tybetański nauczyciel
tybetański nauczyciel
zhongguo zhongguo
542
BLOG

DOBRZE JEST WSTAĆ SKORO ŚWIT …

zhongguo zhongguo Rozmaitości Obserwuj notkę 6

Jeszcze świt, ale na dole u naszych gospodarzy już gwarno. Najwcześniej wstał kogut, bo już około g.4°° piał. Ma bardzo zachrypnięty głos... moja ½ mówi, że zrobi mu miksturę z imbiru, aby ładniejszym śpiewem nas budził.

  Dzisiaj wracając ze śniadania poznajemy męża właścicielki hoteliku. Właśnie wrócił z polowania. Jesteśmy w szoku, upolował sowę, będącą pod ochroną. Sowa ma być poddana taksydermii, ale na razie  czeka na swego oprawcę.

                                                            image

   Właściciel jest miłym człowiekiem, ale jakoś nie mamy do niego modły. Pewno wszystkiemu jest winna ta biedna sowa. Przechadzając się po okolicach zauważamy, że sów tutaj sporo, ale przecież nie można ich tak lekkomyślnie niszczyć wszak są bardzo pożyteczne.

  Dzisiejszy dzień wydaje się być łaskawym, jest ciepło, deszcz nie pada i świeci słońce. Więc jedziemy do Gongshan, oczywiście autobusem. Jazda trwa tylko godzinę. Miasto ogranicza się do jednej głównej ulicy, ta sympatyczna burgada jest centrum ekonomicznym doliny Nujiang.

                                             image

Większość podróżnych zatrzymuje się tutaj przejazdem przed dalszą podróżą lub też przyjeżdza na targ po zakupy.


                                  image


Ciekawy kościół katolicki wznosi się na południowym zachodzie miasta.


                                    image

Mnieszość Lisu to jego gorliwi adepci, właśnie jest niedziela, więc mamy możliwość iść za ich śladami i uczestniczyć w mszy.Większość Lisu jest chrześcijanami. Pismo Lisu to drukowane litery alfabetu łacińskiego, pisane jak gdyby w lusterku, stanowią one lokalne pismo zwane ‘’pismem bambusowym’’. 

                             image

W kościele, wierni śpiewają pieśni. Nie ma tutaj obecnego księdza, który odprawia mszę i wygłasza kazanie. Wierni modlą się sami.  Ci co potrafią czytać  korzystają z modlitewników kościelnych, wszyscy w skupieniu uczestniczą w mszy świętej odmawiając modlitwy w języku Lisu, niestety nic nie rozumiem ...

 

                       image image

Kiedy pierwsi misjonarze francuscy przybyli w 1854 roku w tutejsze okolice, napotkali ludność tybetańską, jak również mniejszości Bai, Naxi, Lisu, Derung.

Staram sie zrozumieć warunki kulturowe i religijne z jakimi misjonarze się zetknęli. Znaleźli się oni w kontekście różnorodności na skrzyżowaniu kultur: tybetańskiej, Drung i Lisu. Warunki życiowe w tym regionie górskim były prymitywne, pozwalające ledwie utrzymać społeczeństwo. W przeciwieństwie do Tybetańczyków, Drung i Lisu byli anamistami lub szamanami praktykującymi coroczne składanie ofiar w postaci wołu.

Misjonarze przyczynili się do rozwoju sieci dróg ułatwiających podróże z jednej doliny do drugiej.  Nasi tybetańscy gospodarze również są katolikami. W ich domowych włościach wszechobecne są dowody ich wiary, obrazy i dewocjonalia.   

W drodze powrotnej wjeżdzając na teren rezerwatu przyrody okazujemy nasze bilety wstępu zakupione poprzedniego dnia. Pozostała część pasażerów z ciekawością nas obserwuje. Tuż przed wjazdem do Bingzhongluo ostry zakręt w formie podkowy delektuje nasze oczy, a wraz z nim widok na drzewa brzoskwiniowe, niestety o tej porze roku dawno ogołocone ze swych owoców. Latem widok musi być imponujący tworząc niemal że wyspę okwieconych brzoskwiniowych drzew. 

 Dzisiejsza niedziela podpowiada nam aby jeszcze udać się do innego kościoła.

                                                        image

Tym razem jesteśmy po sąsiedzku ... Aby się do niego dotrzeć, trzeba iść na północny kraniec wsi Bingzhongluo. Po drodze mijamy wspaniałe gościnne zagrody. Do jednej z nich nawet bez żenady zaglądamy. Jesteśmy przyjęci przez jej gospodarza, emerytowanego nauczyciela:  

                                            image

Mieszka on tutaj samotnie i wydaje nam sie, że jest bardzo zadowolony gościć nas w swym domu. Wspólnie pijemy herbatę, opowiada dużo o sobie, dowiadujemy się ile wynosi jego emerytura, pokazuje nam swoją książeczkę oszczędnościową, nawet wiemy ile ma na niej oszczędności. Dokumenty tożsamościowe i karta płatnicza, dzięki której może bez problemu pobierać pieniądze na całym terytorium Chin i poza jego granicami są do naszego względu. W oczach mężczyzny widać radość,  szczęście emanuje z jego duszy. Ciekawe jest, że tak otwiera przed obcymi swe intymne życie. W jego książeczce rodzinnej są wpisani inni członkowie rodziny, córka – jest w Pekinie profesorką historii na uniwersytecie, syn – studentem w Kunming’u. Jest też drugie nazwisko kobiece – to była małżonka.

Cudowne to chwile, nawet nie przypuszczamy, że tak mile będziemy przyjęci otwierając furtkę jego domu.  Miły Pan pokazuje nam wnętrze swej sypialni, z kąta wyciąga akordeon i zaczyna grać. Jest szczery i gościnny. Grając na akordeonie pan Liu przeobraża się, jego spojrzenie staje się odmienne, pełne czułości i tajemnicy, bardzo przeżywa swą grę. Instrument i on to jedna całość, ma zamknięte oczy, jego sylwetka stoi nieruchoma i tylko ręce się poruszją po pożółkniętych klawiszach w rytmie melodii.

Jesteśmy zauroczeni... Na pożegnanie nie odchodzimy z pustymi kieszeniami, w prezencie dostajemy orzechy z ogrodu naszego przyjaciela. Z trudem żegnamy się z tak uroczym gospodarzem i miejscem. Może jeszcze tutaj powrócimy, korzystając z zaproszenia.   

Wieczorem długo nie mogę zasnąć, widzę przed oczami akordeon i pana Liu.     

Zobacz galerię zdjęć:

zhongguo
O mnie zhongguo

CHINY - to moja pasja i powołanie. KRAJ, w którym jest najwięcej ludzi do polubienia. JĘZYK, HISTORIA, KULTURA, TRADYCJA ... wszystko mnie interesuje. Wśród moich podróży po Chinach losy wiodą mnie tam gdzie jest zawsze coś do odkrycia </&lt NAGRODA ''za systematyczną prezentację kultury chińskiej i budowanie mostów pomiędzy narodem chińskim i polskim'' (2012 rok)"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości