Wyzwania
Jeśli kiedykolwiek zauważysz, że jesteś po stronie większości - powstrzymaj się i dobrze nad sobą zastanów. Mark Twain
101 obserwujących
493 notki
660k odsłon
  2849   0

*Blog Longina Cz.17 - 1933: Sztorm w Zatoce B., Znaczy Kapitan

Nazajutrz około południa wyruszyliśmy w drogę powrotną Gwadalkwiwirem w kierunku zatoki Biskajskiej.

Autor Bloga z przeszłości, przez przyjaciół nazywany Longinem ur. w 1898r. W poprzednich odcinakch było: Wstęp, Lata dziecięce, Jak nauczyłem się czytać, Pobyt w szkole, Przerwa w nauce, Przygotowanie się do gimnazjum, Pierwsza podróż pociągiem, W Warszawie, Powrót do domu, Okres sprzed I wojny światowej, Wybuch wojny, Przewalanie się frontu, Okupacja niemiecka, Rok 1918, Ochotniczy zaciąg do W.P., Służba w wojsku, Powrót do książki, Rok 1920, Kursy dokształcające dla wojskowych, Mała matura i zwolnienie z wojska, Powrót do pracy na roli, Moment decydujący w życiu, Matura, Wesele Grzegorza, W.S.H., Dom akademicki, Absolutorium i praca w Banku Gospodarstwa Krajowego, Mieszkanie na Żelaznej 28, Co zawdzięczam szwagrowi, Mieszkanie na Złotej. DOWBORCZYK i Rodzina, Morzem Po Słońce Afryki Kwiecień, 1933 - Gdynia-Lizbona, Casablanka - Marrakesz, Malaga - Grenada, Sewilla - walki byków, Sewilla Kadyks.

Na statku graliśmy w brydża

1. „bridge na pokładzie” – piąty do brydża fotografuje

(fot albumLongina, kadrowanie i obróbka graficzna Almanzor )

bądź też obserwowaliśmy nadbrzeżne miejscowości.

2. Obserwowaliśmy nadbrzeżne miejscowości

(fot albumLongina, kadrowanie i obróbka graficzna Almanzor )

Około godziny 18 statek zatrzymał się, po czym oznajmiono nam, że na Atlantyku na wysokości Lizbony szaleje gwałtowna burza i lepiej będzie dla całej wycieczki jeśli zatrzymamy się na kilka godzin na rzece.

Staliśmy tak do godziny 21-ej. Wracając do swych kabin każdy z nas zastał wiaderko przy łóżku na wypadek morskiej choroby. Po spożyciu kolacji położyłem się do łóżka i spokojnie przespałem do rana. Kiedy podniosłem się z łóżka, ażeby się umyć i ogolić, to tak kiwało statkiem, że trudno było ustać na miejscu. Jakoś się umyłem i ubrałem i poszedłem na śniadanie. Przy naszym stole byłem sam jeden. Przy innych podobnie po jednej osobie, lub nikogo nie było. Tu muszę wspomnieć, że jedzenie na statku było wspaniałe. Przy każdym stole siadało 12 osób. Na deser dawali owoce południowe jak pomarańcze, daktyle, figi etc.

[113]
Ludziska wyrzekli się śniadania i leżeli w kabinach na łóżkach, bo dopóki człowiek głowy nie podniesie to bujanie statkiem nieznacznie zaledwie się odczuwa. Ale po podniesieniu głowy, kto wrażliwszy choruje, gdyż uczucie podobne jest do jazdy windą do góry i bez zatrzymania na dół. Wszystko jedzenie gwałtownie [pcha się] do gardła. Można się zmobilizować i wytrzymać w takich warunkach 2-3 godziny. Ale nas bujało przez 48 godzin. Poprostu na morzu robią się tak wielkie fale, że statek czubem idzie w dół, aż uderza z przodu i nieco z boku góra wody, która rzuca czubem statku w bok i w górę, aby następnie pochylić się na dół i tak w kółko. Odpryski fali zalewały pokład. Niebo pogodne koloru szafirowego. A przy tym szybka, rwąca fala.

Po śniadaniu wyszedłem na pokład, gdzie zawsze jest tłoczno, a tym razem zastałem może ze 20 osób. Odważniejsi usiedli na czubie statku i leżąc na leżakach gawędziliśmy podśmiewając się z tych co chorują, gdyż coraz to ktoś uciekał pod pozorem, że niby ma coś do załatwienia. Ale skoro wstał i uszedł parę kroków, to zaraz przejechał się za burtę. I ten przykład działał chorobliwie na innych.

[114]
Będąc w towarzystwie kilku osób siedzieliśmy zabawiając się rozmową. Wiatr był porywisty, Młoda pani Klamerowa schyliła się zbierając kartki z książki, którą wiatr jej rozwiał. Skoczyłem natychmiast, aby jej pomóc w zbieraniu. To wystarczyło, abym się poczuł słabo. Kolega Bem - Barcicki opuścił blady całe towarzystwo pod pretekstem, że coś zapomniał i musi pójść do kabiny. Natychmiast przejechał się za burtę. Koleżanka Ninka, z którą na statku tańczyłem, zaczęła narzekać, że jakoś coś ją mdli. Poszła więc za przykładem Bema i też się rozchorowała. W końcu i ja chciałem zejść aby położyć się do łóżka, ale zaledwie zrobiłem kilka kroków - natknąłem się na osobnika, który zawracał swoje zjedzone śniadanie rybkom. To mnie dobiło i za jego przykładem pojechałem i ja do rygi. Udając jednak wilka morskiego przeszedłem na koniec statku i położyłem się na ławce. Wokół mnie było pusto. Statkiem rzucało w dalszym ciągu. Nie miałem wprost siły ani odwagi żeby przejść do kabiny i ułożyć się na swym łóżku. W takiej sytuacji nie można głowy podnosić bo zaraz zbiera się na mdłości. Podszedł do mnie kol. Mieluch, który już przejeżdżał Atlantyk dwa razy i poradził mi, żebym się przeniósł na inne miejsce, bo tu

[115]
na rufie okręt najbardziej kołysze. Nic mu nie odpowiedziałem, bo miałem takie uczucie, że wprost nie dobiegnę o swych siłach z pokładu na II pietrze. Po pewnym czasie zebrałem wszystkie siły, zerwałem się na nogi i biegiem po schodach w dół do swej kabiny. Wskakując na swą górną pryczę uderzyłem głową o kant łóżka, ale bez choroby torsji znalazłem się na swym łóżku. Przyniesiono mi obiad, za który podziękowałem. Byłem głodny i dopiero na kolację zjadłem kilka łyżek zupy w pozycji leżącej, bo dosłownie głowy nie mogłem podnieść.

Lubię to! Skomentuj37 Napisz notkę Zgłoś nadużycie

Więcej na ten temat

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości