ander ander
2751
BLOG

Kto nadzorował lot TU154M? cz.2

ander ander Polityka Obserwuj notkę 37

Kwestia nadzoru nad lotem TU154M w dn.10.04.2010 do Smoleńska, wydaje się być jednym z zasadniczych "kluczy" do odkrycia prawdy o Tragedii, która się w tym dniu wydarzyła. Jak to się stało, że załoga Tupolewa nie otrzymywała w odpowiednim czasie informacji o znaczącym pogorszeniu się warunków pogodowych na lotnisku docelowym? Czy było to niedopatrzenie wynikające z bałaganu i braku procedur, czy też czyjeś celowe działanie, polegające na umiejętnym blokowaniu informacji?

W pierwszej części mojej próby analizy  nadzoru nad lotem TU154M starałem się pokazać, jak ten "nadzór" wyglądał od strony MSZ, BOR oraz COP/CHZS; pora na kolejne instytucje, które mogły lub były zobowiązane w jakiejś formie do prowadzenia takiego nadzoru oraz do informowania odpowiednich władz, instytucji oraz załogi TU154M o problemach, mogących zaistnieć podczas lądowania Delegacji z Prezydentem na czele na lotnisku Smoleńsk Sieviernyj. Proszę mi również wybaczyć, że przy opisie danych instytucji będą się pojawiać wątki poboczne dotyczące innych służb mogących mieć związek z tym nadzorem, ale ścisłe rozdzielenie tych wątków mogłoby niepotrzebnie zawężać obraz kwestii tego nadzoru, choć postaram się w tym "rozbieganiu" na boki zachować umiar.

4. MON

a) 36 SPLT

Niestety, ale nie byłem w stanie dotrzeć do dokumentów opisujących kompetencje Służby Dyżurnej pułku; być może trudność w dotarciu do tych informacji wynika ze specyfiki tej Jednoski Wojskowej. Służba  ta z pewnością pracowała, natomiast czy w jakikolwiek sposób nadzorowała lub monitorowała ona ze swojej strony lot Tupolewa, szczególnie poza granicami RP? Czy posiadała na dzień 10.04.2010 odpowiednie środki techniczne, które taki nadzór czy monitoring, jak również możliwość komunikacji z załogami, umożliwiały?

Po Tragedii Smoleńskiej w 36SPLT wprowadzono pewne zmiany: 

By uniknąć błędów popełnionych ponad rok temu, postanowiono też, że dyżurne zmiany 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego zostaną wzmocnione synoptykami z Szefostwa Służby Hydrometeorologicznej Sił Zbrojnych RP, a nad pracą Lotniskowego Biura Meteorologicznego 36. SPLT prowadzony jest codzienny specjalistyczny nadzór.( wg portal wojewódzki dolnośląskie )

Na podstwnie tej informacji można przypuszczać, że wiadomości o pogarszających się warunkach pogodowych w Smoleńsku mogy "omijać" służby dyżurne samego pułku - najbardziej kompetentny powinien byc przecież w tej sprawie COP oraz CHSZ, choć nie wyklucza to również, że dyżurna zmiana 36 SPLT otrzymała te informacje - ale czy była je w stanie przekazać załodze swojego, właśnie lecącego w stronę  Smoleńska, samolotu?

Pewne światło na ten temat rzuca nastętpujący artykuł "Naszego Dziennika" z dn.25.03.2011: 

"Nikt nie zadzwonił na pokład"

Wynika z niego, że co prawda można się było połączyć z lecącym TU154M za pomocą telefonu satelitarnego, ale ponieważ zaczynał się weekend, na Wojskowym Okęciu nie było zadnej funkcyjnej osoby / decydenta uprawnionego do wyrażenia zgody na wykonanie tego typu telefonu.

Czyżby wylot Prezydenta RP na uroczystości w Katyniu, wraz z niemałą przecież Delegacją, w skład której wchodziło tak wiele znaczącychm jak i zasłużonych dla kraju osób,  był tak mało znaczącym wydarzeniem? A może właśnie takim miał być? Byłoby to nieco dziwne, skoro Minister ON Bogdan Klich był o tym fakcie poinformowany, a nawet... sam miał polecieć z Prezydentem Lechem Kaczyńskim na uroczystości rocznicowe do Katynia:

Kancelaria Prezydenta wysłała pismo 17 marca, do rąk ministra obrony narodowej trafiło dwa dni później. Władysław Stasiak poinformował w nim Bogdana Klicha, że Prezydent RP zamierza zaprosić najważniejszych dowódców Wojska Polskiego na obchody w Katyniu. Pismo ma charakter pytania o opinię. Na dokumencie jest dopisek: "Zgoda, zwłaszcza, że ja też się wybieram". Podpisano B. Klich.

W ślad za tym pismem MON rozesłał pismo generałom "z uprzejmą prośbą o realizację". Nosi datę 23 marca i jest podpisane przez zastępcę dyrektora sekretariatu Ministra Obrony Narodowej płk Piotra Nideckiego.

(wg gazeta.pl 30.04.2010)

Ciekawe uwagi w tym artykule wypowiada również Gromosław Czempiński:

Tu nie chodzi o to, czy minister Klich wyraziłby zgodę czy nie, bo trudno wyobrazić sobie, żeby powiedział: "nie weźmiecie udziału". Ale powinien wiedzieć, że oni zaakceptowali zaproszenie i będą lecieć.Powinien zainteresować się, zapytać: "a jak lecicie"? I wtedy może odezwałby się jakiś dzwonek alarmowy, że wszyscy polecą jednym samolotem.

Najwyraźniej jednak Minister Klich się nie zainteresował; najlepiej posłuchać, co sam ma na ten temat do powiedzenia:

Zostałem poinformowany pismem od prezydenta, że ci wojskowi zostali zaproszeni do udziału w obchodach katyńskich,ale nie o zaproszeniu do samolotu. Zaproszenia do przelotu każdy dostawał indywidualnie.

Cóż, mi to wygląda na brak większego zainteresowania przez kierownictwo MON wylotem Prezydenta do Katynia - ale może to ja źle interpretuję powyższe słowa Ministra Obrony? Zostawmy jednak na razie Pana Ministra Bogdana Klicha - nie raz zapewne jeszcze "powróci" on do "gry" w tej notce lub w jej kolejnych  częściach.

Informacja o samej "katastrofie" dotarła z kolei do dowódcy 36 SPLT od pilotów JAK-40, którzy się z nim skontaktowali, a nie od służby dyżurnej pułku, o czym świadczy poniższy fragment z przytoczonego powyżej artykułu:

"Generał dywizji Zbigniew Galec, dowódca COP, był niepokojony dopiero informacją o kłopotach Tu-154M przy lądowaniu i to on zaakceptował pomysł ppłk. Z., by informacji na temat losów samolotu szukać u płk. Ryszarda Raczyńskiego, szefa 36. SPLT. Ten potwierdził fakt katastrofy. Informację o tragedii otrzymał od pilotów Jaka-40."

Kwestia załogi JAK40, który wylądował na lotnisku Smoleńsk Sieviernyj o godz. 7.15  i miał możliwości ostrzeżenia załogi lecącego w stronę Smoleńska TU154M o pogarszających się warunkach pogodowych oraz o przekłamaniach urządzeń naprowadzających, była już niejednokrotnie poruszana przez wielu różnych komentatorów i publicystów. Informacje na ten temat są sprzeczne, o czym świadczy chociażby następujący fragment z tego tekstu, zamieszczonego w dn.30.03.2011 na stronach tvn.24: 

Załoga JAKa-40 nie informowała tuż po wylądowaniu na lotnisku w Smoleńsku o fatalnych warunkach atmosferycznych. Dane, które piloci przekazali do Warszawy, były uspokajające, a nie alarmujące – wynika z zeznań polskich wojskowych z Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP, kontrolerów i służby meteo warszawskiego Okęcia. Zeznania te są sprzeczne z informacjami Dowództwa Sił Powietrznych. Wojskowa prokuratura bada ten wątek. 

 Na początku marca, po posiedzeniu sejmowej komisji obrony, generał Lech Majewski, dowódca Sił Powietrznych, poinformował opinię publiczną, że to jeden z członków załogi JAKa-40 dzwonił krótko po lądowaniu w Smoleńsku na Okęcie i donosił o fatalnych warunkach pogodowych.Według słów generała, dzięki uzyskanym tą drogą informacjom, wojskowy kontroler warszawskiego lotniska miał przekazać dalej, że manewr odbył się "przy podstawie chmur 60 metrów i widoczności poniżej kilometra", czyli w warunkach dużo gorszych niż minimalne dla tego lotniska.

Ppłk Robert Kupracz, rzecznik Sił Powietrznych, zaznacza, że gen. Majewski, przekazując te informacje, opierał się na materiałach uzyskanych od "komisji Millera". - Uznał też, że w całej sprawie - wobec wielu niejasności - zachodzi konieczność zbadania postępowania załogi samolotu przez wojskową prokuraturę - przypomina rzecznik. Jak ustaliliśmy, dotychczasowe efekty pracy prokuratorów rzucają nowe światło nie tylko na to, w jakich warunkach lądował 10 kwietnia samolot z dziennikarzami, ale także
jak wyglądała korespondencja jego załogi z Warszawą, oraz kiedy i w jakich okolicznościach udało się ją nawiązać.

I jeszcze jeden fragment z tego samego tekstu, stawiający bardzo ważne pytanie:

Kto odpowiada za to, że kluczowych informacji o pogodzie nie można było uzyskać od pilotów (Jaka40- dopisek autora)przez ponad godzinę, mimo że wojskowi meteorolodzy z Warszawy znali ich numery telefonów i – przynajmniej teoretycznie – mogli się z nimi skontaktować w każdej chwili?

No właśnie:

Czy to działanie, a raczej brak działania,  było efektem bałaganu i niekompetencji, czy też może... celowym blokowaniem przepływu istotnych informacji?

Z kolei wg opubikowanych przez MSWiA stenogramów otrzymanych od MAK wynika, że załoga JAK40 pierwszy kontakt z załogą TU154M nawiązała o godz. 8.25 (dwie minuty po nawiązaniu przez Tupolewa kontaktu z wieżą kontroli lotów w Smoleńsk Sieviernyj) i przekazała im następujące informacje (wg tvp info):

No witamy ciebie serdecznie. Wiesz co ogólnie rzecz biorąc, to p...a tutaj jest. Widać jakieś 400 metrów około i na nasz gust podstawy są poniżej 50 metrów, grubo”.

Potem drugi pilot zapytał załogę JAK-a, czy już wylądowała. „No, nam się udało tak w ostatniej chwili wylądować. No, natomiast powiem szczerze, że możecie spróbować, jak najbardziej. Dwa APM-y (reflektory systemu lądowania) są, bramkę zrobili, także możecie spróbować, ale... jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć na przykład do Moskwy, albo gdzieś” - mówił członek załogi JAK-a.

Załoga Tu-154 o 10.27 ponownie rozmawiała z załogą JAK-a 40. Drugi pilot prezydenckiego samolotu pytał: „Jak grube są chmury”. Usłyszał w odpowiedzi, że około 400-500 metrów. „Z tego co pamiętam na 500 metrach jeszcze byliśmy nad chmurami” - opdowiedział członek załogi JAK-a. Jak dodał, „APM-y są oddalone od progu pasa jakieś 200 metrów”.

Następnie dowódca Tu-154 poprosił drugiego pilota o to, by zapytać kolegów z JAK-a, czy „Rosjanie już przylecieli”. „Ił dwa razy odchodził i chyba gdzieś odlecieli” - mówił jeden z pilotów JAK-a.

Załoga JAK40 od kilku miesięcy nie wypowiada się publicznie na temat wydarzeń z dn. 10.04.2010; być może ma to związek z prowadzonym przeciwko niej dochodzeniem:

Do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie w dniu 25 lutego 2011 roku wpłynęło zawiadomienie Dowódcy Sił Powietrznych gen. broni pil. Lecha Majewskiego, o podejrzeniu popełnienia w dniu 10 kwietnia 2010 roku przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu w ruchu powietrznym, przez załogę samolotu Jak-40 – poinformował rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Zbigniew Rzepa.

(wg lotniczapolska.pl z dn.25.02.2011)

Czy rzeczywiście załoga JAK40 nie dopełniła jakichś swoich obowiązków, czy też sądziła, że załoga TU154M posiada odpowiednie, aktualne informacje od innych, zobowiązanych do przekazywania tego typu informacji, służb?

Nie podejmuję się w tej sprawie wydać jednoznacznej opinii, bo zbyt wiele informacji jest na ten temat ukrytych, a te które są dostępne, w wielu momentach są ze sobą sprzeczne. Czy nie macie jednak Państwo wrażenia, że oskarżenie załogi JAK40 jest próbą znalezienia "kozła ofiarnego", na którego próbuje się  zrzucić jakaś część winy za "katastrofę" TU154M?

A co w takim razie z "konsultacjami", które opisałem w pierwszej części swojej notki, które odbywały się naprawdopodobniej gdzieś pomiędzy 7.41 a 8.02 w dn. 10.04.2010, a które dotyczyły planu działania dla lecącego właśnie do Smoleńska Tupolewa oraz ewentualnego zorganizowania dla niego lotniska zapasowego w przypadku nieudanego podejścia do lądowania? Najwyraźniej o tych "konsultacjach" nic w specjalnym pułku transportowym nie wiedziano, skoro dowódca 36 SPLT dowiedział się o "katastrofie" od pilotów JAK40.

Na koniec tej części jeszcze interesujący fragment  ze strony internetowej 36 SPLT

Katastrofa pod Smoleńskiem

W dniu 10/04/2010 ok. godziny 9:00, w lesie pod Smoleńskiem rozbił się samolot Tu 154 M, który wystartował z lotniska Okęcie o godzinie 7.15. (...)

Zastanawiające, prawda?

 

b) SKW

W tym przypadku napotkałem jeszcze większe trudności, jak przy próbie ustalenia, czy  i w jaki sposób 36SPLT prowadził nadzór nad lotem TU154M do Smoleńska. Jedyną dostępną informacją jest ta, podana w Rzeczpospolitej w dn. 19.04.2010, kiedy swoista "blokada informacyjna ", dotycząca tego tragicznego lotu, nie była jeszcze w pełni "domknięta":

Służba Kontrwywiadu Wojskowego na bieżąco otrzymywała informacje o położeniu maszyny

SKW śledziła parametry lotu Tu-154 do Smoleńska. – Był monitorowany, bo była to maszyna wojskowa – twierdzą rozmówcy „Rz”. Informacje, które wpływały do SKW, były zbliżone do tych przesyłanych przez zwykłe urządzenia GPS. Były to dane m.in. o położeniu maszyny, jej wysokości i prędkości.

Z ustaleń „Rz” wynika, że SKW najprawdopodobniej już w momencie katastrofy posiadała też nagrania m.in. rozmów pilotów samolotu z wieżą kontroli lotów.Wojskowe służby mają bowiem tajną stację nasłuchową. SKW nie chce jednak oficjalnie komentować sprawy.

„Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie udziela informacji na temat podejmowanych działań” – czytamy w piśmie płk. Krzysztofa Duszy, dyrektora gabinetu szefa SKW.

Czy i jakie materiały ta służba przekazała wojskowym prokuratorom prowadzącym śledztwo? Nie wiadomo.

– SKW jest samodzielną służbą i nie w gestii prokuratury jest informowanie o jej działalności – ucina płk Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

SKW od czasu do czasu wypowiada się jednak w sprawie "katastrofy" Tupolewa, najczęściej zmuszona do tego przez okoliczności "zewnętrzne", zazwyczaj jednak starannie omija sam temat monitorowania przez nią lotu:

Na pokładzie Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, był zwykły telefon satelitarny; nie było tam "tajnych kodów", urządzeń ani materiałów kryptograficznych - oświadczył w piątek płk Krzysztof Dusza, dyrektor gabinetu szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Oświadczenie SKW odnosi się do publikacji polskiej i zagranicznej prasy na temat katastrofy. Według dziennika "Washington Times" Rosja po katastrofie w Smoleńsku mogła zdobyć istotne tajemnice NATO. (...) - Ale jeśli jednak rosyjskie służby specjalne były w stanie odzyskać karty kodowe telefonów satelitarnych, będą w stanie rozkodować teraz całą natowską komunikację sprzed katastrofy - pisze amerykański dziennik. (wg newsweek.pl z dn.14.05.2010)

Inny przypadek wypowiedzi SKW, jako reakcja na okoliczności "zewnętrzne":

Służba Kontrwywiadu Wojskowego zapewnia, że samolot TU-154, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem, po remoncie w Rosji był trzykrotnie kontrolowany w Polsce.  Komunikat związany jest z pojawiającymi się w mediach informacjami dotyczącymi zabezpieczenia samolotu TU-154 w trakcie remontu przeprowadzanego w Rosji. SKW informuje, że po każdorazowym powrocie z remontu, który odbywał się poza granicami kraju, maszyna poddawana jest w Polsce specjalistycznym czynnościom kontrolnym.  SKW podaje, że samolot TU154, który uległ wypadkowi pod Smoleńskiem, po powrocie z remontu w Rosji poddany był stosownym czynnościom kontrolnym trzykrotnie w dniach 5, 7 oraz 12 stycznia 2010.(wg wp.pl. z dn. 25.08.2010)

Czy SKW rzeczywiście mogła monitorować lot w czasie rzeczywistym? Czy posiada do tego typu działań odpowiednie możliwości? Jest to zapewne informacja tajna; jednak jednym z zadań tej służby jest między innymi:

7. ochrona bezpieczeństwa jednostek wojskowych, innych jednostek organizacyjnych MON oraz żołnierzy wykonujących zadania służbowe poza granicami państwa

Całość mozna sobie przeczytać na jej stronie internetowej (wersja tekstowa).

Czy w takim razie SKW powinno ochraniać 36 SPLT, który mało, że wozi najważniejsze osoby w państwie, to jeszcze bardzo często robi to poza granicami Polski, jak w przypadku lotu w dn.10.04.2010 do Smoleńska? Nieco światła na tę sprawę rzuca artykuł w Rzeczpospolitej z dn.03.03.2011:

W prowadzonym przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie śledztwie dotyczącym okoliczności katastrofy Tu-154M pojawił się nowy wątek – ustaliła „Rzeczpospolita". Chodzi o wątpliwości wokół działań Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) wobec 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego odpowiedzialnego za transport najważniejszych osób w państwie. Tupolew, który rozbił się pod Smoleńskiem, stacjonował w tym specpułku. Jak twierdzą m.in. świadkowie przesłuchiwani w śledztwie dotyczącym katastrofy, specpułk nie miał zapewnionej dostatecznej ochrony kontrwywiadowczej. Wśród wymienianych wobec SKW zarzutów są np. brak reakcji na informacje o nieprawidłowościach w jednostce, a także niewyciąganie konsekwencji wobec skazanych prawomocnymi wyrokami służących tam żołnierzy.

Czy chodzi tylko o nieprawidłowości finansowe, jak sugeruje artykuł? Dlaczego w takim razie ten wątek pojawił się w... śledztwie dotyczącym "katastrofy" Tupolewa? Zimno mi się robi na samą myśl, co może być ewentualnym powodem pojawienia się tego wątku...

W kazdym razie co do mozliwości monitorowania przez SKW w czasie rzeczywistym lotu TU154M, niewiele można się dowiedzieć; nie można również wykluczyć, że w tego typu sprawach SKW  współpracuje ze służbami NATO, korzystając z infrastruktury znajdującej się na terenie Polski. Jakiej infrastruktury? A chociażby takiej, której część powinna już od jakiegoś czasu funkcjonować na terenie RP, przynajmniej wg tych informacji:

(...) 2. CP 5A0044 "Provide Backbone Air Defence Radars for Invited Nations".
Pakiet został zatwierdzony przez Radę Północnoatlantycką (NAC) w 1999 r. Dotyczy on budowy systemu rozpoznania radiolokacyjnego dalekiego zasięgu na terytorium RP (tzw. backbone). System ten ma tworzyć 6 radarów, z tego 3 radary będą zakupione ze wspólnych funduszy NATO typu RAT -31DL oraz 3 radary produkcji polskiej typu NUR-12M sfinansowane z budżetu MON. (...)

W 2005 r. wybudowane zostały 3 stanowiska radarowe. Posterunki radarowe wyposażone w radary polskiej produkcji NUR12-M (w 2006 r.) znajdują się w miastach Brzoskwinia, Roskosz i Wiewiórczyn - radary funkcjonują całodobowo w dyżurze bojowym. Zakończono budowę stanowiska radarowego w Chruścielu, a trwa budowa pozostałych dwóch stanowisk radarowych w Zamościu i Suwałkach przewidzianych pod instalację radarów natowskich - zakupywanych przez Agencję NC3A (NATO Consultation, Command and Control Agency - ) produkcji włoskiej firmy SELEX.(...)

(na podstawie informacji MON, 2009.03.13)

Oczywiście, nie posiadam dokładnych informacji, jakiego tego typu tajnymi instalacjami dysponuje w Polsce NATO i o jakim zasięgu czy też możliwościach (np. nasłuchu ); tego typu informacje są z pewnością bardzo mocno chronione przed niepowołanymi uszami czy też wzrokiem.

 

c) SWW

Niestety, nie udało mi się natrafić na jakiekolwiek istotne informacje mogące wskazywać na to, że służba ta w jakikolwiek sposób monitorowała lub nadzorowała lot TU154M do Smoleńska w dn.10.04.2010. Znalazłem jednak innego typu wiadomości, z których jedną pozwolę sobie przytoczyć na podstawie "Naszego Dziennika" z 23.03.2011:

Aby mogła zostać przygotowana poszerzona opinia ekspertów z katedry nawigacji z Dęblina, wcześniej musi zostać wydana opinia dotycząca zdjęć lotniska z kwietnia 2010 roku. Tę analizę ma przygotować Służba Wywiadu Wojskowego. Karty podejścia lotniska Siewiernyj, jakimi dysponowali piloci w kwietniu, miały się różnić od stanu rzeczywistego w Smoleńsku. Różnice miały dotyczyć współrzędnych pasa i rozmieszczenia radiolatarni. Jedna z wersji mówiła o przesunięciu dalszej radiolatarni z szóstego na czwarty kilometr, druga o większej o mniej więcej 650 m odległości między radiolatarniami, niż wynikałoby to z karty podejścia. W karcie miały się znajdować także nieprawdziwe współrzędne progu pasa startowego na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj

Poszerzona opinia ekspertów, o której mowa, dotyczy kart podejścia do lotniska Smoleńsk Sieviernyj, gdyż z zeznań jednego z pilotów 36 SPLT wynika, że podczas lotów 07.04. oraz 10.04.2010, różniły się one między sobą.

 

d) kierownictwo MON

Jak już wcześniej wspominałem, Minister Bogdan Klich zbytnio się nie przejmował lotem Delegacji z Prezydentem RP na uroczystości w Katyniu w dn. 10.04.2010 r, w którym brała również udział grupa najwyższych dowódców Wojska Polskiego. W jaki sposób w takim razie Minister Bogdan Klich dowiedział się o katastrofie? Zawiadomił go niezawodny w takich sytuacjach... Minister Sikorski:

- Muszę się państwo przyznać, że stężały mi wszystkie mięśnie, kiedy zadzwonił minister Sikorski i powiedział, że wydarzyła się katastrofa pod Smoleńskiem, a później (ile później? - dopisek autora) potwierdziła to dyżurna służba operacyjna. Z tymi stężałymi mięśniami przybyłem tutaj do tego gmachu. Trzeba było lecieć tam, trzymać te nitki w swoich rękach, wydawać dyspozycje i w końcu wejść na ten straszny teren po katastrofie. (wg onet.pl. z dn. 08.04.2011)

Co to za dyżurna służba operacyjna? Prawdopodobnie chodzi o poprzedniczkęCentrum Zarządzania Kryzysowego MON:

Dyżurna Służba Operacyjna Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej była jednostką organizacyjną podległą ministrowi Obrony Narodowej, bezpośrednio podporządkowaną szefowi Sztabu Generalnego WP. (...) Zapewniała ciągły przepływ informacjize wszystkich jednostek wojska polskiego, realizujących zadania służbowe zarówno w kraju, jak i poza jego granicami, dla kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej oraz Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. (...) Płk Jan Dąbrowski z ostatnim dniem grudnia br. kończy wykonywanie zadań na stanowisku szefa Dyżurnej Służby Operacyjnej SZ RP. Szef BBN gościł także płk. Mirosława Banasika, wyznaczonego na stanowisko szefa nowo utworzonego Centrum Zarządzania Kryzysowego MON, które od nowego roku przejmuje zadania wykonywane dotychczas przez DSO SZ RP.(...) (BBN 29.12.2010)

Spójrzmy jednak na Ministra Bogdana Klicha nieco z innej strony; szukając relacji na temat, w jaki sposób dowiedział się on o "katastrofie" w Smoleńsku, natrafiłem na pewną inną, dość zaskakującą informację: w dniu 09.11.2010, na wniosek Ministra Bogdana Klicha, Prezydent Bronisław Komorowski nadał stopień generała brygady... szefowi SKW, płk.Januszowi Noskowi. (BBN z dn. 09.11.2010)

A więc kolejny awans, po kilku już wcześnie opisanych w pierwszej części mojej notki; było tam zresztą sporo  więcej "ciekawych" awansów, warto na tę stronę zajrzeć...

No dobrze, ale jak płk. Nosek znalazł się na stanowisku szefa SKW?

Tutaj chyba Państwa zaskoczę: otóż mianował go na to stanowisko sam... Premier Donlad Tusk:

(...)Nosekzastąpi na tym stanowisku płk. Grzegorza Reszkę, który pełnił obowiązki szefa SKW przez ostatnie trzy miesiące.O powierzeniu Noskowi stanowiska p.o. szefa SKW poinformował członków Kolegium premier Donald Tusk, który przewodniczył temu gremium. (...) Omówiono wstępne wyniki kontroli wewnętrznej prowadzonej w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego i wykryte w jej toku nieprawidłowości. (...) Uczestników posiedzenia zapoznano z informacją o utrudnieniach w pracy służb wojskowych spowodowanych przez Komisję Weryfikacyjną powołaną w związku z likwidacją WSI. (...) Przed Reszką obowiązki szefa wojskowego kontrwywiadu pełnił płk Andrzej Kowalski, odwołany w związku ze sprawą zabezpieczenia i przewożenia dokumentów Komisji Weryfikacyjnej b. WSI z MON do budynku Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Szef MON Bogdan Klich mówił wtedy, że podważyło to jego zaufanie do szefa SKW. Kowalski został p.o. szefem SKW na początku listopada, gdy ze stanowiska ustąpił Antoni Macierewicz.

(na podstawie wp.pl z dn.19.02.2008)

Interesująca kariera, nieprawdaż?

Na tym w zasadzie zakończę drugą część swojej notki na temat monitoringu oraz nadzoru lotu TU154M do Smoleńska w dn.10.04.2010; już teraz jednak wiem, że nie będzie to część ostatnia, a i na temat MON nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa, biorąc pod uwagę chociażby decyzję wydaną przez Ministra ON Bogdana Klicha, a opublikowaną w  "Dzienniku Urzędowym Ministra Obrony Narodowej z 6 lipca 2009 Nr 12 poz. 129 ", dotyczącą lotów statków powietrznych o statusie HEAD, która prawdopodobnie będzie wymagała osobnej notki (sama instrukcja została wydana osobno, w formie wydawnictwa wojskowego o sygnaturze WLOP 408/2009")

Na sam koniec zostawiłem jednak pewną informację, zapewne już Państwu znaną, której do tej pory nie udało mi się zweryfikować:

(...) "Fakt" dotarł do wstrząsającej informacji (...) W kokpicie pilotów była zamontowana kamera, która na żywo przekazywała do dwóch saloników VIP-owskich taki sam obraz, jaki przez okna tupolewa widzieli piloci. - Kamera w kabinie pilotów pokazywała dokładnie to samo, co widzą prowadzący lot. Urządzenie to przekazywało zapis na ekrany, które znajdowały się w salonce prezydenta oraz drugiej salonce VIP - potwierdza Faktowi pułkownik Ryszard Raczyński, szef 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.(...) O tym, jak dokładnie wyglądał obraz z kamerki, nie dowiemy się już nigdy. Bo choć kamerka przekazywała do ekraników obraz na żywo aż do tragicznego końca lotu prezydenckiego tupolewa, to transmisji tej nie zarejestrowały czarne skrzynki. - Niestety, ten zapis nie jest rejestrowany. Także nie ma jego zapisów na żadnych nośnikach i nie da się tego odtworzyć - tłumaczy szef lotniczego pułku. (wg wp.pl.31.05.2010)

Chciałoby się zapytać: doprawdy? Ten zapis nie był rejestrowany? Być może rzeczywiście ten obraz nie był zapisywany, ale chętnie bym przeczytał na ten temat oficjalne oświadczenie np. MON albo komisji Millera. Doczekam się?

 

 

Celem ułatwienia docierania przez Czytelników do materiałów źródłowych, odnośniki tym razem są zainstalowane w tekście na zasadzie hiperłączy. Wytłuszecznia pochodzą od autora. Czas podawany w tekście jest czasem polskim. Przepraszam, że w tej notce nie uwzględniłem, jak zapowiadałem, ani Kancelarii Prezydenta, ani Kancelarii Premiera, RCB czy też pozostałych instytucji mogących monitorować lub nadzorować lot Tupolewa, ale rozmiar notki przekroczyłby wtedy jakiekolwiek rozsądne granice.

ander
O mnie ander

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka