W.Tochman „Dzisiaj narysujemy śmierć”
„Myślę, że namawiam ludzi do przejścia ze strony sprawców na stronę ofiar. Bo jeśli nie potrafisz powiedzieć dwudziestu zdań o tym, co stało się w Rwandzie w 1944 roku to jesteś po stronie sprawców. Mordercom chodziło o zupełne zapomnienie ofiar, o wymazanie ich z naszej świadomości. Dlatego palili ich dowody osobiste i spisy ludności. Podobnie jak inni mordercy burzyli meczety w Srebrenicy czy palili synagogi w Polsce. Jeśli nie wiesz, co tam się stało, kogo zabito, ilu zabito, kto zabijał, potwierdzasz zwycięstwo ludobójców. Akceptujesz je. Kat żąda milczenia, ofiara potrzebuje naszej pamięci. Ale żeby pamiętać, najpierw trzeba wiedzieć”- tymi słowami kończy się rozmowa jednego z najbardziej znanych, polskich reporterów- Wojciecha Tochmana z Agnieszką Wójcicką w książce pt.: „Reporterzy bez fikcji”.
Autor opowiada o swojej najbardziej osobistej, jak ją nazwał książce : „Dzisiaj narysujemy śmierć” dotyczącej ludobójstwa na Tutsi w afrykańskiej Rwandzie. Temat wielokrotnie podejmowany w literaturze, tym bardziej aktualny, iż polski reporter otrzymał za powyższą książkę nominacje do tegorocznej Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Dla autora świadomość i wiedza na temat tego, co wydarzyło się w 1994 roku w Rwandzie zdaje się urastać do rangi obowiązku. Powinien go spełnić każdy człowiek, który utożsamia się z humanitarnymi wartościami. To, co stało się w Rwandzie nie jest pierwszym aktem ludobójstwa, niestety nie jest również ostatnim jego przejawem. Dokładną definicję ludobójstwa, rozgraniczenie z kolejnym aktem okrucieństwa tj. czystkami etnicznymi odnajdziemy w „Ludobójstwie w XX wieku” autorstwa Manusa I. Midlarskiego. Pozycja ta w równym stopniu pozwala pamiętać, jest to jednak książka raczej o charakterze naukowego wywodu.
Autor analizuje trzy najważniejsze jego zdaniem akty ludobójstwa: Holocaust, tragedię Ormian oraz właśnie Tutsi, o których pisze Tochman. I o ile Holocaust jest nam, jako narodowi szczególnie bliski, gdyż dokonał się niemalże na naszych oczach, tak z Rwandą sprawa kształtuje się nieco inaczej. Odległa Afryka, problem niezrozumiały i nie mający bezpośredniego kontaktu z obserwatorami, oparty na zeznaniach świadków, fotografiach zrobionych zawsze w „poniewczasie”.
Świadomość tego co się stało nie wiąże się z materialnymi dowodami zbrodni, opowiadane historie nie pochodzą z pierwszej ręki. Niewielkie jest prawdopodobieństwo, iż będziemy mieli okazję zobaczenia i usłyszenia oryginalnych sprawozdań z niewielkiej Rwandy. Dzieli nas bezpieczna odległość, fizyczna i psychiczna, gdyż masakra odbyła się poza naszym kręgiem kulturowym. Ale to co dzieje się bez naszego udziału, na drugim krańcu świata, dotyczy także i nas. Tym, który ja nam przybliża jest właśnie Tochman. Jego „doświadczanie” aktu ludobójstwa jest nad wyraz jednostkowe, a co za tym idzie bliższe czytelnikowi. Reporter śmiało przekracza sferę sacrum wkraczając w świat obcy, pozbawiony świętości, świat „karaluchów” (jak nazywani byli Tutsi przez Hutu). Tochman pisze „stamtąd” dla wszystkich tych, którzy zepchnęli Rwandę na margines świata, którzy nie wiedzą, a więc i nie pamiętają.
Tochman w „Dzisiaj narysujemy śmierć” wyraźnie podkreśla udział właśnie naszej pamięci. Wysoko zawiesza poprzeczkę każdemu człowiekowi- powinieneś pamiętać- postuluje, powinieneś wiedzieć i umieć opowiedzieć- w ten sposób okazujesz zmarłym szacunek i nie jesteś katem. Nierzadko także i tej postaci poświęca swoją uwagę, polemizując z Jeanem Hatzfeldem- swoim francuskim kolegą po fachu. (por. Hatzfeld Jean, Strategia antylop, 2009.) To kat żąda milczenia, zabija całe rodziny, zabija pamięć.
Książka Tochmana wydaje mi się pozycją mającą nie tyle co podawać fakty, przekazywać relacje z tego, co się wydarzyło. „Dzisiaj narysujemy śmierć” jest osobistym „świadectwem” autora, subiektywnym obrazem, mającym wywołać w czytelniku poruszenie. Aspekt „świadectwa”, tego, co pozostało ludziom ocalałym zostaje dokonany właśnie dzięki Tochmanowi- reporter wysłuchuje, zapisuje. W ustach swoich rozmówców odnajduje słowa: „Jedyne co mogę zrobić, to dać świadectwo”. Zawierając przyjaźń z Leonardem- jednym z głównych bohaterów książki, Tochman wyraźnie dzieli rozdziały książki tytułując je, przykładowo: drugie świadectwo Leonarda.
Pamięć u Tochmana zajmuje szczególne miejsce. Pamięć będąca odpowiedzią na najbardziej nieludzkie działania, będące poza wszelką wyobraźnią, pamięć wewnętrzną- tych, którzy ocaleli i pragną pamiętać, pragną zmaterializować chociażby miejsce pochówku swoich bliskich, a często nie jest nawet to im dane. Jest także pamięć zewnętrzna, której reprezentantem zdaje się być sam autor, jako ten, który widzi, który słyszy i przekazuje zarejestrowane obrazy swojemu dalekiemu, polskiemu czytelnikowi.
Owa wewnętrzna pamięć jest szczególnie ważna dla ocalałych. Po spalonych domach nie zostały już żadne ślady, ofiary często nawet nie grzebano, nikt nie zidentyfikował tysiąca zwłok. Tutsi miało być zlikwidowane z powierzchni ziemi, wycięte w pień, bez wyjątku. Rwanda powinna być usiana tysiącami nagrobków, lecz „zwykle to nie ich rodziny ich grzebały”, bowiem ginęli wszyscy. Nikt nad nimi nie płakał, nikt nie wspominał. Reverien Rurangwa – ocalony piętnastolatek, autor wspomnień o ludobójstwie w Rwandzie („Ocalony”), na którego powoływał się także Tochmann pisze:
„Ziemia usłana jest tysiącem różowych karteczek- to akty chrztu i akty zawarcia małżeństwa z naszej parafii, porozrzucane podczas plądrowania kościoła. Porywy zimnego wiatru unoszą je w powietrzu, co podkreśla surrealistyczny wymiar sceny. Wyglądają jak różowe motyle, które nagle, czy to ze zmęczenia, czy dla zabawy, siadają na rozkładających się ciałach”.
Revierien odwiedza Europę, w tym obóz koncentracyjny w Auschwitz, nierzadko porównuje oba akty ludobójstwa, sprawiając iż Rwanda sprawia wrażenie o wiele bliższej niż do tej pory. Oszpecony do końca życia Revierien pisze:
„Ludobójstwo pozostaje wypisane na moim ciele niczym numery obozowe na przedramionach więźniów z Auschwitz. Widać wyraźnie, kim jestem- moje blizny to znak, podobnie jak żółta gwiazda”.
Pamięć wewnętrzna jest dla ocalonych, podobnych do Revieriena tym bardziej trudna, iż politycznie niepoprawna. Obecnie stosowana polityka wewnętrzna nie pozwala na wszelki rozdźwięk pomiędzy Tutsi i Hutu. „ Hutu? Tutsi? Piętnaście lat po ludobójstwie to słowo zakazane. Nie ma Tutsi, nie ma Hutu, jest jeden naród rwandyjski. Nie wolno pytać: kim jesteś, bo nie ma to (czy raczej nie powinno mieć) żadnego znaczenia.”
Tak, jak nie wolno pytać, tak i nie wolno pamiętać. W Rwandzie niewiele jest miejsc, które przypominałyby samym Rwandczykom o tym co się wydarzyło. Oprawcy w niewielkim stopniu odczuli karę za swe postępki. Usprawiedliwienie znalazł nawet Kościół, którego instytucja posiadała dość istotny status w społeczeństwie. Wytłumaczeniem okazał się Demon- po latach oprawcy wiją się w męczarniach podczas egzorcyzmów, na które śmiało pozwalają kapłani twierdząc: „Nie braliśmy udział w zabijaniu. To Demon”, szatan, którego należy wypędzić. Pamiętanie dla ocalałych cudem ofiar to codzienne zmierzanie się z własnym odbiciem w lustrze, ale także konfrontacja z katem- nierzadko sąsiadem, który w kwietniu 1944 roku sięgnął po maczetę i wyciął całą rodzinę.
Pozostają zaledwie stare, pożółknięte fotografie, garść pyłu po przodkach zmieszana z afrykańską ziemią. Są także obrazy pod powiekami oczu, koszmary senne, poczucie iż nic nie przyniesie ulgi.
Tochman wchodzi w owy krąg pamięci, krąg wewnętrzny- tych co uciekli, ale także tych, co zabijali. Jest narzędziem, które przekaże owo świadectwo, ułoży poszczególne historie, być może przyniesie częściowe ukojenie. Oto bowiem ktoś chce tych ludzi wysłuchać, chce wiedzieć.
Reporter swoją przygodę rozpoczyna w Centrum Pamięci, gdzie wyeksponowane są fotografie dziecięce. Tochman pisze: „ Są oświetlone mocnymi reflektorami. Są tutaj także dla mnie. Abym na nie patrzył. Przyszedłem tu, żeby dowiedzieć się więcej, zanim zacznę rozmawiać z tymi co przeżyli. (…) Bym się dowiedział i zrozumiał, że tego, co tutaj widzę, nie wolno mi zostawiać dla siebie.”
Autor wyraźnie przedstawia swoje stanowisko- tego, który będzie patrzył, kto nie odwróci wzroku ani uszu. W wywiadzie przeprowadzonym z Martą Szarejko w styczniowym Bluszczu Tochman przyznaje się do tego, że w zamian za wiedzę, ponosi również jakąś cenę, czuje strach, przerażenie, współczucie. Być może nie dosłownie, ale jest przekaźnikiem emocji, świadomie, acz z rozwagą subiektywizując obraz, jakiego doświadcza. Wielokrotnie podkreśla niemożność uzyskania statusu obiektywizmu, bo czym w ogóle byłby obiektywizm? Szeregiem liczb zabitych? Reportaż dla Tochmana wręcz nie może być obiektywny. Powracając do Centrum Pamięci reporter opisuje zdjęcia sprzed masakry, mające przypominać nie tylko to, że sfotografowane osoby doznały okrutnej śmierci, ale że były wcześniej zwykłymi, radosnymi dziećmi, po których zostały już tylko owe zdjęcia. Tochman pisze: „Po większości z nich nie ma żadnego śladu, zdjęcia, nazwiska. Ścięto całe rodziny, nie ma komu za nimi tęsknić, nikt zaginionych nie szuka, nikt ich nie pamięta.”
Tragedia, która odbyła się na drugim krańcu świata zdaje się „zapominać” sama o sobie- nic po niej nie pozostaje. Po Holocauście zostały krematoria, stosy ubrań, butów, wieloletnich męczarni w obozach pracy. Hutu nie chciało po Tutsi zostawić jak najmniejszego śladu. Palono domy, rozdzielano między siebie dobra, ciała pozostawiano afrykańskiej ziemi.
Tragedia w Rwandzie odznaczała się nie tylko odległą lokalizacją, niemalże abstrakcyjną dla przeciętnego Europejczyka. Dokonana została w przerażająco krótkim czasie. „Większość masakr dokonano między kwietniem a majem, w tempie, które prześcignęło nazistowskie obozy śmierci z czasów drugiej wojny światowej”- czytamy w
Ale czy jesteśmy w stanie zmierzyć się z kolejną tragedią? Co i jeśli w ogóle jest w stanie „zmrozić naszą krew” w obecnych czasach? Obrazy śmierci coraz bardziej szokują, jednocześnie muszą uderzyć coraz głębiej i dotkliwiej w pokłady ludzkiej odporności aby w ogóle zaistnieć.
Tochman pozostawia czytelnika przed trudnym wyborem, wyzwaniem „patrzenia”, a właściwie „czytania”. Czy i jeśli tak, to skąd czerpać siły by czytać o tak ogromnym cierpieniu, niesprawiedliwości, najgorszych człowieczych zachowaniach ( na pewno ludzkich?). Tak jak zdjęcia w Centrum Pamięci przypominają uśmiechnięte twarze dzieci, które los skazał na ścięcie maczetą- tak relacja Tochmana zamyka w ograniczonych już nie kadrem- obrazach, lecz słowem- opisach wydarzeniach. Reporter powołuje się na słowa amerykańskiej felietonistki Susan Sontag, która w swej książce „O fotografii” wyraźnie określa jej funkcję, jako ta, która niesie przesłanie- Memento Mori.
Tochmann wykonuje swoje „słowne zdjęcia”. Idąc tym tropem powołam się na kolejne fragmenty z książki Sontag:
„Wszelka pamięć jest jednostkowa, niepowtarzalna- umiera wraz z człowiekiem. To, co nazywa się zbiorową pamięcią, nie jest pamiętaniem, lecz ustalaniem: to jest ważne, a to jest opowieść o tym , jak do tego doszło, wraz ze zdjęciami, które utrwalają tę opowieść w naszych umysłach”.
I dalej: „Można mieć poczucie obowiązku oglądania zdjęć dokumentujących potworne okrucieństwa i zbrodnie. Powinno się mieć poczucie obowiązku refleksji nad tym, co to znaczy na nie patrzeć, i nad zdolnością przyswojenia sobie tego, co ukazują.”
Podobnie uważa Tochman, posługując się zamiast obrazem- słowem. Jego opisy są równie ulotne, jak skradzione chwili zdjęcia, zamknięte w ramach książki. Jakże zbieżne wydają się być te dwie formy przekazu, gdy ich identyczną funkcję przedstawi każdy z artystów.
Osoba, na której nie robią wrażenia kolejne okrucieństwa zadawane człowiekowi przez drugiego człowieka jest wg Sontag niedojrzała, gdyż tego rodzaju ignorancja czy amnezja nie jest stosowna w pewnym wieku. „ Istnieje już olbrzymi zasób obrazów, które utrudniają pozostawanie w tego typu moralnej niedojrzałości. Niechaj nas dręczą te potworne obrazy. Nawet jeśli to tylko znaki niebędące w stanie objąć całej rzeczywistości, do której odsyłają, mimo wszystko pełnią istotną funkcję. Obrazy te mówią: oto do czego zdolne są istoty ludzkie- nawet na ochotnika, z entuzjazmem, w poczuciu słusznej sprawy. Nie zapomnij. (…) Pamiętanie jest czynem etycznym, samo w sobie i samo z siebie ma wartość moralną. Pamięć- to niestety – jedyna relacja, jaką możemy utrzymywać ze zmarłymi.”
Te dwa głosy, mówiące o tak różnych a jednak powiązanych ze sobą środkach przekazywania historii zdają się mówić niemalże jednogłośnie. Nie ma znaczenia, czy jesteśmy czytelnikami książki Tochmana, a może patrzymy na wyjątkowo okrutną, zeszłoroczną wystawę World Press Photo. Musimy pamiętać, patrzeć na fotografię, czytać na głos w swych głowach każde zdanie. Nawet jeśli automatycznie pragniemy odwrócić wzrok, zatrzasnąć książkę i rzucić nią w kąt. One nadal tam będą- obrazy, słowa, dotykalne i określone, zamknięte w kadrze, ograniczone znaczeniem liter. Istnieją – abyś Ty mógł o tym opowiedzieć, abyś w ten sposób okazał człowieczeństwo. Drogi czytelniku… Teraz już wiesz… Pozostało Ci pamiętać…
Inne tematy w dziale Kultura