Jak bonie dydy, napisałm niedawno, że jeśli Greń posadzi Bońka na stołek prezesa PZPN-u to upomni się o niego wielka polityka, i zapewne Mitt Romney już po niego dzwoni. Przecież jest niewiarygodne to, że temu facetowi udało się przebić do tego betonu PZPN-owskiego i przekręcić ich na swoją modłę. To może znaczyć, że jest geniuszem, i może to znaczyć, co się nie wyklucza, że jednak działacze dostali sygnał, że jakichś wielkich rewolucji wcale nie będzie. To jedna sprawa.
Po drugie teraz naprawdę chcę zobaczyć jak sobie Boniek poradzi na tym stanowisku, bo już mu się zdarzyło, kiedy został trenerem kadry, że sobie z zadaniem nie poradził. Choć też zapewne sądził, jak teraz, że ma kwalifikacje.
Po trzecie, posadził na stołku viceprezesa ds szkolenia Romusia Koseckiego, co znaczy, że dał od razu sygnał politykom platfusowym, że będzie współpracował. I nie ważne co Romuś z Kucharskim robili przed wyborami.
Po czwarte, czekam teraz na pierwszy ruch, to znaczy wypierdolenie Gołosa, jak tego nie zrobi, to będzie znaczyło, że cała akcja z wywaleniem Orła ze związku nie ma dla niego żadnego znaczenia, a cała ta mowa, to była mowa trawa.
Po piąte widać jednak, że Boniek miał rację nie godząc się na żadne debaty telewizyjne, bo one w telewizji nie mają żadnego znaczenia.
Zupełnie na luzie, na nic wielkiego nie liczę, wszystko co się dobrego zdarzy to zaliczę na plus.
Inne tematy w dziale Rozmaitości