Antonius Antonius
411
BLOG

Wywiad z Philipem Gröningem, czyli jeszcze raz Wielka cisza

Antonius Antonius Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Jakiś czas temu napisałem notkę o filmie "Wielka cisza" obrazujący codzienne życie Kartuzów w klasztorze położonym we Francji, dokładnie w miejscu o nazwie Wielka Kartuzja. Natomiast ostatnio trafiłem na wywiad z autorem filmu - Philipem Gröningem, który zamieszczony był na oficjalnej polskojęzycznej stronie filmu, a obecnie jest w tzw. wirtualnej machnie czasu, a tam jak wiadomo coś dzisiaj może być, a jutro nie, dlatego postanowiłem, że warto będzie go tutaj zamieścić. Oto i on:

Co zadecydowało o zrobieniu filmu w klasztorze kartuzów. Co było dla Pana pierwotną motywacją?
Na samym początku nie chciałem robić filmu o życiu w zakonie, chciałem natomiast zrobić film o momencie w czasie, o chwili. Dopiero później ta myśl naprowadziła mnie na pomysł zrobienia filmu o życiu w klasztorze. Spośród zakonów, w których obowiązuje reguła milczenia, kartuzi wydali mi się najbardziej interesujący, ponieważ każdy z nich sam dba o siebie. Żyją w małych celach z siennikami na łóżkach, jako piecyk służy im mała, blaszana skrzynka, jeśli pozwolisz ogniowi zgasnąć, marzniesz natychmiast. Z drugiej strony jest tu niezwykle stałe i intensywne życie we wspólnocie. Każdy dzień jest tak bardzo uporządkowany, ustalony, że z ledwością mogą znaleźć chwilę czasu dla siebie. Modlą się nawet nocami. To pustelnicze życie, ale w dużej społeczności.

W jaki sposób pomysł na film o czasie zmienił się w film o ciszy?
Przede wszystkim „normalny” film zawsze opiera się na języku – język organizuje czas. Myślę, że dla widza najgłębszym, najsilniejszym doświadczeniem podczas oglądania filmu jest możliwość odczucia czasu. Zwykle to doświadczenie jest ukryte pod historią. W filmie o ciszy - „niemym” filmie - doświadczenie czasu jest na powierzchni, nic go nie tłumi. A to z kolei jest bezpośrednio związane z trybem życia mnichów, w którym wszystko poddane jest absolutnie sztywnej czasowej strukturze i skrupulatnie ustalonym regułom.

Pański film dotyczy dwóch poziomów czasu. My widzowie widzimy prawdziwy sens rzeczywistego czasu, ale doświadczamy również zmian pór roku.
Ktoś, kto żyje w jednym tylko miejscu i czyje dni są do siebie tak podobne, doświadcza pór roku znacznie bardziej intensywnie. Wyobraź sobie, że przez całe życie patrzysz przez jedno i to samo okno, na pewną część ogrodu lub pewną górę - zmiany w naturze i jednocześnie zmiany czasu zaczynają mieć dla ciebie zupełnie odmienne znaczenie.

Nie tylko czas, ale również wartość pracy i rzeczy wydaje się być dla kartuzów odmienna.
Kartuzi żyją w wielkim ubóstwie, ale jest to ubóstwo świadome. Na przykład klasztorny krawiec zachowuje każdy guzik i każdy skrawek materiału. Kiedy mnisi umierają, ich guziki są używane ponownie. W filmie jest scena, w której widzimy kolekcję guzików w warsztacie krawieckim. Są tam również pudełka z pochodzącymi z recyklingu nićmi - nawet najmniejszy skrawek mnisich habitów jest wykorzystywany ponownie. Jeśli przyjrzysz się habitom z bliska, dostrzeżesz, że poskładane są z niezliczonych kawałków. Przede wszystkim nic nigdy nie jest wyrzucane. A każdy dochód, który nie został wykorzystany, do końca roku staje się darowizną. Nigdy zatem nie mają nadwyżki pieniędzy.

Czy to filozofia?
Tak. Pamiętam, że raz coś wyrzuciłem, nie pamiętam już co. Krawiec natychmiast przyszedł zapytać mnie, dlaczego to zrobiłem. Czy nie mam szacunku dla faktu, że ktoś poświęcił kiedyś swoją pracę i czas? Dlaczego myślę, że to bezwartościowe? To nie ma nic wspólnego z oszczędnością. To raczej troska. Troskliwość o wszystko dookoła: o rzeczy, czas, duszę, więc także o samego siebie.

Czy w klasztorze możliwa jest osobista wolność?
Jak najbardziej! Spotkałem tam tylko silne osobowości. W odróżnieniu od cystersów czy trapistów, którzy również zachowują regułę milczenia, każdy z kartuzów żyje na swój sposób. Ich indywidualność wyraża się przede wszystkim poprzez ich cele. Ile rzeczy zebrał w przeciągu zaledwie sześciu miesięcy pochodzący z Afryki Benjamin? A Francis mieszka w praktycznie pustej celi od siedmiu lat.

Podczas kręcenia filmu żył Pan jak mnich. Czy to dlatego, że nie można było nakręcić filmu w inny sposób? Czy może to była osobista decyzja, aby doświadczyć takiego sposobu życia choć raz?
Chciałem to zrobić, ponieważ nie mamy nawet wyobrażenia o tym, jak ci ludzi żyją, co robią. Jeśli pojedziesz tam na tydzień i zamieszkasz w hotelu obok, nie zrozumiesz rytmu tego życia – rytmu, który powinien wypełniać cały film. Tylko dlatego, że żyłem tam przez kilka miesięcy, mogłem wniknąć w rytm egzystencji mnichów. Robiłem wszystko sam: operowałem kamerą, nagrywałem dźwięk, nosiłem 20 kilogramów sprzętu. Często czułem, że nie dam rady tego zrobić – dopóki nie odkryłem kolejnego obrazu, który mnie zafascynował. Byłem wyczerpany, zwłaszcza nocami. Muszę wyznać, że opuściłem kilka razy nocne modlitwy...

Ale na ogół uczestniczył Pan w nich każdej nocy?
Tak, mnisi w klasztorze kartuzów nie przesypiają całych nocy. Trzy godziny snu, po nich następuje dwu – lub trzygodzinna modlitwa, potem znowu trzy godziny snu. Oni nigdy nie są naprawdę wypoczęci, cały czas pozostają niezwykle skoncentrowani dzięki stałemu poziomowi adrenaliny. Kartuzi nie mają wakacji. Ani wolnego czasu. Nocna modlitwa to najdłuższy okres ich aktywności w jednym czasie. Uczestniczą też w 45-minutowej mszy porannej oraz półgodzinnej mszy wieczornej, do tego odmawiają siedem razy dziennie osobistą modlitwę w swojej celi. Każdy mnich musi prać swoją odzież, myć naczynia, pracować w ogrodzie, rąbać drewno, studiować książki i wypełniać posługi klasztorne. Nie istnieje coś takiego jak czas dla siebie. Ilekroć wydawało mi się, że znalazłem chwilę spokoju, kolejne dzwony zaczynały bić i było coś do zrobienia.

Jak dużo materiału Pan nakręcił?
Około 120 godzin. Kręciłem jedną kasetę dziennie, to daje 49 minut materiału z danego dnia. Ponieważ żyłem tak jak mnisi, prałem, sprzątałem, pracowałem w ogrodzie, miałem tylko dwie, trzy godziny w ciągu dnia na filmowanie. Poza tym bardzo starałem się nie powtarzać żadnego ujęcia. Jeśli scena była dobra, praktycznie walczyłem ze sobą, aby nie nakręcić jej jeszcze raz. Mój główny wysiłek koncentrował się na unikaniu banału i typowych scen, które każdy z nas wyobraża sobie, myśląc o klasztornym życiu.

Jak porozumiewał się Pan w klasztorze, skoro wszyscy milczeli? W filmie można zobaczyć umieszczoną w sieni skrzynkę, w której mnisi zostawiają wiadomości.
Był wśród mnichów jeden, który wyraźnie sprzeciwiał się mojemu filmowaniu. Nalegałem więc na wcześniejszy kontakt z nim – skoro tak bardzo był przeciwny mojemu filmowi, mógłby opuszczać klasztor w czasie, kiedy filmowałem. Zostawiałem mu więc listy z opisem miejsc i czasu, kiedy będę filmować następnego dnia i z pytaniem, czy jest to dla niego akceptowalne. W podobny sposób aranżowane były sceny z ogrodnikiem czy krawcem. Pisałem list do administratora zakonu i on mi tą samą drogą odpowiadał. Kartuzi mają również regułę, która pozwala mówić, jeśli jest to niezbędne przy pracy. Ponieważ filmowanie było moją pracą, mogłem mówić coś w rodzaju Teraz potrzebuję takiej wtyczki.

A zatem nie ma całkowitych ślubów milczenia?
Zasadą kartuzów jest mówić tak mało, jak to tylko możliwe. Są pewne miejsca, w których nikt nie może nigdy mówić; kaplica, sień, korytarze. W odróżnieniu są również inne miejsca i okoliczności, w których wyraźnie pożądane jest mówienie. Tak jest na przykład podczas niedzielnych spacerów. Jednak każdy powinien zachować pewną sferę samotności. To dlatego warsztaty i pokoje są tam tak duże. Jeśli ktoś kroi warzywa w kuchni, inna osoba, również krojąca warzywa, powinna być tak daleko, aby praktycznie można było zapomnieć o jej obecności. W ten sposób łatwiej jest uchwycić ciszę. W tej atmosferze ja również starałem się poruszać tak cicho i powoli, jak to tylko możliwe. Na początku zdjęć, najtrudniejszą kwestią był hałas, który czyniłem wokół siebie. W ciszy, która tam panuje, każdy terkot czy skrobanie staje się szokujące. W tym otoczeniu uznawałem za nieznośny hałas, kiedy materiał mojej marynarki ocierał się o siebie.

Wspaniałym dramaturgicznie pomysłem było towarzyszenie nowicjuszowi, który w istocie rzeczy jest obcym ciałem w społeczności.
To był akurat czysty przypadek. Dopiero co przyjechałem, zrobiłem jedno czy dwa ujęcia architektury, kiedy zostałem poinformowany, że następnego ranka przybędzie ktoś nowy. Było to tak ważne, że postanowiłem to nakręcić. W głębi duszy czułem, że to zbyt wcześnie, że nie czuję się zbyt pewnie, dokumentując coś tak intymnego. Ale z drugiej strony nie wiedziałem, czy będę miał jeszcze jedną taką szansę.

Czy tylko on wstąpił do zakonu przez ten czas?
Nie. Wstąpiło czterech nowicjuszy podczas pięciu miesięcy mojego pobytu. Nie wszyscy zostali. Wielu myśli, że może zostać mnichem, ale później uświadamiają sobie, że to nie jest dla nich odpowiednie. Można powiedzieć, że około 80 procent nowicjuszy odchodzi. A część spośród tych dwudziestu procent jest odsyłana z powrotem przez samych mnichów.

Czy to nie jest straszne, być odesłanym z klasztoru?
Podczas ceremonii przyjęcia jest jasno określone, że każdy ma prawo do odejścia i że społeczność może odesłać kogoś z powrotem. I jest to forma opieki nad postulantami. Jeśli mnich widzi jasno, że postulant nie potrafi żyć według sztywnych zasad, to podejmuje decyzję o jego odesłaniu.
Na początku starałem się przekonać mnichów, którzy byli przeciwni mojemu filmowi, że będzie to swoista reklama dla ich klasztoru. Potem uświadomiłem sobie, że taka postawa jest całkowicie absurdalna dla kartuzów. Nie może być nic gorszego, niż mnich, który wstąpił do zakonu i po dwudziestu pięciu latach zdaje sobie sprawę, że to nie jest jego sposób na życie. Co wtedy ma zrobić?
Co więcej nikt w klasztorze kartuzów nie martwi się o przetrwanie zakonu. Zgromadzenie działa od prawie tysiąca lat, ale jeśli Bóg zdecyduje, że jutro przestanie istnieć, to tak ma być.

Dlaczego nie zdecydował się Pan na użycie komentarza?
Nie można używać języka do opisania świata, który istnieje gdzieś daleko poza materią słowa. Mnisi starają się pogłębiać swoje rozumienie rzeczy. Mogę mieć tylko nadzieję, że widzowie doświadczą czegoś podobnego. Oczywiście to by nie zadziałało, gdybym nagle zaofiarował im wyjaśnienie wszystkiego, co widzą.
Było dla mnie jasne, że będzie to film o umiejętności precyzyjnego widzenia i słyszenia świata. Swego rodzaju komentarz wynika już z samego montażu... Ale ma on zupełnie inną jakość. Dzięki montażowi widz pozostawiony jest sam sobie, sam decyduje co widzi i słyszy, kiedy jest światło, a kiedy ciemność.
Ten film jest cichy, ale nie niemy. Ścieżka dźwiękowa jest naprawdę ekscytująca. W klasztorze zaczynasz słuchać inaczej, widzieć inaczej. Dzięki ciemności rzeczy stają się twoimi odpowiednikami, tak jak guziki w przypadku postaci krawca.

Widz nie zawsze dokładnie rozumie, co robią mnisi.
To tak jak ja! Mój film nie zawiera odpowiedzi na wszystkie pytania. Jeśli widz będzie zainteresowany, może skorzystać z Internetu i zacząć poszukiwania na własną rękę. Dziś jesteśmy właściwie zalewani informacjami. To czego brakuje - i co każdy musi odnaleźć w sobie – to rozumienie rzeczy. Mój film ma być również opowieścią o samym widzu, o jego postrzeganiu, jego refleksjach. Widz powinien skupić się na sobie. Wielka cisza to również film o kontemplacji. Wystarczy pomyśleć: mnich spędza średnio sześćdziesiąt pięć lat swojego życia w klasztorze – sześćdziesiąt pięć lat, podczas których wykonuje te same obrządki dzień w dzień. Nie umiem wytłumaczyć widzom znaczenia tej kwestii, mogłem oddać tylko pewne wrażenie poprzez powtarzalność w filmie. Wydaje mi się, że to jedyny sposób, w jaki mogłem zrobić ten film: nie dawać widzom żadnych wskazówek, ale pozostawić im wolność.

Wolność, którą mają również mnisi?
Mnisi zrezygnowali z kontroli nad swoim życiem, ale posiadają pewien rodzaj wolności wyznaczanej ścisłymi zasadami. Wydaje nam się, że umiemy sami kształtować nasze życie, że nawet powinniśmy je sami kształtować, aby osiągnąć szczęście. To dlatego tak wielu ludzi boi się dziś życia. Klasztor to miejsce wolne od strachu. Tu trzeba uwierzyć, że Bóg czuwa.

W niektórych scenach w zakonnikach jest coś niemal dziecięcego.
Dokładnie. Na przykład w scenie, gdy ślizgają się na butach z górki lub rzucają się śnieżkami. Nie można też zapominać, jak wysportowani są kartuzi. Pomagali mi wciągnąć cały mój sprzęt na górę, kiedy już nie miałem sił. Nawet ci, którzy byli przeciwni realizacji filmu. Kwestia, która była dla mnie bardzo ważna, to cielesność. Gdzie w klasztorze jest miejsce na kontakt fizyczny, dotyk? Mimo wszystko to przecież istotny element ludzkiego życia. To dlatego tak ważne są sceny u fryzjera, kiedy jeden z mnichów ścina włosy, czy moment, kiedy stary mnich naciera się maścią.

Jaka jest obecna pozycja kartuzów? Jak duże są ich wpływy?
Powtórzę po raz kolejny: tych odpowiedzi należałoby szukać gdzie indziej. Nie chciałem robić filmu o zakonie, jedynie o byciu mnichem. Zwłaszcza że dostrzegłem tu pewne podobieństwo z życiem artystów i moim codziennym życiem filmowca. Jestem przekonany że jest wiele poświęceń, których zakonnicy dokonują, odrzucając rzeczy, które chcieliby robić. W obu światach dzielimy się tą samą ideą skupienia, percepcji i znaczenia rzeczy.

Czy kartuzi również są artystami?
Oczywiście. Jeden z mnichów malował, inny pisał wiersze. Ale nad tym wszystkim dominowało poczucie pokory. Jeśli jeden z mnichów staje się zbyt popularny i uwaga, jaką przyciąga, przeszkadza życiu społeczności, przeor szybko mówi mu stop. I mnich zgadza się z tym. Dlatego Wielka cisza mogła mieć premierę na festiwalu, ale nie mogła brać udziału w konkursie – był to jeden z bardziej surowych warunków, który musiałem przyjąć, aby w ogóle mógł powstać ten film.

Czy jest Pan katolikiem?
Tak, dorastałem jako katolik. Nie zgadzam się z wieloma oficjalnymi zarządzeniami kościoła, ale myślę, że byłoby smutne, gdyby świat w którym żyjemy powstał bez żadnego celu.

Jak zwykle zapraszam na blog bulk1.blogspot.com

Antonius
O mnie Antonius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura