allocator allocator
34
BLOG

zbyt krótka chwila

allocator allocator Kultura Obserwuj notkę 2
            ‘Co za syf!’ – tylko tyle przyszło mi do głowy, gdy skonany całym dniem próbowałem nie wdychać dymu, który wydobywał się z jej papierosa. Bo oczywiście muszą palić siedząc na przystanku. Nie odejdą, nawet na kilka metrów!
            Patrzę przed siebie – żadnego autobusu. Stał przed chwilą jeden, ale już odjechał. Mojego nadal nie ma – w końcu ma jeszcze kilka minut. Zerkam ukradkiem w lewo. Siedzą oboje. Tak grzecznie, kulturalnie – tylko ten papieros! Nawet pies leży spokojnie pod ławką (w tym kurzu?!), pewnie zmęczony jak ja, bo ciągany na tej smyczy przez cały dzień. Koniec patrzenia, bo jeszcze zaczną do mnie gadać. Co to za instrument, czemu taki, co robię z tymi skrzypcami, a właściwie to ile mam lat? Nie będę się odwracał, to nie zagadają. Spokój.
            Zaraz przyjedzie ten autobus. Czekam już 10 minut, ale wiadomo – sobota wieczór. Rzadko jeżdżą. Oddała mu papierosa i wstaje, a pies za nią. Stoi przede mną i otrzepuje tego buldoga, czy jak mu tam. Bo przecież zakurzył się niemiłosiernie pod tą ławką. Patrzę na psa, ale wzrok ucieka – ładną ma figurę ta dziewczyna. A ten chłopak? Pasuje do niej? Mówi coś do niego – podążam wzrokiem za słowami i czekam na odpowiedź. Ale on chyba jakiś mało rozgarnięty. Jakby nie słuchał. Patrzę znów na nią – widać że nieskończenie cierpliwa. Bardzo ładna, zgrabna, proste blond włosy i ta stylowa grzywka na czole z lewej... Nie będę się patrzył, bo sobie coś pomyślą.
            Ile jeszcze będę czekać na tym przystanku?! Podjechał jakiś, ale znów nie mój. Oni chyba na ten sam autobus, co ja... Mówi że pić się jej chce. I że bardzo. Odpowiada jej: ‘spoko wyluzuj, napijesz się potem’. Dziewczyna chce wsiąść w ten, co przyjechał. Za kilka przystanków jest sklep, a nasz autobus tam jeszcze jedzie tą samą trasą. ‘Nie pojedziemy, cicho siedź bo robisz obciach!’. Co za drań! Za moment spogląda koleś na mnie i się śmieje, że niby niezły kawał jej zrobił. Odwróciłem się, bo jeszcze głupiego najdzie na rozmowę.
            Niby oglądam ten autobus bo nowy, a ona stoi przede mną i zasłania... nie zasłania, rozprasza. Chce wsiadać, prosi go ciągle. On nic, siedzi z jakimiś pełnymi reklamówkami i ani drgnie. Odjechał właśnie ten autobus, już nie wsiądzie.
            Przez chwilę drętwo, ale za to spokojnie. Wreszcie zza krzaków wyłoniło się 83. Podnosi się ten koleś, bierze swoje wypchane torby i maszeruje tam, gdzie przystanął nasz niskopodłogowy czołg. A ona za nim. Na mnie też czas, więc zakładam plecak, a podniósłszy się zarzucam skrzypce na ramię. I też już maszeruję. Teraz maszerujemy w trójkę. Tyle że oni już wsiadają, a ja dopiero wstałem.
            Poszli na sam tył. Ja swoim zwyczajem podążam również w tylną część i siadam po prawej od przejścia, „na kole”. Za moment słyszę dziewczynę, jak mówi: ‘pies tu nie ma dość miejsca, chodźmy do przodu’. Gdzie – pyta się patafian. Ona stawia torebkę obok mnie, tylko po lewej i mówi, że ‘na przykład tu’. Myślę sobie – niezłe jaja. Autobus pusty, oprócz nas jeszcze jeden facet z przodu. „Wyglądam” przez lewe okno i widzę, co wyprawiają. Usiedli, położyli torby na kolanach, a psa próbują wcisnąć pod nogi. I bez psa ledwo się mieszczą. Zmieścił się chyba cudem. Teraz mu każą leżeć, a on biedny nie chce. Bo nie ma gdzie. Ugniatają go. Śmiejąc się, zerka na mnie. Widzi że ja też zezuję. Myśli przez kilka sekund i postanawia – idziemy na sam przód.
            Sprytna bestia – posadziła go przodem do jazdy, a sama usiadła tyłem. Dokładnie na wprost mnie. Widzimy się przez dwie szyby z pleksi. Zniszczone, zmatowiałe. Ale widać.
            Autobus ruszył – zaczyna się zabawa. Po lewej kamienica w opłakanym stanie, czyli łódzka norma. Dalej sklep. Fryzura jest bardzo dobrze ułożona, dba o siebie. Przystanek, wsiadają jakieś krzykliwe dzieciaki. Krótki postój na światłach. Ciekawe kolczyki, dość duże spiralne. To widziałem wcześniej, ale teraz patrzę że znakomicie się komponują z układem włosów, który jest lekko prawoskrętny. Znów kamienice – jaka ta Łódź zaniedbana... Patrzy się! Zabytkowa ulica z kostki, na której człowiek siedzący żałuje że ma tyłek, a stojący – że nie siedzi. Z tyłu zapięła włosy do góry, pewnie na spinkę. Znów się patrzy! Czy dlatego, że ja patrzę? Sprawdzimy.
            Zakotwiczyłem wzrok na przedniej szybie i obserwuję. Wygląda przez okno, głaszcze psa, znów się patrzy! Udaję że szukam czegoś w plecaku. Wyciągam klucze i zaraz je na powrót chowam. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie uciekam wzrokiem, ona też nie. Szalone hamowanie przerywa trans – kierowca znów zapomniał, że nie prowadzi czołgu z ładunkiem kartofli. Któryś już przystanek. I koniec zabawy – pulchna pani usiadła obok jej towarzysza, zasłaniając sobą cały widok!
            Jadę niepocieszony przez kilka przystanków, próbując cokolwiek przemyśleć. Nijak mi to nie wychodzi. Trudno. Widzę tylko poziome nogi psa, który najwyraźniej zległ bez życia. Skonsternowany brakiem skupienia, budzę się gdy autobus pokonuje ostatni zakręt na mojej trasie. Patrzę w przód, ale babsko siedzi. Zakładam belongings na grzbiet i ustawiam się przy drzwiach. Kilka szarpnięć hamulcami i wrota się otwierają. Wysiadam i idę w przód, póki stoi ten czołg. Gdy już prawie zrównałem się z jej oknem, kierowca ruszył.
            Ostatnie spojrzenie prosto w oczy. Szukam w jej wzroku jakichś słów. Oddala się ten cholerny autobus. Ale jej oczy są zakneblowane niemocą. Jakby w ogóle cokolwiek było do powiedzenia...
            Żałuję tylko, że nie pomachałem na pożegnanie.
allocator
O mnie allocator

Łodzianin od urodzenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura