świata z DAVOS, GRUPY BILDERBERGA czy NWO i BANKU ŚWIATOWEGO.

https://www.youtube.com/watch?v=rV80gBDrimQ


http://www.gbl.home.pl/gbl/oddzialy/gbl_elblag.pdf


Czesław Klimuszko przyszedł na świat 23 sierpnia 1905 roku w niewielkiej wsi Nierośnie

na Białostocczyźnie, jako jedno z sześciorga dzieci Zofii i Wincentego, niezbyt zamożnych

rolników. Dzieciństwo i okres szkolny spędził na wsi. Tam młody Czesław miał możliwość

nieustannego obcowania z przyrodą. Mimo, że okolica, jak wspominał, nie była zbyt

interesująca – „ani lasów, ani jezior, ani rzek” – to jednak bliski kontakt z naturą wiele go

nauczył – „Ciągnęło mnie do chmur, do lasu, do samotności” – wyznawał. Szkołę podstawową

skończył u ojców salezjanów. Z braku wystarczających środków finansowych nie ukończył

gimnazjum w pobliskim Grodnie. W 1924 r. Klimuszko podejmuje decyzję o przeniesieniu się

do Lwowa i wstąpieniu do zakonu franciszkańskiego. Od 1925 roku rozpoczął nowicjat w

Kalwarii Pacławskiej. Tam właśnie otrzymał imię zakonne Andrzej. Podczas nowicjatu Czesław

mógł wiele czasu poświęcać na obserwowaniu przyrody i na samotnym spacerowaniu. Po

maturze studiował filozofię we Lwowie i teologię w Krakowie, gdzie w 1934 roku przyjął

święcenia kapłańskie. Zgodnie z zakonnym zwyczajem co kilka lat przenosił się do innych

klasztorów – do Gniezna, Wilna, Łagiewnik koło Łodzi, Warszawy. W stolicy zastał go wybuch

wojny. Podczas wojny został aresztowany w Kaliszu przez gestapo. Po wojnie, na apel rządu i

Episkopatu o zasiedlenie Ziem Odzyskanych o. Andrzej wyruszył na Pomorze i osiadł w

Prabutach, gdzie podjął pracę duszpasterską w dziewiętnastowiecznym kościele pod

wezwaniem świętego Wojciecha. Tam zdobył rozgłos jako jasnowidz . Do jego skromnej parafii

zjeżdżały całe tłumy pielgrzymów. W okresie utrwalania socjalizmu w Polsce, takie

zainteresowanie społeczeństwa osobą duchowną nie było akceptowane przez władze. Urząd

bezpieczeństwa potajemnie szykował akcję eliminacji „niebezpiecznych” księży. Ostrzeżony

Andrzej Klimuszko 8 grudnia 1948 r. w przebraniu kobiety opuścił Prabuty i wyjechał na

południe Polski, gdzie zatrzymał się pod przybranym nazwiskiem w małym klasztorze

franciszkańskim w Lubomierzu. W latach 1953-1955 przebywał w Wyszogrodzie. Od 1955 do

1960 r. pełnił służbę kapłańską w Nieszawie koło Ciechocinka. Wszędzie towarzyszyła mu

fama jasnowidza i „znachora”. W 1961 roku przeniósł się do klasztoru franciszkanów przy

kościele świętego Pawła Apostoła w Elblągu. Do Elbląga pielgrzymowało setki ludzi z Polski i

zagranicy. Jedni prosili o pomoc w odnalezieniu zaginionych, inni szukali lekarstwa na

nieuleczalne choroby. Na podstawie kilka zdań z chorymi, stawiał diagnozę i wręczał karteczkę

z indywidualnie dobraną kompozycją ziół. Do dziś zachowały się recepty pisane jego ręką.

Napisał książki: „Parapsychologia w moim życiu”, „Moje widzenie świata”, „Szukajmy

szczęścia w przyrodzie” oraz „Wróćmy do ziół”.

W pierwszej opisał dar jasnowidzenia. Początek dały mu straszliwe przeżycia wojenne i

wydarzenia, których był świadkiem. Wstrząs wywołany przez wypadki wojenne obudził w nim

nadświadomość, uaktywnił jego zdolności.

„W dziesięć miesięcy później, już w czasie niemieckiej okupacji, zdarzył się wypadek, który

zapoczątkował historię prawdziwą wyraźną mojego ponadzmysłowego postrzegania. W roku

1940, wyrwawszy się z rąk Gestapo w Kaliszu, zatrzymałem się na czasowy pobyt w Wierzbicy,

niemieckiej osadzie, położonej 19 km od Radomia. Tam w spokojny majowy poranek wtargnął

silny oddział hitlerowców w zamiarze ukarania mieszkańców za jakiś tam niedostateczny dla

Trzeciej Rzeszy kontyngent drzew (...) Oprawcy po zmaltretowaniu fizycznie i moralnie

niewinnych ludzi zabrali się do mnie. Chodziło im o ośmieszenie i poniżenie mojej osoby wobec

ludzi. Oprowadzali mnie po rynku wśród szyderstw i brukowych inwektyw, fotografowali w

asyście esesmanów z karabinami w rękach. Ale kiedy chcieli mnie zmusić do biegania po rynku,

stanowczo się przeciwstawiłem. Nie mogłem, nie chciałem pozwolić na poniżenie mojej

godności jako człowieka i jako Polaka. Opór mój doprowadził ich do wściekłości. Zostałem

przez nich pobity i pokaleczony”.

„Świadomość doznanej krzywdy oraz widok wynaturzenia człowieka z trupią główką na

czapce, cały ten splot wypadków wywołał w mojej jaźni silny wstrząs, który z kolei wyzwolił we

mnie drzemiące nieznane siły psychiczne, poruszył jakiś mechanizm w ośrodkach mózgu,

obudził nadświadomość, dzięki której zacząłem przenikać psychofizyczną strukturę człowieka.

Zacząłem dostrzegać w pewnych momentach za niektórymi ludźmi ciągnący się jakby film ze

scenami ich przeżyć i przeszłości. Czułem wyraźnie, że w mojej sferze psychicznej nastąpił jakiś

przełom, zaistniało coś, i to coś nie jest anormalne, lecz raczej ponadnormalne” – pisał o tym

wydarzeniu o. Klimuszko w swoich wspomnieniach.

Po tym wydarzeniu o. Andrzej odkrył, że patrząc na fotografie, widzi jednocześnie

wypisany na nich życiorys człowieka. Prosił ludzi, by pokazywali mu swoje fotografie, po czym

opowiadał im, co na nich widzi. Był ciekaw, czy odpowiada to rzeczywistości. Ze zdjęć

odczytywał nie tylko życiorys danego człowieka, ale także stan jego zdrowia, uzdolnienia. Po

zakończeniu wojny stykał się z ludźmi, którzy poszukiwali swoich zaginionych bliskich.

Czerwony Krzyż na ogół nie zawsze mógł udzielić informacji o poszukiwanych. Klimuszko

uwierzył, że może w takich okolicznościach pożytecznie wykorzystać swój dar. Z

przynoszonych mu fotografii odczytywał miejsce pobytu zaginionych osób. Wiadomość o

wizjach franciszkanina szybko rozeszła się po kraju. Wiele osób zgłaszało się do niego

osobiście, jeszcze więcej przysyłało listy z błaganiem o pomoc. Ludzie ściągali z całej Polski i

spoza jej granic, by zapytać o losy zaginionych krewnych. Zwracali się do niego nawet

milicjanci, nie mogąc uporać się z jakimiś sprawami. Pomógł amerykańskiej FBI odnaleźć

porwaną wnuczkę magnata prasowego i dziedziczkę fortuny - Patty Hearst. Zaś Policji włoskiej

wskazał miejsce, gdzie trzymane było ciało premiera Włoch – Aldo Moro. Kilkakrotnie

przepowiedział też przyszłe zdarzenia, m.in. przepowiedział wybór Polaka na papieża oraz

wiele innych wydarzeń politycznych, które później, jak się okazało, stały się faktem. Dzięki

darowi jasnowidzenia i przepowiedniom, sława ojca Klimuszki sięgała daleko poza granice

Polski. Z drugiej strony do takiej sławy niechętnie się odnosił. Przekonywał, że to nie jego

misja. „Przedmiotem moich możliwości i praktyk jest tylko człowiek, jego przeżycia, częściowo

jego losy oraz stan zdrowia” – pisał Klimuszko był przede wszystkim miłośnikiem natury,

prekursorem wykorzystywania jej leczących mocy, także tych niewidzialnych . Całość swoich

poglądów na ten temat zawarł m.in. w książkach „Moje widzenie świata”, a zwłaszcza w

„Szukajmy szczęścia w przyrodzie”. Książki były pisane w latach 70-tych. W tym okresie były

w swoim rodzaju czymś wyjątkowym, do tego stopnia, że były powielane i sprzedawane bez

zgody wydawcy i właściciela praw autorskich w całej Polsce. Ojciec Klimuszko mocno w nich

podkreślał, że tragizm współczesnej cywilizacji i rozliczne problemy zdrowotne ludzi są

następstwem odejścia od natury i łamania praw przyrody.

„Nasz dalsze istnienie zagrożone jest przez współczesną cywilizację. Jest ona bowiem

najwyższą spośród wszystkich kultur i cywilizacji jakie istniały w dziejach ludzkości, ale

zarazem najsłabsza i najgroźniejszą. Opiera się na chwiejnych, pełnych sprzeczności

podstawach...Nasza cywilizacja jest nie tylko zbyt krucha, lecz wręcz ludobójcza”. Pisał też –

„W ryku maszyn człowiek oraz labiryncie kombinacji wszelkich cudów technicznych człowiek

współczesny całkowicie się zagubił. Zatracił swoje wewnętrzne ja, pogmatwał harmonię swego

ducha, okaleczył swoja osobowość”.

Klimuszko uważał, że w trosce o zdrowie powinniśmy mieszkać w domach z naturalnych

materiałów, wybudowanych na terenach czystych radiestezyjnie, gdzie nie ma szkodliwych

podziemnych promieniowań. Zalecał noszenie bielizny i ubrania z naturalnych materiałów.

Polecał uzdrawiające działanie środowiska leśnego. Niezwykła zdolność wyczuwania subtelnej

„mowy” roślin umożliwiła mu postawienie tezy, niepodważonej przez uczonych, a

potwierdzanej przez botaników i lekarzy, że każdy gatunek drzew i krzewów inaczej oddziałuje

na człowieka. Dobroczynny, według niego, wpływ mają drzewa iglaste: modrzew, sosna,

świerk, jodła, jałowiec, cis. Pozytywnie działające liściaste to: brzoza, lipa, dąb, kasztan klon,

morwa, akacja; niekorzystny: berberys, osika, topola, olcha, dziki bez. Inne są obojętne dla

człowieka. Szczególną sympatią Klimuszko darzył lipę, brzozę, kasztan, klon, akację.

Klimuszko doradzał zabiegi wodolecznicze, kąpiele, nacierania, hartowanie, a także gimnastykę

codzienną i kontakt z przyrodą. Według Ojca Klimuszki nasze zdrowie jest uwarunkowane datą

urodzenia, co wynikało w danej chwili zarówno z wpływu zmieniającego się promieniowania

kosmicznego, a przede wszystkim z ilości docierającej energii słonecznej. Ponadto, niezbędnym

warunkiem zdrowia jest troska o higienę psychiczną, zgodnie z którą, należy znaleźć czas na

duchową refleksję nad sobą, nad swoim zachowaniem, życiem.

Nie negując osiągnięć nowoczesnej medycyny, franciszkanin – zielarz udowadniał

przewagę leków ziołowych nad produkowanymi przemysłowo. Swą przygodę z ziołami zaczął

już jako 11 latek. Wtedy to, instynktownie dobierając odpowiednie zioła, wyleczył swoją

koleżankę z drobnej dolegliwości. Po pierwszym swym medycznym sukcesie zaczął przyglądać

się kwiatom i ziołom. Nie umiał ich nazwać, ale wyraźnie czuł, że jedne są przyjemne, inne zaś

odpychające. Tak opisał początki swej przygody z zielarstwem w autobiograficznej książce pt.

„Moje widzenie świata”:

„Zachęcony tym namacalnym sukcesem leczniczym, zacząłem się przypatrywać bliżej

kwiatom i ziołom rosnącym na polach i łąkach. Wiedziony jakimś niepojętym instynktem, czy

wyczuciem, zacząłem wyraźnie odczuwać właściwości lecznicze i trujące napotkanych ziół. Od

jednych roślin odczuwałem idące ku mnie prądy kojące, błogie, przyjemne, jakby pieszczące, od

innych natomiast – jakieś drażniące, niemiłe, szarpiące organizm i nawet gaszące dobry nastrój

psychiczny.

Odkryciem byłem mocno zaskoczony. Przypadki te skierowały całą moją myśl ku żywej

przyrodzie, szczególnie ku światu roślin i drzew. Ten zew i dynamizm przyrody żywej obudził w

mojej jaźni nieprzepartą miłość i wieczystą przyjaźń z przyrodą. Byłem oddany całym moim

uczuciem i myślą przyrodzie. Ona z kolei odkrywała przede mną swoje tajemnice i wciągała w

swe bogate królestwo.

Wpatrywałem się godzinami w rozkwitający pączek, który w moich oczach powoli rozwijał

się w pełny kwiat. Wsłuchiwałem się w ciche tętno krążących soków wspaniałych drzew naszego

kraju. W głębokim skupieniu odczuwałem niekiedy wibrujące prądy działające jakoś dobrze,

regenerująco, kojąco od takich drzew jak: sosna, świerk, modrzew, lipa, brzoza, głóg. I na

odwrót odczuwałem zimne, drażniące prądy, nawet jakby przygnębiające od osiki, olszyny,

topoli, berberysu”.

Dopiero kilka lat później, już podczas nauki w gimnazjum w Grodnie, natrafił na

podręcznik zielarski, w którym znalazł potwierdzenie swoich przeczuć a mianowicie, że rośliny,

które promieniowały błogością, okazały się lecznicze, te zaś, z których emanowała

nieprzyjemna energia, były trujące. Swoje zainteresowania rozwijał w trakcie nowicjatu

zgodnie z franciszkańskim duchem umiłowania przyrody. Doświadczenia z ziołolecznictwem O.

Klimuszko podsumował w następujących słowach:

„Swoje wiadomości o potężnej mocy leczniczej ziół ugruntowałem na wieloletnich

doświadczeniach i długich studiach. Przez 25 lat badałem i poznawałem drogą doświadczalną

działanie ziół, owoców i roślin wyższych gatunków. Stosowałem je w praktyce w przypadkach

beznadziejnych stanów chorobowych, kiedy lekarze opuścili ręce bezradnie. Stosowałem je

najczęściej z pozytywnym skutkiem”.

„Nie jestem ani uzdrawiaczem, ani cudotwórcą, ani nieomylnym. Chciałbym tylko

przynajmniej odrobinę mojej zdobytej wiedzy i doświadczenia przekazać ludziom oraz

przedstawić to ogromne bogactwo, jakie nam daje żywa przyroda dla ludzkiego zdrowia”.

image

Książka w której zawarł całą swoją wiedzę na temat leczenia ziołami, a mianowicie

„Wróćmy do ziół leczniczych” zajmuje znaczące miejsce w dorobku współczesnej medycyny.

W chwili pierwszego swojego wydania burzyła ona stereotypy i mity narosłe wokół domowych

sposobów leczenia się oraz ziołolecznictwa. Zawarte w niej porady wskazywały, które

dokładnie spośród istniejących już receptur mogły okazać się szkodliwe dla naszego zdrowia,

czy niebezpieczne. Jednocześnie dawała rady, jak zastąpić je innymi. Autor podał w książce

wartościowe wskazówki co do tego, w jaki sposób zidentyfikować na jakie choroby jesteśmy

podatni, jak unikać narażenia się na czynniki chorobotwórcze, a tym samym, w jaki sposób

eliminować zagrożenia dla naszego zdrowia. Na konkretne już choroby przedstawiała bogaty

zestaw naturalnych metod, które pozwalały je wyleczyć. Ojciec Klimuszko uważał, że

najbardziej skuteczne w działaniu są zioła rosnące dziko, a nie z plantacji. Zalecał stosowanie

ziół tylko w wieloskładnikowych mieszankach, twierdził, że picie herbatek z jednego zioła nie

ma żadnego lub większego działania leczniczego, a przy długotrwałym stosowaniu może

zaszkodzić, zamiast pomóc. Mieszanki w receptach O. Klimuszko zawierają 5, 7, 9 lub 11 ziół.

Położył nacisk na sposób przyrządzania wywarów z ziół polecanych na różne schorzenia.

Zaleca on, aby nie gotować ziół. Nawet krótkotrwałe gotowanie według niego powoduje utratę

cennych składników. Dużą część książki autor poświęcił na omówienie zasad zdrowego i

racjonalnego żywienia. Wymienił też wskazówki na temat wodolecznictwa, kąpieli, nacierania

się ziołami, gimnastyki, muzyki. W sumie książka zawierała 151 przepisów na mieszanki

ziołowe, które miały nieść pomocą w niemal 130 chorobach. Farmaceuta, doktor Edward

Wawrzyniak, który pomagał mu w napisaniu książki „Wróćmy do ziół”, uważał, że na geniusz

Klimuszki składały się trzy czynniki: gruntowna znajomość ziół, paranormalne zdolności

wyczuwania działania każdej rośliny oraz wieloletnie doświadczenie. Klimuszko oddał całe

swoje życie studiowaniu bogactw natury, pomocy chorym w Polsce i za granicą. Jego wiedza, a

głównie instynkt i nadprzyrodzone wręcz właściwości w doborze komponentów, z których

przyrządzał przepisy i mieszanki ziołowe, zasługują na najwyższy podziw i uznanie.

Pomagający wielu cierpiącym zakonnik sam był chory na gruźlicę płuc. Z wiekiem stawał

się coraz bardziej zmęczony i wyczerpany. Zmarł 25 sierpnia 1980 roku w wieku 75 lat. "

Janusz Przeciński

 Główna Biblioteka Lekarska w Warszawie

Oddział w Elblągu

Piśmiennictwo:

Kamiński K.: O. Andrzej Czesław Klimuszko. Franciszkanin z Elbląga, Warszawa 2004

Klimuszko A. Cz.: Moje widzenie świata, Warszawa 1992

Klimuszko A. Cz.: Wróćmy do ziół leczniczych, Warszawa 1997


Depopulacja i życie kosztem wielu Narodów.

LGBT + ideologia Gender jako Nowy Porządek po koronowirusie plus CHIPY w ręku, twarzy czy pośladkach.

Cyfryzacja osobowości i każdych aspektów życia. Nawet prokreacji czy seksu dla budowania więzi międzyludzkich w Rodzinie.

O ochronie zdrowia na odległości ze sztuczną inteligencją ( klastrem) zamiast lekarza nie wspomnę.

BIG FARMA, GIG DATA - internet rzeczy Davida Petraeausa doradcy  Grupy Billderberga.

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1532807,1,afera-petraeusa--tajemnice-lozkowe-i-panstwowe.read

image

Afera Petraeusa – tajemnice łóżkowe i państwowe

20 LISTOPADA 2012 9 MINUT CZYTANIA

fragment...

Nie brak komentatorów, którzy uważają, że ta surowość, nieznana armiom europejskim, jest szaleństwem. Jasne, że można wyobrazić sobie, iż związek pozamałżeński podkopuje gotowość dowódczą, gdy oficer atakuje nie te pozycje, co trzeba. Ale przecież – przypomina William Galston z „The New Republic” – w całej historii czołowi generałowie, w tym zapewne Naczelny Dowódca Sił Sojuszniczych w Europie gen. Dwight Eisenhower, mieli kochanki. Romanse ostatecznie nie zdyskwalifikowały prezydentów: Roosevelta, Kennedy’ego ani Clintona, choć ten ostatni przeżył niebywałe upokorzenie publicznych przesłuchań, których szczegółowość graniczyła z lubieżnym wścibstwem. Europa patrzyła ze zdumieniem, jak przywódcę wolnego świata przeczołgują w sprawach rozpiętego rozporka.

Nawiasem mówiąc, jego partnerka Monika Lewinsky nigdy go nie wydała. A dlaczego nie przegnała prokuratorów do wszystkich diabłów, przecież wolna miłość to nie przestępstwo? Bo trzymano ją w zamknięciu wiele godzin, bez pomocy adwokata, i grożono więzieniem – w warunkach łamiących wszelkie przyzwoite standardy prawne. Clintona chciano dopaść za wszelką cenę. Przy okazji wpadki Petraeusa część internautów kpi sobie: żyjemy w czasach, kiedy niemoralni bankierzy mogą bezkarnie zrujnować miliony ludzi, ale za nieślubny seks – do piekła!

Trudno i generałom wytrwać w wierności, kiedy bywa, że ich cywilni koledzy obnoszą się z trophy wives, atrakcyjnymi i młodymi kobietami, a określenie: trophy, dosłownie – trofeum, zdobycz, bardziej pasuje do wojska. W przypadku Petraeusa jego kochanka miała pozostać w ukryciu, skoro przedstawił ją żonie, a z kolei Paula pisze o żonie generała w książce z rewerencją. Petraeus, syn holenderskiego kapitana, zawarł małżeństwo jeszcze w West Point, gdzie związał się z córką kwatermistrza tej sławnej szkoły. Dziś wstyd jest powszechny. Romans Petraeusa przynosi mu ujmę jako szefowi wszystkich szpiegów, skoro nie umiał rozpoznać niebezpieczeństwa dla samego siebie. Rozeszły się też pogłoski, że londyński King’s College może zakwestionować doktorat Pauli, skoro tak się zbliżyła do obiektu badań, że mogła stracić naukowy dystans.

Marek Ostrwoski - publicysta

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo