Bez tytułu - Przyjaciele ? Mowa ciała zatopiony w myślach, a ci wzrokiem wodzą !
Bez tytułu - Przyjaciele ? Mowa ciała zatopiony w myślach, a ci wzrokiem wodzą !
Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
581
BLOG

Stańczyk i Dzwon Zygmunta

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 1

Kiedy Rzeczypospolita była potęgą Europejską i Światową był tak Czlowiek który widział więcej.

dzielił się swoją analizą faktów z królem i jego Radą królewską.

Czas pokazał że nie był słuchany.

image

Matejko Hanging of the Zygmunt bell

Zawieszenie dzwonu Zygmunta


Zawieszenie dzwonu Zygmunta

Ilustracja

Autor Jan Matejko

Rok wykonania 1874

Technika wykonania Olej na desce

Rozmiar 94 × 189 cm

Muzeum Muzeum Narodowe w Warszawie

Miejscowość Polska Warszawa

Commons Multimedia w Wikimedia Commons

Zawieszenie dzwonu Zygmunta (właśc. Zawieszenie dzwonu Zygmunta na wieży katedry w Krakowie w 1521 roku) – obraz Jana Matejki[1].

Obraz przedstawia scenę wciągnięcia i poświęcenia dzwonu Zygmunt. Pracom przygląda się król Zygmunt I Stary wraz ze swoją świtą. Matejko wszystkie postacie przedstawił w bogatych pełnych przepychu strojach.

Pomiędzy grupą robotników a świtą siedzi na schodach Stańczyk naśladujący ruchy ludwisarzy.

TEKST FUNDAMENTALNY

Pani Leonardy Bukowskiej - z 11 kwietnia 2019 roku godzina 14:14 czasu warszawskiego.

https://www.salon24.pl/u/leonarda/948105,rocznicowe-rozwazania-o-smolenskiej-tragedii-i-o-agenturze

Rocznicowe rozważania o smoleńskiej tragedii i o agenturze

 Zacznę notkę od pewnej uwagi osobistej – otóż we wczorajszą, dziewiątą już, rocznicę smoleńskiej tragedii nie za bardzo chciało mi się cokolwiek pisać. Wolałam się w skupieniu pomodlić i zapalić świeczkę i świadomie przesunęłam sprawę na dziś. I tak zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie wczoraj dosłownie odrzucało mnie od wypowiadania się na ten temat. Zmęczenie materiału? Znużenie tematem? Zwyczajne odłożenie na jakąś dalszą półkę dawnych spraw, nad którymi należy przejść do porządku dziennego? A może jakaś głęboko zakorzeniona niechęć do wszystkiego, co „upaństwowione” i oficjalne i do tego poczucie, że formuła „blogerskich interwencji” zupełnie się wyczerpała? Może wszystkiego po trochę ale prawdziwa przyczyna jest inna i bardzo smutna – to poczucie kompletnej bezsilności i beznadziei.

       Po prawie dziesięciu latach, po odrzuceniu emocji i po zdystansowaniu się od ludzkiego i teologicznego wymiaru tej tragedii widać brutalną prawdę. A nieprzyjemna prawda jest taka, że Polska po raz kolejny padła ofiarą operacji wszelkich agentur i służb. I dotyczy to zarówno przeprowadzenia samej „katastrofy” (nie wyłączając takiego „szczegółu” operacji jak dobranie odpowiedniego składu delegacji) jak i tego wszystkiego, co działo się i dzieje do tej pory po „katastrofie”, czyli badania jej przyczyn i przebiegu, manipulowania prawdą czy swoistej zmowy milczenia w mediach międzynarodowych (no, czasem gdzieś tam bąkną, że garstka „nacjonalistów” obchodzi rocznicę” - zresztą głównie w celu wmówienia międzynarodowej opinii publicznej, że domagający się przeprowadzenia rzetelnego śledztwa to faszyści, naziści, w najlepszym przypadku psychopaci). Do dziś trudno zapomnieć o jednoznacznym znaku, w swej wymowie dość złowrogim, jakim było niepojawienie się zachodnich przywódców na pogrzebie Pary Prezydenckiej. To, że jakieś tam pyły piekielne z siarką (z siarką i spod ziemi na islandzkim odludziu, to zapewne chyba sam Szatan musiał popluć) tak nagle przestraszyły racjonalnych przywódców Zachodu, wsadzam z góry między bajki.

       Trudno mieć złudzenia, że polskie władze i polskie instytucje będą miały decydujący głos w tej sprawie i to nawet przy założeniu, że odpowiednie organy dokładają obecnie wszelkich starań, żeby sprawy rzetelnie wyjaśnić. Obawiam się jednak, że – o ile nie zdarzy się coś zupełnie nieoczekiwanego - będzie to raczej niemożliwe i że całej prawdy nie poznamy nigdy. „Nadzorcy” różnego rodzaju będą już odpowiednio pilnować, żeby były to ewentualnie różne półprawdy czy prawdy nie całkiem kompletne albo wręcz przeinaczone. Niestety, pełna i bezwzględna prawda mogłaby znów naruszyć zbyt wiele interesów i różne konstrukcje mogłyby się posypać niczym domki z kart. Obawiam się nawet czegoś jeszcze gorszego – mianowicie, że może się nagle okazać, że owszem, że nagle „wypłyną sobie” jakieś niezwykle ciekawe informacje przybliżające nas do prawdy ale wypłyną one dokładnie wtedy, kiedy będzie to potrzebne komuś zupełnie innemu. Na przykład, żeby nas choćby wrobić w jakiś większy konflikt na naszym terytorium (coś jakby deja vu z czasów II wś). To oczywiście bardzo luźne i teoretyczne rozważania ale ciekawe w tym aspekcie wydaje się np.pytanie, co różne wywiady, także i te sojusznicze, wiedziały o planowanej operacji i co wiedzą o tym, co naprawdę stało się w Smoleńsku – bo że wiedzą, to nie ulega wątpliwości. Tak samo jak i to, że podzielą się wiedzą, czy ujawnią coś dopiero wtedy, kiedy będzie to im na rękę.

       Nurtuje mnie przy okazji jeszcze inne pytanie – dlaczego do tej pory nie zostały sformułowane zarzuty wobec osób w Polsce, które nie dopełniły swoich służbowych obowiązków. To akurat wydawałoby się w obecnej sytuacji możliwe w odróżnieniu od pociągnięcia do odpowiedzialności winnych po stronie rosyjskiej czy w ogóle załatwiania czegokolwiek z tamtą stroną (zawsze uważałam, że powinniśmy się w śledztwie i w badaniach koncentrować na tym, co działo się po naszej stronie, bo reszta to jałowe wysiłki, możemy sobie najwyżej pokrzyczeć a czasami i to nie za bardzo). No ale cóż, nie wiadomo nigdy do końca, który odpowiedzialny za zaniedbania wokół „katastrofy” smoleńskiej był pod czyją opieką albo i pozostaje pod nią w dalszym ciągu.  

       I tymi mało optymistycznymi akcentami kończę na dziś i dodaję – obym się myliła i obyśmy jednak w jakimś przyzwoitym czasie poznali prawdę o tragicznej śmierci Polskiej Delegacji. Cuda i nieprzewidziane sytuacje czasami się zdarzają.

P.S. 1. Szanowni Państwo – udało mi się napisać notkę, ale zupełnie nie dam rady dziś ani jutro siedzieć przed kompem i odpowiadać, coś spróbuję ale generalnie nie ma mnie;

2) Komentarze trolli pospolitych, chamskie i szydzące z katastrofy, jej Ofiar oraz ich Rodzin będą mimo braku czasu usuwane;

3) Notka nie jest doktoratem, pracą habilitacyjną ani inną pracą naukową, ma charakter felietonu oraz zawiera moje osobiste przemyślenia, do których każdy w RP ma jeszcze póki co prawo. Trolli politycznych i agenturalnych informuję z góry, że nie będę odpowiadać na pytania oraz prośby w rodzaju „podaj link do agentury”, „udowodnij, że działa agentura”, itp. Uporczywe trollowanie w takich przypadkach będzie również wymiatane.

Opublikowano: 11 kwietnia 2019, 14:14

Z dedykacja dla agentury tak własnej jak i obcej.

Patrz Głupi Jasiu tam jest twój dom Ojczysty.

https://www.youtube.com/watch?v=rQtLXhn6YNA


https://m.interia.pl/interia-tv/video,vId,1091747


Błazen i stracony Smoleńsk

https://www.youtube.com/watch?v=WJBG775wH80

Stańczyk (obraz Jana Matejki)

image

Jan Matejko Stańczyk na dworze królowej Bony

Stańczyk na dworze królowej Bony po utracie Smoleńska

Ilustracja


W sekcji Linki zewnętrzne znajduje się link do audiodeskrypcji obrazu przygotowanej przez Muzeum Narodowe w Warszawie

Autor Jan Matejko

Rok wykonania 1862

Technika wykonania olej na płótnie

Rozmiar 88 × 120 cm

Muzeum Muzeum Narodowe w Warszawie

Obraz (pierwszy z lewej) eksponowany w Sali Jana Matejki w Muzeum Narodowym w Warszawie

Stańczyk, właściwie Stańczyk na dworze królowej Bony po utracie Smoleńska (Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony, kiedy wieść przychodzi o utracie Smoleńska)[1] – obraz Jana Matejki z 1862. Obraz od 1924 znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie[2].

Spis treści

1 Opis obrazu

2 Tło historyczne

3 Recepcja obrazu

4 Przypisy

5 Linki zewnętrzne

Opis obrazu

Postać jest bardzo dobrze oświetlona. Znajduje się z dala od zgiełku zabawy toczącej się w królewskich komnatach. Twarz błazna to autoportret autora (Jana Matejki). Maluje się na niej niepokój, jakby Stańczyk przewidywał, co stanie się z jego Ojczyzną. Jego splecione ręce wyrażają dezaprobatę dla działalności władców. Za oknem widać wieżę oraz kometę, która symbolizuje zniszczenie Polski.

Kontrastem, a zarazem tłem ubrania, koloru gorącej czerwieni błazna są ściany pałacu zdobione tkaninami. W tym przypadku są to odcienie ciemnej zieleni.

Drugi plan to społeczność dworska zgromadzona na balu. Wnikliwy obserwator może dostrzec szczęśliwe miny gości. Obraz malowany w wąskiej, ściemnionej gamie barwnej z której odznacza się gorąca czerwień, ogólnie są to ugry, wszelkiego rodzaju brązy, ciemne zielenie oraz głównie czernie. Kompozycja na obrazie jest statyczna, postać błazna zdaje się nie poruszać, trwa w smutku i melancholii, permanentnym zamyśle. Efekt ciągłości czasowej autor uzyskał dzięki wprowadzeniu do obrazu części zabawy balowej.

Na obrazie, na stole leży list z okrągłą lakową pieczęcią. Można na nim dostrzec napis „Samogitia, A.D. MDXXXIII” (tzn. Żmudź, 1533).

Dzieło zostało zakupione dla Muzeum Narodowego w Warszawie w 1924 ze środków pochodzących z budżetu miasta stołecznego Warszawy[3]. Obraz został w 1944 wywieziony do ZSRR i odzyskany przez Polskę w 1956.

Tło historyczne

Tytuł nadany przez artystę odwołuje się do upadku Smoleńska z 30 lipca 1514, gdy z powodu braku odsieczy wojewoda smoleński Jurij Sołłohub skapitulował przed wojskami Wielkiego Księstwa Moskiewskiego dowodzonymi przez wielkiego księcia moskiewskiego Wasyla III podczas wojny litewsko-moskiewskiej 1512-1522.

Recepcja obrazu

Obraz Jana Matejki stał się inspiracją m.in. do tekstu utworu napisanego przez Jacka Kaczmarskiego Stańczyk. Piosenka ta, wykonywana przez Przemysława Gintrowskiego, znalazła się na płycie „Muzeum”. Kaczmarski wykorzystuje tu stworzony w renesansie wizerunek błazna jako jedynej osoby, którą naprawdę stać na powagę w niepoważnym świecie. Bezsilność i smutna refleksja postaci, która stanowi bezpośrednie odwołanie do obrazu Matejki, kontrastują z beztroską dworu królowej wobec tragicznego dla Rzeczypospolitej wydarzenia - utraty Smoleńska.


Dziś bal na zamku królowej Bony

Wytruto myszy zwieszono lampiony

I opłacono śpiewaków

Czuję jak blednie moja twarz błazeńska

Właśniem przeczytał o stracie Smoleńska

Ale gdzie Smoleńsk gdzie Kraków

Wiadomość pewna podpisy pieczęcie

Ale królowa skrzywi się z niechęcią

Rachunki bardziej ją troszczą

Zaplatam palce nieskore do gestów

Bo samych wodzów jest tu ze czterdziestu

Na balu dobrze ich goszczą

Gdybym poruszał sznury wielkich dzwonów

To bym z nich dobył najwyższego tonu

I biłbym biłbym na trwogę

A dzwoneczkami na błazeńskiej czapce

Swój kaduceusz mając za doradcę

Kogóż przestrzec ja mogę

Stańczyk - wołają - dajcie tu Stańczyka

Już im nie starcza uczta i muzyka

Chcą jeszcze pośmiać się z głupca

Nie jestem dobrym błaznem na te czasy

Lecz wśród jedwabnych i złotych kutasów

Na mądrość znajdźcie mi kupca

Lecz żadna mądrość nie zastąpi przeczuć

Które są przy mnie dzisiaj jak co wieczór

Choćby grano najgłośniej

Siedzę bez ruchu jak wyzbyty mowy

Czemu więc nagle wokół mojej głowy

Dzwoneczki dzwonią żałośnie

To ta kobieta władzy wciąż niesyta

Pisma podmienia raportów nie czyta

Tajne prowadzi układy

Mówcie że mądra że wielkiego rodu

Że wschodem rządzić ma ręka zachodu

A ja nie cierpię tej baby!

 

W tym odcinku popularnonaukowego cyklu "Polimaty" dowiecie się nieco więcej o osobie tajemniczego Stańczyka - nadwornego błazna trzech polskich królów: Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta.

Dodano: Piątek, 29 marca 2013 (04:00)

http://www.radiownet.pl/sluchaj

Część piąta:

Prowadzący: Krzysztof Skowroński

Wydawca: Jaśmina Nowak

Realizator: Paweł Chodyna

image

image

Dr Piotr Witakowski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Prof. Piotr Witakowski o pracy Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem. Zajmuje się ona teraz ustaleniem przyczyn katastrofy. Poinformował nas, że w tym roku badania prawdopodobnie zostaną zakończone. Dotychczas podkomisja stworzyła symulację wypadku lotniczego. Wedle niej nie jest możliwe, aby części samolotu wbiły się tak głęboko w ziemię, jak przy zwykłej katastrofy. Prof. Witakowski zatem stwierdza, że przyczyną owych zaobserwowanych efektów kolizji musi być siła porównywalna do eksplozji materiałów wybuchowych wewnątrz samolotu.

Część pierwsza:

Pomnik Smoleński / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Przemówienie Lecha Kaczyńskiego, które miał wygłosić 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, przeczytane przez Jerzego Jachowicza.

Antoni Opaliński, redaktor Radia WNET, przeprowadza sondę uliczną dotyczącą opinii warszawiaków na temat katastrofy smoleńskiej.

Andrzej Melak sądzi, że ostatecznie uda się rozwiązać zagadkę katastrofy smoleńskiej. Obwinia Platformę Obywatelską, że podczas swych rządów nie walczyła o wrak prezydenckiego samolotu – który nadal leży na rosyjskiej ziemi – oraz w zły sposób przeprowadzała śledztwo w sprawie tej tragedii. Poseł PiS mówi także, że jeśli się nie dokończy owego śledztwa, to Polska nigdy nie będzie wolnym państwem.

Zuzanna Kurtyka o 9. rocznicy katastrofy smoleńskiej.

Dzwon Zygmunta był uruchamiany w czasach chwały ale też bił i na trwogę.

image

Co przyniosą czasy współczesne?

Jeśli pewne TEMATY są i będą tematami tabu!

Jeden z najsłynniejszych, jak nie najsłynniejszy dzwon w Polsce - Dzwon Zygmunt. Znajduje się w Wieży Zygmuntowskiej przy katedrze wawelskiej. Wejście do wieży prowadzi przez kaplicę św. Małgorzaty, która pełni rolę zakrystii.

Dzwon nazwano na cześć jego fundatora, króla Zygmunta I Starego. Dzwon został odlany w Krakowie przez ludwisarza Hansa Bahama z Norymbergii w 1520 roku. Na kopule umieszczono płaskorzeźby św. Stanisława oraz św. Zygmunta, a także herby Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz Królestwa Polskiego. Napis na dzwonie głosi: „Bogu Najlepszemu, Największemu i Dziewicy Bogurodzicy, świętym patronom swoim, znakomity Zygmunt, król Polski, ten dzwon godny wielkości umysłu i czynów swoich kazał sporządzić Roku Pańskiego 1520”.

https://www.youtube.com/watch?v=Dn4-tAFdOxY

Przemysław Gintrowski - Powrót (Live)

https://www.youtube.com/watch?v=Yz1Nc1-QOkg

Rozmowa (Live) - Kaczmarski, Łapiński

Zbigniew Łapiński i Jacek Kaczmarski. Tekst piosenki został napisany przez Kaczmarskiego, muzyka przez Łapińskiego.

Koncert odbywał się 1992, program nazywał się "Wojna Postu z Karnawałem".

TO JUŻ JEST KONIEC...

czy się chce czy nie chce życie przyniesie dalszy ciąg... .

Legenda głosi, że dopóki dzwon wisi na wieży, nic złego nie spotka Krakowa. Dzwon został umieszczony na wieży 9 lipca 1521 roku, a już 13 lipca tego samego roku w Krakowie po raz pierwszy mieszkańcy mogli usłyszeć jego głos. Serce dzwonu pękało już trzykrotnie, jednak było niezwłocznie naprawiane. W Wigilię 2000 roku serce Dzwonu Zygmunt pękło ponownie, tym razem postanowiono odlać serce na nowo, stare natomiast można oglądać przy wejściu na wieżę.

Dzwon Zygmunt bije w najważniejsze święta, uroczystości kościelne oraz narodowe. Dawniej można go było usłyszeć z okazji narodzin oraz śmierci rodziny któregoś z członków rodziny królewskiej, a także podczas pogrzebów wielkich Polaków pochowanych na Wawelu. Dzwon Zygmunt uruchamiany jest ręcznie przez od ośmiu do dwunastu ludzi. Przywilej ten ma tylko trzydziestu pięciu dzwonników, którzy stowarzyszeni są w Bractwie Dzwonników Zygmunta.

Jego masa to: 12.600 kg, w tym serce dzwonu 365 kg oraz klosz 9650 kg.

Literatura:

POCZYTAJ MNIE MAMO, POCZYTAJ MNIE TATO

Współczesny Stańczyk opuścił "dwór".

Smoleńsk 10.04.2010  stracony!

Leszek Misiak: Smoleńska zmowa milczenia NASZ WYWIAD

warszawskagazeta.pl/kraj/item/4737-leszek-misiak-smolenska...

Leszek Misiak: Smoleńska zmowa milczenia NASZ WYWIAD Napisane przez Dr Leszek Pietrzak . ... – W kwietniu i grudniu ub.r. wskazaliśmy na łamach „Warszawskiej Gazety”, co naszym zdaniem powinna zrobić prokuratura, czego dotąd nie zrobiła, co ukrywa SKW i jakie informacje powinien upublicznić Antoni Macierewicz oraz prowadząca to ...

https://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4737-leszek-misiak-smolenska-zmowa-milczenia-nasz-wywiad

wtorek, 18 kwiecień 2017 18:10

Leszek Misiak: Smoleńska zmowa milczenia NASZ WYWIAD

Z Leszkiem Misiakiem – ekspertem w sprawie katastrofy smoleńskiej i współautorem książki „Musieli zginąć” rozmawia dr Leszek Pietrzak – były analityk BBN.

– Powołując podkomisję do zbadania od nowa przyczyn katastrofy smoleńskiej na początku 2016 r. Antoni Macierewicz powiedział: Mija sześć lat od momentu, który nazwano największą tragedią po drugiej wojnie światowej. Była to największa tragedia lotnicza w dziejach lotnictwa światowego. Dziś okazuje się, że wokół tej największej tragedii było krótkie ożywienie i znowu zapanowała cisza. Czy to nie dziwne?

– To nie jest cisza, to zmowa milczenia. Pomijam pojawiające się deklaracje, że NATO powinno pomóc, że będziemy walczyli o zwrot wraku itd. Nikt nie pyta obecnej władzy, dlaczego nie prowadzi transparentnego śledztwa. Nikt nie pyta Antoniego Macierewicza, dlaczego podległe mu służby, zwłaszcza Służba Kontrwywiadu Wojskowego, od półtora roku ukrywają kluczowe dowody w sprawie katastrofy, m.in. zapis monitoringu lotu Tu-154M 101, zapisy depesz systemu ACARS, czyli tzw. wirtualnej czarnej skrzynki, zapisy radarowe lotów z 10 kwietnia 2010 r. Nikt nie upomina się o bieżące informacje o przebiegu i stanie śledztwa z prokuratury, która także posiada zapisy radarowe, wiedzę o ACARS, zdjęcia satelitarne, otrzymane z USA. Nikt nie żąda odpowiedzi, dlaczego Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego 2 lutego 2010 r. a więc przed katastrofą, uzyskała dostęp do kontroli radarowej lotów z Okęcia i lotów nad całą Polską, choć nie ma w zakresie swoich ustawowych obowiązków monitorowania przestrzeni powietrznej. Zapanowała jakaś dziwna zmowa milczenia. Milczą również „niepokorni” dziennikarze, którzy przed dojściem do władzy PiS-u zarzucali administracji Tuska ukrywanie informacji na ten temat, a nawet kolaborację z Rosją.

– Może zastój w śledztwie, także dziennikarskim, jest spowodowany tym, że temat katastrofy nie jest już gorącym tematem debat politycznych.

– Jeśli interes polityczny przesądza, czy wyjaśnia się przyczyny takiej tragedii, czy nie, wystawia to straszne świadectwo politykom, nie mówiąc o dziennikarzach.

– W kwietniu i grudniu ub.r. wskazaliśmy na łamach „Warszawskiej Gazety”, co naszym zdaniem powinna zrobić prokuratura, czego dotąd nie zrobiła, co ukrywa SKW i jakie informacje powinien upublicznić Antoni Macierewicz oraz prowadząca to śledztwo prokuratura. Nikt nie zakwestionował tych bardzo poważnych zarzutów i pytań i nikt się do nich nie odniósł. Wciąż słyszymy, że katastrofa powinna być wyjaśniona. Jednak gdy zadajemy konkretne pytania w tej sprawie, napotykamy na prawdziwy mur milczenia. Jak to można wytłumaczyć?

– Dla tysięcy Polaków, którzy zapalali po katastrofie znicze pod Pałacem Prezydenckim, jak również dla tych, którzy śledzili te wydarzenia, a teraz obserwują kolejne smoleńskie miesięcznice oraz organizowane w całej Polsce rocznicowe marsze pamięci, jest to całkowicie niezrozumiałe, a nawet wręcz szokujące. Nie tak bowiem wyobrażali sobie „dobrą zmianę”. Byli przekonani, że po dojściu PiS-u do władzy poznamy całą prawdę na temat katastrofy w Smoleńsku, gdyż tak obiecywano. A jednak po prawie półtora roku rządów PiS-u prawdy tej nie znamy.

– Co Pana najbardziej dziwi w działaniach służb obecnej administracji państwowej w aspekcie wyjaśniania katastrofy?

– Ukrywanie kluczowych dowodów. Jednak najbardziej zdumiewa mnie milczenie samego Jarosława Kaczyńskiego, dopuszczanie przez niego do całkowitego zastoju w śledztwie smoleńskim i nieinformowanie w tej sprawie społeczeństwa. Sądzę, że bez przyzwolenia Kaczyńskiego czy tolerowania przez niego takiej sytuacji nie mogłoby to mieć miejsca, i to aż przez półtora roku. Zastanawiam się, jakie racje spowodowały, że człowiek, tak boleśnie został doświadczony przez tragedię smoleńską, w której, przypomnijmy, stracił brata-bliźniaka, milczy? Mam na myśli przede wszystkim całkowity brak reakcji Kaczyńskiego na ukrywanie dowodów, jak również zaniechanie wielu działań, jakie mogłyby zostać w tej sprawie podjęte. Ten dystans Jarosława Kaczyńskiego jest naprawdę zdumiewający. Tak jakby poznał już prawdę o katastrofie smoleńskiej i ta prawda na tyle go przeraziła, że całkowicie zamknęła mu usta. Jak straszna musiała być ta prawda? Na pewno tą prawdą nie było poznanie szczegółów, w jaki sposób ludzie Putina dokonali zamachu na polską delegację, lecącą do Smoleńska. Bo wówczas mówiłby o tym głośno na cały świat. Tą prawdą nie były również związane z katastrofa zaniechania i zaniedbania ekipy Donalda Tuska. Bo gdyby tak było, Jarosław Kaczyński od razu obwieściłby to opinii publicznej. Powstaje więc pytanie, co tak naprawdę jest powodem spuszczenia zasłony milczenia nad Smoleńskiem? Dlaczego katastrofa smoleńska stała się dzisiaj dla PiS-u przysłowiowym „gorącym kartoflem”?

– Jarosław Kaczyński przez cały czas jednoznacznie wypowiadał się, że sprawa katastrofy musi zostać wyjaśniona. W jednym z wywiadów powiedział: musimy bez żadnych wątpliwości ustalić, czy doszło do zamachu. W cywilizowanym świecie nie było takiego wydarzenia, jak likwidacja całego przywództwa jakiegoś państwa. Jednak do zbadania tego konieczne jest uchwalenie odrębnej ustawy. Jarosław Kaczyński zawsze krytykował PO za sposób prowadzenia śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku.

– Ale dziś władzę ma Jarosław Kaczyński, a nie PO. Jego ludzie uzyskali dostęp do wszelkiej wiedzy i dokumentacji, także tej najbardziej tajnej. Jednak specjalnej ustawy, którą zapowiadał Kaczyński, nie ma, a zamiast prawdziwego przełomu, śledztwo zostało de facto utajnione. Jest jasne, że milczenie i ukrywanie kluczowych informacji ze śledztwa oznacza po prostu osłanianie sprawców zaniedbań, czy wręcz zamachowców, jeżeli oczywiście był to zamach, bo w śledztwie – co warto przypomnieć – nie odrzucono tej hipotezy. To, jak można sądzić, daje czas tym sprawcom na zatarcie dowodów ich winy oraz na mataczenie. Czas to przecież ważny czynnik w każdym śledztwie.

– Ani prokuratura, ani MON nie upubliczniły nagrań monitoringu lotu z 10 kwietnia 2010 r. wykonanych przez służby wojskowe. Lot Tu-154M 101 był lotem wojskowym, w jego planie było wyraźnie określone, że miał status HEAD, tj. z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie, a takie loty zawsze są monitorowane. Polskie służby specjalne wciąż ukrywają dokumentację prowadzonego przez nie monitoringu lotu Tu-154M 101?

– Tak rzeczywiście jest. Rodzi się zasadnicze pytanie: kogo w ten sposób polskie służby ochraniają? MON dawno zapowiadało upublicznienie nagrań z nasłuchu polskiego samolotu rządowego, uzyskanych z Łotwy i Szwecji, a tymczasem od półtora roku ukrywa własne nagrania. Przypomnijmy, że zgodnie z instrukcją służby wojskowe korzystają w lotach HEAD z tajnej stacji nasłuchowej, z radiostacji HF, która służy do prowadzenia korespondencji radiowej, co umożliwia łączność na bardzo dalekich zasięgach, przesyłanie danych, faksów, obrazów, szyfrowanie i transmitowanych danych. Radiostacje wojskowe VHF/UHF zapewniają bezpieczną łączność także z ośrodkami sojuszniczymi z NATO. Zapis tego monitoringu jest ukrywany, podobnie jak wiedza o systemie ACARS, który wysyłał do 36. SPLT (Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego) szczegółowe depesze o położeniu maszyny, stanie urządzeń, parametrach lotu, decyzjach załogi. ACARS bazuje na sieci przekaźników satelitarnych rozsianych po całym świecie, informacje są automatycznie przesyłane do bazy na ziemi co kilka minut. W 36. SPLT był dyżurny koordynator lotów (DKL), który, oprócz prowadzących samolot kontrolerów cywilnych, monitorował loty Tu-154, odbierał depesze ACARS. Informacje na ten temat są od półtora roku przez MON utajnione. Nie podano, że ACARS był zainstalowany w polskim samolocie, nawet po tym jak ujawniłem, że jest to przez MON ukrywane (!). Informacji o ACARS brak było też w raporcie Millera. Ale w anglojęzycznych raportach sporządzonych przez Universal Avionics System Corporation – amerykańskiego producenta awioniki zainstalowanej w Tu-154M 101, znaleźliśmy informacje, że ACARS był na jego pokładzie. Jeśli ten rejestrator przed tragicznym lotem do Smoleńska jakaś „niewidzialna ręka” wymontowała, tak jak odłączono radiostacje ratunkowe, czyli lokalizatory, świadczyłoby to o działaniu „wspólnym i w porozumieniu” w celu ukrycia, w jakim dokładnie miejscu i o jakiej dokładnie godzinie samolot zaginął. Prokuratura dotąd nie upubliczniła również informacji o logowaniach włączonych na terenie Rosji telefonów 23 ofiar, które pozwalają odtworzyć czas i miejsce urwania się łączy telefonicznych, a także informacje SMS, rozmów, nagrań poczt głosowych itp. Wszystkie one są nadal utajnione, podobnie jak wiedza dotycząca zapisów radarowych lotu Tu-154, począwszy od startu z Okęcia aż do momentu krytycznego, która jest w posiadaniu prokuratury, służb wojskowych oraz ABW. To są przecież bardzo ważne dowody na to, co naprawdę stało się w Smoleńsku. Przy dzisiejszym monitorowaniu lotów przez wiele rejestratorów (zwłaszcza w przypadku samolotów typu Air Force One) wrak nie jest niezbędny do ustalenia tego, co stało się w dniu 10 kwietnia 2010 r.

– Wydawało się, że po przejęciu władzy przez PiS ruszą postępowania prokuratorskie i procesy sądowe dotyczące Smoleńska. Ale czy tak się rzeczywiście stało?

– Prokuratura nie informuje nas na bieżąco o postępach prowadzonego śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Jedna ogólnikowa konferencja to zdecydowanie za mało. Nic nie wiemy o przesłuchaniach kluczowych świadków, o tym, czy dokonano np. aresztowań „punktowych”, które po nitce do kłębka mogłyby doprowadzić do głównych winowajców, a więc np. osób odpowiedzialnych za wymontowanie lokalizatorów ratunkowych w Tu-154 przed 10 kwietnia 2010 r., osób odpowiedzialnych za ACARS, za nasłuch, za monitoring samolotu prezydenckiego, za nadzór nad tymi ludźmi, a także innych ważnych świadków. Polacy powinni wiedzieć, kto i o co jest podejrzewany w tej sprawie. Słowem, mamy brak konkretów i ciągle tylko same ogólniki. Wyjaśnienie tragedii smoleńskiej jest sprawą publiczną, powinno toczyć się przy otwartej kurtynie. Niedawna informacja, że SKW złożyło zawiadomienia do prokuratury w sprawie przetargu na remont Tu-154 w Samarze to odwracanie uwagi od wyjaśnienia momentu samej katastrofy. To tak, jakby po śmierci pacjenta, zamiast najpierw przeprowadzić sekcję zwłok, zajmowano się zapaleniem migdałków, które przechodził w młodości.

– Nie mamy komunikatów o stanie śledztwa podkomisji ani prokuratury, nie została ujawniona wiedza, jaką w tej sprawie dysponuje SKW. Za to pojawiają się kolejne deklaracje, obietnice, które bardzo szybko podchwytują media i komentują. Nikt nie sprawdza, czy ma to pokrycie w rzeczywistości albo istotne znacznie w całej sprawie.

– Właśnie tak to wygląda. Opinia publiczna dostaje w ten sposób fałszywy obraz, wskazujący, że w sprawie katastrofy smoleńskiej rzeczywiście „coś się dzieje”. Gdyby dotyczyło to innego wydarzenia, można byłoby to zignorować. Ale w tym wypadku chodzi o tragedię oficjalnej polskiej delegacji z Prezydentem RP na czele. Wyjaśnienie jej winno zatem być absolutnym priorytetem polskiego państwa. Takie były zresztą zapowiedzi polityków PiS-u, gdy partia ta była jeszcze w opozycji. Wypowiedzi Macierewicza, że „najwyższy czas, by NATO włączyło się w wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej”, a potem kontra szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, że takich instrumentów, aby udzielić Polsce pomocy w tym śledztwie, „Kwatera Główna NATO nie ma”, czy też wypowiedź szefa MSZ, że jest przygotowywana skarga do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze w sprawie zwrotu Polsce wraku, która zostanie wniesiona, o ile (sic!) będzie decyzja polityczna rządu, tylko potwierdzają tezę o grze pozorów. Oświadczenie rzecznika rządu Rafała Bochenka z 20 lutego 2017 r., że sprawa katastrofy smoleńskiej powinna zostać wyjaśniona, „bo to, co zrobili nasi poprzednicy, woła o pomstę do nieba” i jego stwierdzenie, że raporty komisji Millera zostały stworzone pod „dyktando Rosjan” również wpisują się w tę trwającą od półtora roku smoleńską propagandę sukcesu, jaką karmi Polaków rząd PiS-u. Obecna władza, zamiast wyjaśnić przyczyny katastrofy w Smoleńsku, „zastępczo” koncentruje emocje i uwagę Polaków w sprawie Smoleńska, budując pomniki ofiar, upamiętniając ich nazwiskami ulice i skwery oraz organizując miesięcznice, rocznice i apele poległych, tak jakby ci ludzie zginęli na froncie walki. A jednocześnie ta sama władza pozostawia wyjaśnienie przyczyn ich śmierci jako sprawę wciąż otwartą. To już nawet nie kabaret, to jest tragifarsa.

– Opinia publiczna oczekiwała, że Antoni Macierewicz opublikuje białą księgę, w której zamieściłby tę wiedzę, którą, co wiele razy publicznie zaznaczał, ukrywała ekipa Donalda Tuska. Jak pamiętamy, będąc jeszcze w opozycji, Macierewicz publikował raporty zespołu parlamentarnego, nawet te cząstkowe. Ale nie słychać o publikacji.

– Skoro wiedza jest ukrywana, trudno oczekiwać na książkowe publikacje nowych faktów. Powołana przez Macierewicza podkomisja jak dotąd nie przedstawiła żadnych ważnych ustaleń, a kosztowała w 2016 r. podatników ponad 3,5 mln zł (jej członkowie zarabiają miesięcznie od 2 do 8 tys. zł.). A przecież odziedziczyła gotowe, kilkuletnie ustalenia Zespołu Parlamentarnego. Są zapowiedzi ministra, że niebawem podkomisja przedstawi zbiór dawnych ustaleń plus nowe, nieujawniane dotąd informacje, ale biorąc pod uwagę półtoraroczne milczenie i ciągłe obietnice, powstrzymałbym apetyty do czasu poznania wymiernych, a nie propagandowych, efektów.

– Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza za rządów PO miał być przeciwwagą dla stronniczej prokuratury, powielającej rosyjskie tezy i ustalenia. Ale dziś w prokuraturze rządzi PiS. Po co tak naprawdę jest ta podkomisja?

– Obawiam się, że została ona utworzona raczej dla efektów wizerunkowo-propagandowych. Bo jeśli mnożenie bytów miałoby zwiększać szanse na wyjaśnienie katastrofy, to dlaczego PiS storpedował utworzenie sejmowej komisji śledczej ds. katastrofy? W komisji sejmowej trudniej pozorować działania z uwagi na starcia posłów z różnych opcji. Wymusza to zresztą publiczny przekaz TVP – gdyż taki być powinien, jak w komisji Rywina. Tworzy się sejmową komisję ds. wyjaśnienia afery Amber Gold, a odmawia się utworzenia sejmowej komisji śledczej ds. wyjaśnienia największej tragedii od czasu drugiej wojny światowej, tragedii 96 Polaków, w tym nomen omen parlamentarzystów. Cóż za paradoks? Brak zgody Jarosława Kaczyńskiego na powołanie sejmowej komisji śledczej w sprawie Smoleńska demaskuje Kaczyńskiego. Dlaczego Jarosław Kaczyński nie chciał, by publicznie, tak jak było w aferze Rywina, „przyciśnięto do muru” dziesiątki, a nawet setki polskich świadków, w tym ludzi rządu Tuska, których sam obwiniał w sprawie katastrofy? Jeśli nie wierzy w skuteczność komisji sejmowej, dlaczego zgodził się na komisję ds. Amber Gold? Tylko sejmowa komisja śledcza, której obrady byłyby na żywo transmitowane, przesłuchując na oczach milionów Polaków wszystkich świadków, mogłaby po nitce do kłębka obnażyć tę mroczną tajemnicę. Niepowołanie jej tak naprawdę obnaża prawdziwe intencje PiS-u.

– Nie powołano sejmowej komisji śledczej, ale jednak obecna prokuratura podjęła decyzję o przeprowadzeniu ekshumacji wszystkich zwłok ofiar, poza tymi, które zostały skremowane. Już są tego pierwsze efekty – stwierdzono kolejny przypadek zamiany ciał.

– Ekshumacje są potrzebne, bo musimy wiedzieć, czy we wszystkich trumnach spoczywają właściwe zwłoki i wykorzystać wszelkie możliwości uzyskania informacji o przyczynach ich śmierci. Jednak po 7 latach, jak powiedziała w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Ewa Klonowski, światowej sławy antropolog sądowy, ekshumacje te mogą odpowiedzieć wyłącznie na pytanie, czy ciała ofiar złożone zostały we właściwych grobach. W trumnach znajdują się już niemal wyłącznie kości, co, w jej ocenie, uniemożliwia znalezienie śladów materiałów wybuchowych, bo w kościach takich śladów już nie będzie. Jej zdaniem nawet doświadczony medyk sądowy po tak długim czasie może nie być w stanie na podstawie szczątków określić właściwej przyczyny śmierci. Obawiam się, że ekshumacje, które mogą potrwać wiele miesięcy, może kilka lat, jeśli nie będą połączone z innymi wymiernymi działaniami prokuratury, mogą być wykorzystywane propagandowo jako dowód aktywności w wyjaśnianiu prawdy o katastrofie. Zastanawia mnie również to, dlaczego w starannie dobranym przez prokuratura krajowego Marka Pasionka 14-osobowym międzynarodowym zespole biegłych medyków sądowych, którzy uczestniczą w badaniach ekshumowanych szczątków ofiar, nie ma ani jednego profesora z Polski, jest natomiast aż czterech profesorów z zagranicy, choć mamy w naszym kraju prawdziwe sławy profesorskie w tej dziedzinie?

– Za czasów rządów PO temat katastrofy nie schodził z łamów „Gazety Polskiej” i pozostałych mediów. Tak naprawdę katastrofa smoleńska była przewodnim tematem większości polskich mediów, zwłaszcza tych tzw. niepokornych. Czy ten temat dla mediów już „się wypalił”?

– Nie, w tej sprawie nie ma mowy o wypaleniu, zbyt ważna to sprawa. To znamienne, że „niepokorni” dziś ucichli, nie licząc nagłośnienia wypowiedzi MON, że resort liczy na pomoc NATO itp. Prawdziwe oblicze „partyzanta prawdy” Tomasza Sakiewicza i innych „niepokornych”, także w sprawie Smoleńska, opisałem w mojej książce Prawicowe dzieci, czyli blef IV RP. Obywatelskie śledztwo smoleńskie w sprawie katastrofy zeszło de facto do podziemia, toczy się już tylko w blogosferze. Ale i tu zostało w dużej mierze rozproszone, albowiem portal Salon24, gdzie odbywały się ważne dyskusje blogerów prowadzących własne śledztwa w sprawie Smoleńska, ograniczył dostęp do komentarzy. To ucięło wiele tych dyskusji, ponieważ dla części blogerów takie potraktowanie było nie do zaakceptowania, więc zrezygnowali z pisania na tym portalu. Dzisiaj jednak to nie dziennikarze, lecz właśnie blogerzy, tacy jak FYM (Free Your Mind) i skupiona wokół niego grupa, czyli MAREK TOMASZ, STAN35, Albatros z lotu ptaka, TEODOR49, NASZ WOJTEK, Rolex, Kisiel, KIZAK i wielu innych, których nie wymieniłem, próbują przebić tę skorupę milczenia wokół katastrofy w Smoleńsku.

– To wszystko, o czym mówimy, nieuchronnie prowadzi nas do pytania, o co chodzi z ukrywaniem wiedzy, pozorowaniem działań, ciszą medialną wokół smoleńskiej katastrofy.

– Samolot rządowy państwa-członka NATO z generalicją NATO i prezydentem tego państwa nie znika przecież bez śladu. Przyczyny jego tragedii są monitorowane poprzez rozmaite rejestratory w wielu ośrodkach, także tych, które są usytuowane w krajach sojuszniczych. Te przyczyny są znane służbom wielu krajów, ale, jak widać, one je ukrywają. Gdyby chodziło o delegację prezydenta USA czy Rosji, wówczas dawno znalibyśmy odpowiedź, bo jej brak ośmieszałby potęgę każdego z mocarstw. Śmierć delegacji prezydenta małego kraju można przemilczeć w imię tzw. interesów geopolitycznych. Ale dlaczego w to przemilczanie wpisują się działania elity politycznej PiS-u? Jak wytłumaczą oni Polakom, że przez półtora roku ukrywają prawdę, osłaniając własnym milczeniem cynizm tych, których obarczają winą?

– Jak tę sytuację oceniać w kontekście ustaleń rosyjskiej komisji MAK i wniosków zawartych w amerykańskich raportach TAWS i FMS?

– W ustaleniach dotyczących ostatnich chwil lotu do Smoleńska, ale nie tylko, wersje rosyjsko-polska i amerykańska są sprzeczne, i jest w nich wiele niejasności, swoistych „furtek”. W raporcie Millera nie ma nic na temat systemu ACARS, z kolei w ustaleniach Amerykanów jest wymienione, że oprogramowanie ACARS zainstalowano w Tu-154M 101 w dniu 28 października 2008 r. Amerykanie nie napisali jednak, co wynika z tych zapisów, a to jest przecież najważniejsze, bo tam jest zawarta prawda, co rzeczywiście stało się z polskim samolotem. Szczegóły te mogą być w części nieodszyfrowanej przez amerykańskiego producenta, której Polska prawdopodobnie nie ma. Czy nie zwróciła się o to, czy też amerykański producent odmówił jej wydania, czy je po prostu zniszczono – tego nie wiemy. Ani Antoni Macierewicz, ani członkowie podkomisji MON ze Stanów Zjednoczonych, mający znakomite kontakty w sferach lotniczych USA, ani obecna polska prokuratura krajowa jak dotąd nie wyjaśnili tego Polakom.

Kolejna sprzeczność ustaleń rosyjskich i amerykańskich polega na tym, że w raporcie amerykańskim czytamy, iż według zapisów TAWS nie było komendy załogi o odejściu na drugi krąg. Tymczasem według zapisów rozmów z kokpitu, które znamy z raportu Millera, nawet dwukrotnie padła taka komenda. Następna sprzeczność jest taka, że w wersji amerykańskiej zapis z czujnika na podwoziu samolotu „on ground” w raporcie FMS oznacza, że podwozie dotknęło podłoża. Natomiast według raportów MAK i komisji Millera samolot dachował. Autorzy amerykańskiego raportu FMS umieścili w nim zapis nawigacji Tu-154 dopiero od granic Białorusi. Na to niedopatrzenie mogłyby rzucić światło zapisy radarowe lotu, które są w posiadaniu polskiej prokuratury, SKW i ABW. Pokazałyby bowiem, którędy samolot, począwszy od startu na Okęciu leciał i gdzie rzeczywiście „zniknął” z monitorów i nasłuchu. Dopóki ich nie poznamy, nie wolno lekceważyć żadnej hipotezy, także inscenizacji katastrofy w Smoleńsku, choć może wydawać się to teorią z gatunku science fiction. Niestety, strona internetowa z materiałami komisji Millera, wraz załącznikami amerykańskich raportów została przez rząd PiS-u zlikwidowana, i to zaraz po przejęciu władzy. Pytana o to premier Beata Szydło na konferencji prasowej odpowiedziała: Ta strona została zamknięta i będzie zamknięta po prostu. Myślę, że to jest ta odpowiedź jedyna, którą mogę w tej chwili udzielić. W raporcie rosyjskim są też inne szokujące ustalenia, których dotąd nie wyjaśniono, np. na stronie 149 raportu MAK poinformowano: Na miejscu zdarzenia lotniczego był odnaleziony certyfikat zdatności do lotu samolotu nr 101, którego ważność wygasła 20 maja 2009 r., a także aktualny certyfikat zdatności do lotu innego statku powietrznego (nr 102), który w momencie zdarzenia lotniczego [katastrofy w Smoleńsku – przyp. L.P.] przechodził kapitalny remont. Zaświadczenie o zdatności do lotu jest obowiązkowym dokumentem, który powinien znajdować się na pokładzie samolotu. Czy odnalezienie certyfikatu samolotu nr 102 oznaczać może, że nie był on w tym czasie w remoncie w Samarze, lecz… leżał w Smoleńsku? A może ktoś certyfikat sto dwójki wykradł z Samary i podrzucił na wrakowisko w Smoleńsku? Jeśli tak, to po co to zrobił, w jakim celu? Powyższe sformułowania w raporcie MAK brzmią jak publiczne postawienie pytania przez rosyjską komisję właścicielowi rosyjskich zakładów remontowych w Samarze. Pytanie, dlaczego postawiono je publicznie, a nie wyjaśniono tego przed publikacją raportu?

– Dlaczego dzisiaj, kiedy świat zachodni toczy z Rosją wojnę informacyjną nie tylko w aspekcie Ukrainy, ale także Syrii, nie wykorzystuje się wiedzy na temat katastrofy w Smoleńsku w tej wojnie?

– Mamy nawet sytuację odwrotną, Smoleńsk, zamiast stać się kartą przetargową w rozgrywce Zachodu z Rosją, stał się prawdziwym tematem tabu. Nie chodzi oczywiście o wydawanie komunikatów rządowych wyjaśniających wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. Mogą na przykład pojawić się tzw. przecieki do mediów. Może jest zatem tak, że w przypadku smoleńskiej katastrofy prawda jest znacznie bardziej skomplikowana niż sądzimy? Dlaczego zachodni świat milczy w tej sprawie, choć wie z całą pewnością, co wówczas faktycznie się stało? Jakie siły na Zachodzie mają taką moc, aby tak skutecznie wymusić ponadpaństwową zmowę milczenia na ten temat?

– Jeżeli mówimy o milczeniu, które, jak Pan zaznaczył, jest równoznaczne z ukrywaniem prawdy, to co w takim razie stało się w Smoleńsku?

– Co dokładnie stało się w Smoleńsku, nie wiem. Jednak każdy ze specjalistów od płatowców, z którymi rozmawiałem, twierdził, że nie ma możliwości, aby taki samolot, lecąc z tak małą prędkością, na tak małym pułapie, nie pikując w dół z dużej wysokości, mógł ulec tak olbrzymiemu rozdrobnieniu bez ingerencji człowieka. W ocenie tych osób wielu pasażerów samolotu powinno przeżyć jego upadek. Uznając ich racje, stajemy przed logiką zasadniczego wyboru: jeśli nie był to wypadek losowy, to musiał nastąpić wybuch, a jeżeli nie było wybuchu, to znaczy, że była to wyrafinowana inscenizacja wypadku. To z kolei stawia pytania o przebieg, finał tego lotu, los ludzi itp. Zajmując się katastrofą smoleńską od początku, będąc współautorem około 350 artykułów śledczych na ten temat, a także książki, nie potrafię przesądzić jednoznacznie, jaki był przebieg wypadków 10 kwietnia 2010 r., jednak wiedza, jaką mam, wskazuje, że nie był to wypadek losowy.

– Jeżeli rozważamy, że mógł to nie być wypadek losowy, trzeba zadać zasadnicze pytanie, kto miałby interes, by dokonać tak okrutnej eliminacji ludzi ze szczytu naszego państwa i to niemal przy otwartej kurtynie?

– Rzecz w tym, że ja nie widzę takich sił, które miałyby interes w tym, by likwidować prezydenta Kaczyńskiego czy inne osoby z jego delegacji i w dodatku zrobić to w tak okrutny sposób, na oczach całego świata, podejmując jednocześnie tak ogromne ryzyko, że to wszystko wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Lech Kaczyński nie miał aż takiego wpływu na światową politykę, by jakieś siły chciały go z niej wyeliminować jako największe dla niej zagrożenie. Wystąpienie antyrosyjskie Lecha Kaczyńskiego na wiecu w Tbilisi 12 sierpnia 2008 r. nie mogło stać się tego powodem. Do takiej retoryki, jaką zaprezentował wówczas Kaczyński, światowe mocarstwa są przyzwyczajone. Zaś porozumienie z USA w sprawie rozmieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, której Rosja była przeciwna, w sierpniu 2008 r. finalnie podpisał przecież już rząd Donalda Tuska.

– Jeżeli to był zamach i jeżeli przyjmiemy, że stała za nim Rosja i Putin, musiał zatem istnieć dla nich strategiczny polityczny cel, by wciągnąć w pułapkę i brutalnie zamordować na swoim terenie prezydenta RP i towarzyszącą mu delegację.

– Taki zamach, gdyby został udowodniony, sprzymierzyłby całą opinię międzynarodową przeciw Rosji, ale i personalnie przeciw samemu Putinowi. Jeśli Rosja miałaby już wtedy w planie aneksję Krymu, wywołanie tak wrogiego wokół niej klimatu politycznego wydaje się politycznie irracjonalnym celem. A nawet jeśli przyjąć, że stała za tym Rosja i Putin, to bomba w polskim samolocie mogłaby przecież wybuchnąć wcześniej, np. podczas lotu Kaczyńskiego do Pragi lub w innym miejscu, a cel zostałby i tak osiągnięty, jednak wówczas podejrzenia zostałyby odsunięte od Putina. Taki plan można określić samobójczym, choć w polityce wszystko jest możliwe. W każdym razie nie ma w tym logiki, chyba że zamach ten byłby elementem rozgrywki pomiędzy GRU i FSB, do jakiej mogło dojść przed wyborami prezydenckimi w Rosji. Zamach na terenie Rosji bez udziału rosyjskich służb miałby wątpliwe szanse powodzenia, a jeśliby nawet do niego doszło, Rosja natychmiast oddałaby Polsce wrak, czarne skrzynki i śledztwo, by odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia. Z kolei udział rosyjskich służb w zamachu na samolot z polskim prezydentem musiałby być „legitymizowany” przez jakiś ośrodek w Rosji, bo specsłużby nie działają przecież w zupełnym oderwaniu od rosyjskiego państwa. Określone służby w Rosji, co powszechnie wiadomo, są powiązane z różnymi ośrodkami władzy, nie tylko z obozem prezydenckim, premiera, ale też z posiadającymi ogromne wpływy oligarchami. Na pewno zamach mógłby mieć duży, kto wie czy nie decydujący, wpływ na wynik wyborów prezydenckich w Rosji w 2012 r.

– Jakie siły mogłyby spowodować międzynarodowy klincz i całkowite przemilczenie prawdy w tej sprawie?

– Według mnie określenie faktycznych sygnatariuszy tego przemilczenia jest punktem wyjścia tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. Działa przecież globalny nasłuch elektroniczny Echelon, są satelity wywiadowcze, jest wreszcie Wikileaks. To świadczy o tym, jak bardzo silne musiałoby być przekonanie tych sygnatariuszy, że są w stanie wymusić tak szczelną zasłonę milczenia. Jeśli jakaś zmowa milczenia w tej sprawie byłaby możliwa, to tylko sił ponadpaństwowych, które usiłują wpływać na politykę rządów i narodów wszelkimi możliwymi sposobami, wymuszając na nich określone działania polityczne, także zbrojne, w kierunku pożądanym przez te siły. Zamachy na głowy państw, przewroty rewolucyjne jak najbardziej mieściłyby się w tych działaniach. Przyjmując taką hipotezę, trzeba mieć świadomość, że jest również wysoce prawdopodobne wykorzystanie przez te właśnie ponadpaństwowe siły ich związków z ludźmi określonych służb specjalnych, także w Rosji, oraz posłużenie się lokalnymi urzędnikami, również tymi w Polsce, do przeprowadzenia operacji zamachu na polskiego prezydenta. To oczywiście snucie trudnej do wyobrażenia dla przeciętnego śmiertelnika „spiskowej teorii”, i to w sytuacji gdy władze PiS-u same zablokowały dostęp do wiedzy na temat katastrofy w Smoleńsku.

– Rozważając tę hipotezę, musimy zadać pytanie, jaki cel chciałyby osiągnąć służby, przeprowadzając zamach na polskiego prezydenta, który leciał do Katynia, aby tam, na miejscu uczcić pamięć polskich ofiar zbrodni katyńskiej, która na opinię publiczną w Polsce oddziałuje przecież niezwykle silnie?

– Być może w grę wchodziła kalkulacja, że zamach taki wywoła nastroje antyrosyjskie w Polsce, ale to jakby efekt dodatkowy. Być może liczono na wywołanie w ten sposób określonych skutków międzynarodowych. Wówczas, jak pamiętamy, miała miejsce polityka tzw. resetu pomiędzy USA a Rosją. Prezydent Obama wycofał się z zamiaru budowy w Polsce tarczy antyrakietowej. W zamian Rosja poczyniła ustępstwa, ułatwiając zaopatrywanie wojsk USA i NATO w Afganistanie z baz na terenie republik poradzieckich oraz odstąpiła od dostawy systemów antyrakietowych do Iranu, co dla USA miało ważne znaczenie w kontekście rozbudowy programu nuklearnego Iranu. Ten plan administracji Obamy mógł się nie podobać z przyczyn zarówno światopoglądowych, jak i z powodu nakręcania intratnej dla tych sił ponadpaństwowych spirali zbrojeniowej, obliczonej na zaostrzenie sytuacji na Bliskim Wschodzie. Zamach na terytorium Rosji, w oczywisty sposób dowodzący nie tylko antydemokratycznego nastawienia, ale wręcz „zdziczenia”, mógł spowodować wycofanie się już wówczas z polityki resetu i zmiany polityczne w Rosji i USA. Rosja jednak „zaanektowała” śledztwo, czarne skrzynki, wrak, od razu przyjęto wersję wypadku losowego i winy polskich pilotów, mimo ewidentnych wskazań, że mogło to być celowe działanie. Nawet późniejszy zastanawiający „przeciek” o trotylu i jego nagłośnienie nie zdołało zmienić przyjętej przez Putina narracji wypadkowej. To uniemożliwiło oficjalne oskarżenie Rosji o udział w zamachu. Reset trwał nadal. Skończył się dopiero wówczas gdy Putin stanął po stronie prezydenta Syrii Assada i gdy nie udał się inspirowany przez ww siły przewrót rewolucyjny na Majdanie, gdyż Putin zajął Krym.

– Fakt, że po tych zdarzeniach nie wykorzystano argumentu Smoleńska przeciw Rosji, nie wyciągnięto na światło dziennie dowodów winy, wskazuje, że może istnieć jakieś „podwójne dno” tajemnicy smoleńskiej.

– Jest to wręcz symptomatyczne. Wrak i czarne skrzynki polskiego samolotu, które mogłyby pomóc w rozwikłaniu zagadki, czy i kto w Rosji mógł za tym stać, są do dziś przetrzymywane przez Putina (pomijam tu inne dowody, dostępne tylko dla specsłużb, nie tylko Rosji, czyli zapis nasłuchu, monitoringu, wiedzę z satelitów wywiadowczych). Przetrzymywanie ich siłą rzeczy obciąża Putina i stawia otwarte pytanie, jaki naprawdę jest tego powód. Może jest to „as w talii” przed wyborami prezydenckimi w Rosji w 2018 r.? Dopóki tego nie poznamy, dopuszczalne są różne scenariusze. Ujawnienie z kolei wiedzy tajnej specsłużb mogłoby obciążyć te siły ponadpaństwowe, które stoją za zmową milczenia. Mamy więc hipotetyczną sytuację, w której wszyscy, ukrywający mroczną prawdę o Smoleńsku mogli stać się zakładnikami niepisanej zmowy milczenia, każdy z innych powodów. Być może właśnie dlatego dotąd nie poznaliśmy prawdy o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ NA ŁAMACH TYGODNIKA WARSZWSKA GAZETA!

Grupa trzymająca Smoleńsk. Tylko u ... - Warszawska Gazeta

warszawskagazeta.pl/kraj/item/4300-grupa-trzymajaca...

Polecamy wywiad dr Leszka Pietrzaka z publicystą i dziennikarzem śledczym Leszkiem Misiakiem. – Niebawem minie rok od objęcia rządów przez PiS, jednak nadal nie mamy praktycznie żadnej nowej wiedzy o katastrofie smoleńskiej. Czy powodem jest brak czarnych skrzynek i wraku? – Nie.

https://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4300-grupa-trzymajaca-smolensk-tylko-u-nas-przeczytajcie-szokujacy-wywiad-z-leszkiem-misiakiem

Polecamy wywiad dr Leszka Pietrzaka z publicystą i dziennikarzem śledczym Leszkiem Misiakiem.

– Niebawem minie rok od objęcia rządów przez PiS, jednak nadal nie mamy praktycznie żadnej nowej wiedzy o katastrofie smoleńskiej. Czy powodem jest brak czarnych skrzynek i wraku?

– Nie. Dla ustalenia okoliczności dotyczących katastrofy mamy w Polsce narzędzia i wiedzę. Na pewno kluczowe kwestie możemy wyjaśnić i wskazać, kto w Polsce i jaką odpowiedzialność ponosi za to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. To powinno być już wyjaśnione. Przykro to stwierdzić, ale wciąż mamy do czynienia z ukrywaniem kluczowych informacji, które mogłyby pomóc w ustaleniu prawdy. Mam na myśli zwłaszcza wiedzę Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ale nie tylko. Do dziś na przykład nie ujawniono, że dwa miesiące przed katastrofą Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego uznała za niezbędne uzyskanie przez tę służbę dostępu do bieżącej kontroli radarowej lotów z Okęcia i w ogóle lotów nad Polską. To zastanawiający zbieg okoliczności. Czyżby powodem były słowa Bronisława Komorowskiego wypowiedziane w 2009 r. w RMF FM, że prezydent gdzieś będzie leciał i wszystko się zmieni? Nigdy w historii nie zdarzyło się, by ta służba żądała dostępu do radarów lotniczych. Od 2 lutego 2010 r. ABW miała dostęp do „wtyczek” radarowych. Co takiego się stało, że nagle ta wiedza stała się dla ABW niezbędna? I kto personalnie kazał podjąć taką decyzję? ABW jest wykonawcą polityki rządu, premiera i jego najbardziej zaufanego otoczenia, w tak istotnych sprawach z pewnością działa za jego wiedzą, być może nawet z jego nakazu. Może coś na ten temat wie Jacek Cichocki, sekretarz kolegium ds. służb specjalnych w kancelarii premiera Donalda Tuska?

– ABW nie ma w zakresie swoich ustawowych obowiązków monitorowania przestrzeni powietrznej, od tego są inne służby. Dostęp do „wtyczek” radarowych jest niczym innym jak monitorowaniem przestrzeni powietrznej. Jaki był zatem powód, że ABW postanowiła się tym zająć?

– To powinien wyjaśnić szef ABW. Ani zwierzchnik tej służby za rządów PO Krzysztof Bondaryk, ani jego następca Dariusz Łuczak, ani też obecny szef Piotr Pogonowski nie poruszali tej sprawy, a z całą pewnością wymaga ona wyjaśnienia. Nie próbował zająć się tym Antoni Macierewicz i jego komisja ani prokuratura prowadząca śledztwo smoleńskie. A przynajmniej nie poinformowali o swoich ustaleniach Polaków. To tylko jeden przykład nieznanego dotąd publicznie faktu, związanego, z uwagi na koincydencję czasową, z katastrofą. A ile, i to ważniejszych, ukrywa się…

– Jaka wiedza jest ukrywana?

– Na przykład o systemie ACARS. W Tu-154 M 101 był zainstalowany system ACARS, który wysyłał do 36. SPLT, czyli Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego (tzw. specpułku) szczegółowe depesze o położeniu maszyny, stanie urządzeń, parametrach lotu, decyzjach załogi. Nawet rejsowe samoloty posiadają ACARS. Mógłby to być klucz do tajemnicy smoleńskiej. Ten klucz zna Służba Kontrwywiadu Wojskowego, która zgodnie z instrukcją HEAD, zatwierdzoną przez szefa MON, monitoruje loty VIP-owskie. Tu-154 M był maszyną wojskową. System ACARS lub jego wojskowa odmiana PACARS (szyfrowana) współpracuje z komputerem pokładowym FMS i systemem ostrzegania przed zderzeniem z ziemią TAWS. ACARS posiada funkcje planowania lotu, zarządzania paliwem, oblicza prędkości wznoszenia, zniżania, magazynuje dane nawigacyjne, systemy podejść, pasy lotnisk, drogi lotnicze, umożliwia wymianę danych z kontrolą ruchu, pozyskiwanie zezwoleń, informacji pogodowych. Także alarmuje załogę o wielu błędach, wysyła zdalnie na ziemię dane dotyczące stanu klap, podwozia, parametrów pracy silników. System ACARS bazuje na sieci przekaźników, rozsianych po całym świecie, informacje z systemu są automatycznie przesyłane do bazy na ziemi co kilka minut. Dzięki temu służby rządowe, lotniskowe, centrale linii lotniczych wiedzą, kiedy samolot wylądował i czy nie miał po drodze awarii. Zapisy systemu ACARS pomagają w wyjaśnieniu okoliczności wielu katastrof. W 36. SPLT był dyżurny koordynator lotów (DKL), który, oprócz prowadzących samolot kontrolerów cywilnych, monitorował lot Tu-154, odbierał depesze ACARS. Informacje na temat ACARS wciąż są przez MON z niewiadomych przyczyn utajnione. Znają je też amerykańscy producenci awioniki, która była zainstalowana w Tu-154 M 101. Antoni Macierewicz 17 października 2012 r. w „Rozmowie niezależnej” na vod.gazetapolska.pl pogratulował mnie i mojemu koledze ujawnienia informacji o istnieniu na pokładzie Tu-154M 101 systemu ACARS, który, jak wyraził się, śledził lot i pracę urządzeń samolotu oraz na bieżąco informował stronę polską o przebiegu lotu i działaniu poszczególnych elementów samolotu. Macierewicz uznał wtedy, że rząd pana Donalda Tuska musi dysponować pełnym zapisem przebiegu wydarzeń. Oni wiedzą, co się stało i ukrywają tę prawdę. To jest rzecz nieprawdopodobna i wstrząsająca, że z kamienną twarzą ci ludzie kłamią od rana do wieczora. Kłamali, kłamią i nadal chcą kłamać, mając w ręku wszystkie dowody w tej sprawie.

– Ale dziś przecież Antoni Macierewicz ma w ręku te dowody, którymi dysponował Donald Tusk…

– No właśnie, tymczasem słyszymy o sekundach urwanych z zapisów czarnych skrzynek, o rozmiarze winy rosyjskich kontrolerów, ale ani słowa o wiedzy SKW, o ACARS. W raporcie ministra Jerzego Millera, co bardzo zastanawiające, też nie ma informacji o ACARS. Jednak w raportach sporządzonych przez amerykańskiego producenta Universal Avionics System Corporation (były dostępne tylko w wersji anglojęzycznej) z badania komputera pokładowego FMS i rejestratora alertów o zbliżaniu się do ziemi TAWS doszukaliśmy się informacji potwierdzających, że ACARS był na pokładzie Tu-154 M 101. W zał. nr 4.9.5 do raportu FMS i zał. 4.9.4 do raportu TAWS, sporządzonych przez Uniwersal Avionics, wyszczególniono, że awionika Tu-154 M 101 miała zainstalowane oprogramowanie ARINC. Oprogramowanie to służy właśnie do obsługi komputera ACARS. W raporcie umieszczono nawet zdjęcie z naklejką ARINC, na którym zakreślono wersję tego oprogramowania. Podano, że ARINC LS429 został zainstalowany 28 października 2008 r. W amerykańskim raporcie w opisie TAWS numer fabryczny 237 z Tu-154 M 101 mamy więc wymienione oprogramowanie służące do transmisji danych ACARS, a przecież nie instaluje się oprogramowania podnoszącego w znaczącym stopniu bezpieczeństwo lotu w rządowym samolocie, które ma nie wysyłać depesz, czyli być atrapą, bo jest to pozbawione elementarnej logiki.

Z Leszkiem Misiakiem – ekspertem w... - Warszawska Gazeta ...

www.facebook.com/TygodnikWarszawskaGazeta/posts/...

Warszawska Gazeta April 18, 2017 · Z Leszkiem Misiakiem – ekspertem w sprawie katastrofy smoleńskiej i współautorem książki „Musieli zginąć” rozmawia dr Leszek Pietrzak – były analityk BBN.

Leszek Misiak | Gazeta Polska

www.gazetapolska.pl/autor/leszek-misiak?page=4

Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski. Smoleńsk 2010, ... Dowody fałszerstwa Rosjan Cyfrowy rejestrator szybkiego dostępu produkcji warszawskiej firmy ATM PP, typ ATM-QAR/R128ENC, rejestrował to samo co rejestrator pokładowy MŁP 14-5, czyli parametry lotu. ... O wszystkich tych zaniedbaniach już w 2010 r. pisała „Gazeta Polska ...

Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski w Warszawskim ...

www.youtube.com/watch?v=GFPDSyeFLSE

Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski w Warszawskim Klubie Gazety Polskiej ... dni po katastrofie TU154 zajęli się szeroko rozumianą "tragedią smoleńską" opowiadają o swojej pracy w ...

Leszek Misiak | Gazeta Polska

www.gazetapolska.pl/autor/leszek-misiak?page=3

Leszek Misiak. Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski. Kraj, Nr 32 z 8 sierpnia 2012. ... Dotarła do nich „Gazeta Polska” i „Gazeta Polska Codziennie”. Lektura akt sprawy prowadzi do zasadniczego wniosku: decyzja śledczych o umorzeniu sprawy jest niewyobrażalnym skandalem. Stoi w sprzeczności z zebranym przez nich materiałem ...


Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka