O wstydzie za III RP, w której "komunistycznych bandytów nazywano ludźmi honoru" i która z honorami wojskowymi i państwowymi pochowała większość oprawców z 1970 roku - mówił prezydent Andrzej Duda w czwartek wcześnie rano w Gdyni na obchodach 45. rocznicy Grudnia'70.
"Stocznie zostały zlikwidowane, a nie rozliczono oprawców. Wstyd. III RP nie zdała egzaminu sprawiedliwości, uczciwości, a w tym ostatnim względzie, egzaminu elementarnej przyzwoitości i gospodarności" - powiedział prezydent.
Te słowa gorzkiej prawdy podziałały na Lecha Wałęsę, jak czerwona płachta na byka i tak się rozsierdził, że zaczął pleść niebezpieczne androny, pokazując tym samym, jak może czasem starość rozminąć się z mądrością i przyzwoitością. "Musi być referendum dotyczące skrócenia kadencji parlamentu i prezydenta. Jeśli jest taki prezydent, to trzeba jak najszybciej skrócić kadencję.
- Dojdzie do wojny domowej, żarty się kończą. Zaczynam się wstydzić za ten demokratyczny wybór. I będę to powtarzał przy każdej okazji w kraju i za granicą" - wyznał gorzko Wałęsa w rozmowie z Piotrem Kraśką.
Były prezydent tłumaczył w programie "Dziś wieczorem", dlaczego zdecydował się zerwać złożoną publicznie obietnicę, że przez pół roku nie będzie komentował posunięć obecnej władzy.
Mówił, że powodem były słowa prezydenta Andrzeja Dudy, które padły w czwartek podczas uroczystości rocznicowych w Gdyni.
I teraz pytanie, czy słowa prezydenta Dudy były kłamliwe? Czy stoczni nie zlikwidowano? Czy rozliczono oprawców? Czy nie byli oni nawet nazywani w III RP ludźmi honoru? Czyżby tak zabolało, bo w głębi duszy Wałęsa czuje się współodpowiedzialny za wszystkie te wydarzenia, ale jak to on, nigdy się do tego nie przyzna, więc próbuje zakrzyczeć? Wygląda na to, że ogłosi teraz referendum i będzie wszystkich pałował.

Pogrzeb Jaruzelskiego.
Inne tematy w dziale Polityka