Dobry wykładowca wie, że należy mówić coraz ciszej gdy audytorium zamiast słuchać prowadzi swoje rozmowy nie zwracając uwagi na wykład. Im ciszej będzie mówił tym szybciej nastąpi na auli cisza jak makiem zasiał.
Zupełni inaczej jest z tekstem. Każdy wie, że w umowie trzeba czytać z największą dokładnością i uwagą te fragmenty, które są napisane drobnym drukiem.
Notka ta jest właściwie suplementem do poprzedniej notki. Pisząc ją przeglądałem różne materiały na temat zagłady współczesnego Machu Picchu, czyli miasteczka Prypeć. Materiałów na ten temat w Internecie jest zatrzęsienie. Gdy już natka była napisana i opublikowana to wiedziony jakimś instynktem reporterskim przeczytałem jeszcze raz cały wpis na Wikipedii tej tragedii, łącznie z uwagami i przypisami. I nagle stanąłem jak wryty. Na samym końcu wpisu, w uwagach do treści znalazłem takie oto zdanie dotyczące Anatolija Diatłowa, który tamtej nocy z 25 na 26 kwietnia 1086 roku był szefem zmiany:
Anatolij Diatłow nie był członkiem KPZR(nigdy nie próbował do niej wstąpić, jak również odrzucał takie propozycje) i stanowisko zastępcy dyrektora było najwyższym stanowiskiem, jakie mógł otrzymać. Ponieważ swą pozycję osiągnął przede wszystkim dzięki swoim kompetencjom zawodowym, często traktował pogardliwie innych pracowników (załoga elektrowni to akceptowała, gdyż Diatłow równocześnie dbał o nią w miarę możliwości)
Treść jest tak nieprawdopodobna, że po prostu zapiera dech. Bo oto mamy przedsiębiorstwo stricte wojskowego, specjalnego przeznaczenia, które prąd elektryczny dla ludności produkowało przy okazji, bo jego głównym i zasadniczym celem była produkcja plutonu do bomb atomowych. Napisałem „przy okazji produkowało prąd dla ludności cywilnej” bo oprócz plutonu produkowało prąd dla gigantycznego radaru zwanego „Okiem Moskwy”, który znajdował się w lasach niedaleko od elektrowni. Wiem, że aby być w PRL dyrektorem PGR-u trzeba było być w tak zwanej nomenklaturze, czyli trzeba było być członkiem kom-partii. Natomiast w ZSRR, w takiej jednostce wojskowej tak odpowiedzialne stanowisko powierza się komuś kto aktywnie odmawia wstąpienia do partii Lenina, którego to imieniem był nazwana elektrownia? Przecież nic nie odbyło by się bez akceptacji wszechobecnego ka-gie-be. Taki kandydat byłby przetrzepany na kilka pokoleń wstecz zanim dostałby przepustkę upoważniającą do przekroczenia wartowni przy elektrowni. To już lądowanie Marsjan przy diabelskim młynie w Prypeci byłoby bardziej prawdopodobne.
Historia Diatłowa kończy się w tej samej Wikipedii tak:
Został osądzony i skazany na 10 lat więzienia jako jeden z winnych katastrofy. Zmarł w 1995 w wyniku ataku serca. Do końca był przekonany o swojej niewinności, a za katastrofę winił załogę i wadliwą konstrukcję reaktora.
Z całego kontekstu każdy może odnieść wrażenie, że był to człowiek, który nie umiał się przyznać do własnej winy i obciążał ją innych, podwładnych. Zachowanie naganne, bez dyskusji. Tylko czy to była prawda? Z całego kontekstu informacji umieszczonych na Wikipedii jakąś niewidzialną ręką, że nic tu się nie trzyma przysłowiowej kupy.
Czy Diatłow był winny? Nie wiem, i się nigdy nie dowiem. Ale wiem, że dialektyka materialistyczna wespół z dialektyką historyczną sierpem i młotem tworzą rzeczywistość tak aby idea komunizmu pozostała nieskalana. Nawet dziś, w ćwierć wieku po upadku ZSRR. A że przy okazji ich tryby miażdżą człowieka pozbawiając go możliwości obrony? Piewca komunizmu, Majakowski, pisał: „jednostka zerem, jednostka bzdurą”. Zarówno on jaki i jego przyjaciele doskonale to na sobie w odpowiednim momencie odczuli.
Inne tematy w dziale Polityka