Alexander Degrejt Alexander Degrejt
2157
BLOG

Jedz jabłka, Putin się ucieszy

Alexander Degrejt Alexander Degrejt Polityka Obserwuj notkę 33

Putinowskie embargo na polskie płody rolne i akcja pod tytułem „na złość Putinowi jedz jabłka” pokazują, że Polacy kompletnie nie rozumieją o co chodzi w ekonomii i gospodarce.

Rozchodzi się mianowicie o to, że nawet gdyby udało nam się zjeść te wszystkie jabłka, które nie wjadą na rosyjski rynek to niczego to w skali globalnej nie zmieni. Owszem, od sadowników odsunie się widmo kłopotów czy, w skrajnych przypadkach, bankructwa. Ale dla polskiej gospodarki nadal oznaczać to będzie straty! Pieniądz będzie krążył w obiegu zamkniętym, bez zastrzyku z zewnątrz – czyli gospodarka nie będzie rosnąć. W dodatku kupując więcej jabłek automatycznie kupimy mniej papryki, kapusty czy gaci i w efekcie ratując przed stratami jednych zafundujemy je drugim.

Najlepiej zobrazuje to przykład hydrauliczny:

Jeżeli mamy pełne wiadro wody i część z niej przelejemy do drugiego to będziemy mieć dwa w połowie pełne (bądź w połowie puste) wiadra. Bez dolewki z zewnątrz wody będziemy mieć tyle samo, inaczej po prostu się nie da.

Dokładnie tak samo jest z pieniądzem. Można, oczywiście, dodrukować – tyle, że wartość ogólnej puli pieniędzy na rynku wyrażona w towarze nie wzrośnie – wzrosną za to ceny i to wcale nie proporcjonalnie tylko bardziej. Wracając do przykładu z wodą – po prostu jej część wyparuje.

Tak, wiem, to przykład najprostszy z możliwych i absolutnie nie oddający realiów gospodarczych. Jeżeli ktoś chce solidniejszych argumentów to odsyłam do specjalistów – szczególnie polecam profesora Gwiazdowskiego, który potrafi łopatologicznie wyjaśnić rzeczy skomplikowane i na pierwszy rzut oka niedostępne laikowi.

Rozwiązanie oczywiście istnieje, tyle że przez lata i kolejne rządy było zaniedbywane – jest nim dywersyfikacja rynków zbytu. Minister Sawicki dziś tłumaczy, że stara się o to by nasze płody rolne kupowali np. Irańczycy czy Chińczycy. Chwała mu za to, ale nawet jeżeli coś załatwi to będzie to dotyczyć przyszłych sezonów, obecna produkcja – zwłaszcza płodów sezonowych i nietrwałych – już poszła na straty.

Ale to w naszym uciemiężonym kraju norma. Kolejne rządy i kolejni ministrowie nie potrafią spojrzeć dalej niż na koniec roku budżetowego tudzież, w odosobnionych przypadkach, kadencji. Nie ma planów na wypadek kryzysu czy kłopotów, nie ma prób zapobieżenia im – działać zaczyna się dopiero wtedy, kiedy sufit wali się na łeb i już nie można wsadzić kolejnego stempla by powstrzymać katastrofę.

A jabłka to tylko jeden z przykładów i to wcale nie najtragiczniejszy w skutkach. W dodatku jedząc je wcale nie robimy na złość Putinowi – robimy mu przysługę drodzy moi mili kochani, bo ratując sadowników ciągniemy w dół pozostałe składowe krajowej gospodarki. A tego nikt jakoś pod uwagę nie bierze.

Zapraszam do księgarni

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka