Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
531
BLOG

Niewiadomość

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 33

Gdyby mnie ktoś dziś zapytał o to co sądzę o „19” (zwanej pandemią) to myślę, że tytuł nitki byłby najlepszą odpowiedzią. ”Nie wiadomo kto, nie wiadomo po co, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo z kim” – a wszystkie te wątpliwości kryje to jedno słowo, które nie występuje w słowniku języka polskiego. Wprowadziłem więc do obiegu nowe słowo ułatwiające skondensowaną komunikację o nie wiadomo czym. Nie dziękujcie, nie ma sprawy.

Opisywanie emocji jest niezwykle trudne. Najlepiej ujął to Zbigniew Herbert w krótkim zdaniu: „najtrudniej jest przekroczyć tę granicę, co się otwiera za paznokciem”. Emocje pojedynczego człowieka będą zawsze zagadką, ale połączone emocje zbiorowości nie sprawiają już takich problemów. Pomocna jest tu matematyka, a w szczególności statystyka. Po prostu stado. Kto miał dobrego nauczyciela z fizyki lub matematyki ten mógł trafić już we wczesnej młodości na dziwną deskę Galtona, w której ołowiane kulki spadające na masę wpitych w niej gwoździków tworzą obraz zwany jako krzywa rozkładu normalnego. Czymże jest ta krzywa? To nic innego jak masowy obraz błądzenia przypadkowego. I z takim błądzeniem mamy do czynienia w przypadku takiego jak pandemia. Na początku startowaliśmy z jednego punktu w tej desce. Ale z biegiem czasu nasze drogi się rozchodziły coraz bardziej. Aż w migawce teraźniejszości doszliśmy do stanu, gdzie z jednej skrajnej części mamy skrajną grupę wirusowców a po drugiej stronie skrajności mamy niemniej zawziętą grupę skrajnych anty-wirusowców. Co ciekawe, rozkład tej cechy jest kompletnie niezależny od wykształcenia, stanu posiadania, płci, wieku i czego by tam sobie nie wymyślić. Największa jest zawsze grupa środkowa „nijakich”, emocje tej grupy można ująć w krótkim dialogu z przedstawicielem tej grupy:
- A pan ze środkowej części tego rozkładu, co pan tak się uśmiecha dziwnie?
- A, bo ja mam to wszystko w dupie.

Moje postrzeganie zachowań innych podczas pandemii ulegało stopniowej ewolucji. Od pierwszej skrywanej wściekłości, gdy podczas jazdy na rowerze spotykałem „bezmaskowców”, poprzez karczemną zjebkę jaką urządziłem jednemu takiemu w sklepie, poprzez humorystyczne podejście do sprawy wyrażające się w zdaniu: „o popatrz, a ten to startuje w konkursie imieniem Karola Darwina” aż do poczucia wdzięczności tym, którzy z otwartym nosem i ustami idą stawiać czoła podłej bestii.

Skąd ta wdzięczność? Bierze się ona z przekonania, że jedynym sposobem wyjścia z pandemii jest osiągnięcie odporności stadnej. Można to osiągnąć jedynie poprzez osiągnięcie ilości zakażeń na poziomie powyżej pewnego pułapu. Trudno go jednoznacznie określić ale jedni mówią o poziomie 30 a inni 50% populacji. No tak, tylko 30 lub 50% mieszkańców zwykłej wioski to malutka liczba ale już 30 lub 50% globalnej wioski to już jest liczba astronomiczna. Tak więc ci, których spotyka się bez maski na spacerze, w sklepie lub gdziekolwiek są to w pewnym sensie bohaterowie naszych czasów. Poświęcają swoje zdrowie aby ten upragniony moment osiągnięcia niskiego poziomu zakażeń wkrótce nastąpił.

Wybijmy sobie z głowy, że uda się osiągnąć stan zerowy. Zwykła pospolita grypa nigdy już nas nie opuści. Tak samo „19”, będzie nam towarzyszyć dopóki będzie toczyć życie na tej Ziemi. W pierwszych tygodniach pandemii przeżywaliśmy pierwszą dziesiątkę zakażonych, teraz jest ponad cztery tysiące dziennie i życie się toczy z mniejszymi emocjami niż wtedy. Za rok może być ich dwadzieścia tysięcy dziennie. I też życie będzie się toczyć. Tylko coraz więcej nas pójdzie tam, skąd już nie ma powrotu. I będzie pewnie tak jak na każdej wojnie, śmierć nie będzie już większym problemem.

Tli się we mnie jednak pewna nadzieja związana z historią dotychczasowych pandemii. Pandemie takie jak Hiszpanka czy Czarna Śmierć pojawiały się nagle i nagle znikały. "Nagle" z perspektywy historycznej to jednak nie to samo co z perspektywy uczestnika bitwy, to może boleśnie długo potrwać. Nie można jednak o żadnej z nich powiedzieć, że ich zakończenie odbyło się jakimkolwiek udziałem zamierzonej aktywności człowieka. Było, minęło. Przyszło, odeszło. Dziwne.

Byliśmy w tej grze jedynie spadającymi ołowianymi kulkami na desce Galtona.

Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo