W Polsce w 2011roku zaczyna brakować sensu życia - jak powietrza. Żyjemy w tak zatrutym przez media kraju. Byliśmy świadkami jak z rozpaczy płonąl człowiek. I reakcji na to mediów, reakcji naszej wladzy - braku empatii, braku wrażliwości, braku chęci pomocy, a wręcz przeciwnie - "plucia" na cierpiącego człowieka, poniżania Go. Przez to - bolało to podwójnie.... Co sie z nami dzieje? Jesteśmy już całkiem odwrażliwieni? Umieramy stojąc - czy wpatrując sie jak zahipnotyzowani w trujace media? My - Polacy ? Naród wielki słynący życzliwością, goscinnością, Naród JPII, Kardynała Wyszyńskiego, rotmistrza Witolda Pileckiego, Pileckiego - ochotnika do Auschwitz? Naród Orłow- jak Prymas Wyszyński z dumą o nas mówił: " Trzeba nie lada wysiłku i bohaterskiego męstwa, aby się ostać...
A. de Saint Exupery napisał bardzo mądre słowa: „Godzimy się z tym, że nie jesteśmy wieczni, ale nie możemy znieść tego, aby sprawy nasze i czyny utraciły nagle w naszych oczach wszelki sens. Wtedy bowiem obnaża się pustka, która nas otacza... Chodzi więc o to, aby dla Kogoś, albo czegoś żyć. Egzystencja pozbawiona celu jest wegetacją, która nie cieszy, a wręcz przeciwnie, załamuje”.
Dar obecności pokonuje samotność i pustkę, dar czasu, dar bycia potrzebnym, że ktoś ucieszył się na Twój widok, że jesteś cenny w oczach drugiego...
Być cennym w oczach drugiego. Bezcenne. Zawsze - każda -a szczególnie najtrudniejsza sytuacja, graniczna w życiu - woła o Człowieka...O naszą odpowiedź. O nasze być. O nasze świadectwo...
Otwierajmy sie na mądre leczące naszą schorowana duszę - spotkania z ludźmi - pozwalajmy ubogacać się i ratujmy siebie - ratujmy Polskę! Czytajmy! Słuchajmy wielkich Polaków, sluchajmy naszej historii i kultury - tam jest nasza siła i moc. Jan Paweł II napisał " Miłość mi wszystko wyjaśniła. Miłość mi wszystko rozwiązała, dlatego uwielbiam Tę Miłość" .
Miłość leczy ! Dzisiaj chciałabym zachęcić Was Drodzy do czytania - o Milości - która nas uratuje, jeżeli Jej na to pozwolimy...wystarczy nasze - tak

Cue Romano, autor „Mojego Chrystusa Połamanego”, bardzo lubił sklepy z antykami. Pewnego dnia w natrafił na szczególny przedmiot – na Chrystusa połamanego. Figura ta była bardzo zniszczona. Chrystus nie miał krzyża, prawego ramienia, nogi a nawet twarzy. Ojciec Cue zaszokowany i zafascynowany znaleziskiem nabył figurę.
W przepiekny sposób opisuje jak my możemy odnaleźć w sobie wizerunek Chrystusa. Z żywą pasją opowiada o tym, co ma być lewym ramieniem Boga, co ma być Jego nogą. Pokazuje prawdziwą twarz Chrystusa połamanego, która żyje w nas.
Chrystus połamany
Chrystus nie ma już rąk,
Ma tylko nasze ręce
Do pracy nad Swoim dziełem.
Chrystus nie ma już nóg,
Aby iść dzisiaj do ludzi.
Chrystus nie ma już głosu,
Aby mówić dzisiaj o Sobie
Chrystus nie ma już sił,
Ma tylko nasze siły,
By prowadzić ludzi do Siebie.
Chrystus nie ma już Ewangelii,
Które oni czytają jeszcze.
Ale to, co sprawiamy
Słowem i czynem,
Jest Ewangelią pisaną dzisiaj.
To jest tekst pewnego anonimu Flamandzkiego z IV wieku... A jako uzupełnienie proponuję fragmenty książki Ramona Cue Romano SI "MÓJ CHRYSTUS POŁAMANY". Mam nadzieję, że choć niektórych z Was skłonią one do sięgnięcia po tę książkę... A być może już ją czytaliście...
Tak - wy wszyscy możecie i powinniście być moją ręką. Wy jesteście mi potrzebni. Potrzebne są mi ramiona i ręce. Ty powinieneś być moją ręką dla brata. Jesteś moją ręką, gdy nie popychasz tego, który chwieje się do upadku, lecz go podpierasz, aby utrzymał się na nogach. Jesteś moją ręką, gdy nie ranisz ani nie bijesz, lecz pocieszasz i ożywiasz. Jesteś moją ręką, gdy pomagasz niewidomemu przejść na drugą stronę ulicy. Jesteś moją ręką, gdy twoją rękę przyjaźnie wyciągasz do twego wroga. Jesteś moją ręką, gdy dajesz dobrą radę, gdy uzyskujesz przyjęcie do pracy; gdy ofiarujesz możliwość pracy gdy ukazujesz nową drogę, albo otwierasz drzwi zamknięte dla tak wielu, którym nie powiodło się w życiu. Jesteś moją ręką, gdy dajesz z poświęceniem, gdy leczysz, gdy przynosisz ulgę, gdy zmniejszasz ciężar krzyża innych, przyjmując go na swoje barki.
Być może, nie posiadasz tytułu arystokratycznego ani naukowego. Nie chlubisz się piastowaniem wysokiego urzędu honorowo, lub zawodowo w społeczeństwie. A chociażbyś je posiadał, czy nie byłoby ci przyjemnie być Prawą Ręką Chrystusa wśród tych, którzy cię otaczają?
Gdy całujesz Chrystusa doskonałego z dwoma całymi ramionami, jesteś bardzo spokojny i myślisz: "Ja już nie mam nic do zrobienia. Na tak pięknych rękach brakowało tylko pocałunku i oto jest."
Gdybyś całował Chrystusa jednorękiego, usłyszałbyś krzyk Jego barku obrabowanego z ramienia i ręki: "Potrzebne mi jest ramię! Kto chce rzucić mi jakąś rękę? Czy nikt nie chce być mym prawym ramieniem?
I ty sam mógłbyś przytwierdzić się do mego okaleczonego barku, jak żywe skrzydło.
Pójdź, porzebuję tego, rzuć mi rękę!!!
A wiesz, przyjacielu, dlaczego czasami nasz krzyż staje się nie do zniesienia?
Dlaczego jest zagadką niepojętą i zaskakującą?
Czy wiesz, dlaczego bywa, że przemienia się w rozpacz i doprowadza do samobójstwa?
Bo wtedy nasz krzyż jest sam, krzyż bez Chrystusa.
A krzyż taki sam i pusty jest nie do wytrzymania.
Krzyż tylko wtedy jest możliwy do wytrzymania, gdy unosi Chrystusa na swych ramionach.
Krzyż laicki bez krwi i miłości Boga: znosić go jest absurdem. Nie ma sensu.
To ci przyznaję.
Dlatego mam pomysł:
Ja mam Chrystusa bez krzyża. Spójrz na niego.
A ty masz tak często krzyż bez Chrystusa. Krzyż, który znasz.
Oba są niekompletne.
Mój Chrystus nie odpoczywa, bo brakuje mu krzyża.
Ty nie wytrzymujesz twego krzyża, bo tobie brakuje Chrystusa.
Jeden Chrystus bez krzyża.
Jeden krzyż bez Chrystusa.
Tu leży rozwiązanie.
Dlaczego nie mielibyśmy ich połączyć? Uzupełnilibyśmy ich.
Dlaczego tej nocy nie miałbyś dać twego pustego krzyża Chrystusowi?
Ty masz krzyż: sam, pusty, zimny, czarny, pełen lęku, bez czucia: krzyż bez Chrystusa.
Rozumiem cię: cierpieć w ten sposób jest irracjonalne.
Nie mogę pojąć, jak mogłeś znosić go tak długo.
Krzyż odarty z Chrystusa jest karą, czystym narzędziem tortury, logiczną przesłanką rozpaczy.
Masz lek na to w twoich rękach: nie będziesz już cierpiał sam.
Mój Chrystus Połamany odpocznie na twoim krzyżu.
Twój krzyż uspokaja się, łagodnieje, gdy jest na nim Chrystus.
Na tym, co było niezrozumiałą gmatwaniną cierpień, pojawia się Krew, Cierpliwość, Mądrość, Pokój, Odkupienie, Miłość.
Twój krzyż już nie jest tylko twoim krzyżem; jest także i jednocześnie krzyżem Chrystusa.
Już nie będziesz cierpiał samotny.
Podzielicie cierpienie obaj: a więc rozdzielicie jego ciężar.
I dokonasz największego odkrycia: będziesz obejmować i kochać twoj krzyż, ponieważ jest na nim Chrystus.
Wszyscy jesteśmy tylko słabymi ludźmi, zagubionymi w tym brutalnym, rządzonym przez media i zagadkowym świecie. I choć nie wszyscy się do tego przyznajemy, to każdy z nas potrzebuje Kogoś, kto by się nami opiekował, wspierał nas, ochraniał. Jak przyjaciel, jak rodzic, z miłości a nie z obowiązku. Ta ksiązka skłania do zastanowienia się nad życiem, nad tym co tak naprawdę jest dla nas istotne, nad szczególną miłością do tych, których tak trudno nam kochać. Uświadamia, że w każdym z nas jest „Chrystus Połamany”, bo zranienia nie omijają żadnego człowieka. Ból jest tak samo obecny w naszym życiu.Jesteśmy tak bardzo bardzo braćmi. Polak - mój brat. Polska - moja ukochana Matka. Poczucie wspolnoty - odpowiedzialności jedni za drugich - daje poczucie mocy.
A gdy cierpi nasz brat -to tak po prostu - trzeba pomóc! Bo to jest dlas mnie naturalne POLSKIE ludzkie zachowanie.Obowiązek chrześcijanina, bo przecież nasze życie - jest służbą. Tak nas uczyli świadectwem swojego zycia Jan Paweł II, Kardynał Stefan Wyszyński, kapelan Powstania Warszawskiego, Rotmistrz Witold Pilecki ochotnik do Auschwittz. Płynie w nas ta sama krew. Nie dajmy w sobie tego zabić!
Jedni drugich brzemiona noście - jak uczył Jan Paweł II.
W cierpiącym Panu Andrzeju jest nasz Połamany - Popalony Chrystus.Serdecznie współczuję. Jak mogę pomóc? Pomyślcie kochani - jak możemy pomóc?