Każda społeczność na swoje mity, legendy i wierzenia. Nawet może o sobie mówić, że jest nowoczesna. Nowoczesność nie ma tu nic do rzeczy. Nikt przecież nie implementuje współczesnych nowoczesnych odkryć z fizyki lub wynalazków techniki w swojej osobowości. Ta jest targana emocjami takimi samymi jak u człowieka neandertalskiego.
Nie inaczej jest wśród ludu zgromadzonego wokół idei niemieckiej republiki demokratycznej w Polsce. Lud enerdowski żył do piątku w wielkim oczekiwaniu, prawie z lękiem jak poganie na zrównanie dnia z nocą. I niestety. Nie obniżyli ratingu Polsce. W związku z tym wielka smuta zapanowała wśród ludu enerdowskiego. Lud enerdowski jest specyficzny. Cieszy się z każdej możliwej porażki Polski. I smuci się, gdy Polska odnosi sukces.
Smuta jest tak wielka iż lud enerdowski coraz bardziej rozczarowany przywódcami swego stada, z tęsknotą myślący o minionych czasach gdy do woli można było gwałcić, rabować, sycić wszelkie pożądania zaczyna tęsknić za swoim zbawcą. Ale jak tu zrobić hasło, które by się częstochowsko rymowało, łatwo wpadało w ucho i na dodatek było chwytliwą rymowanką z imieniem Donald oraz słowem „zabaw”? Nie da się. Ale mimo tego niemieckie media skierowane do ludu enerdowskiego już rozpoczęły kampanie, że Donaldowi „rośnie”. Niby znalazł się jakiś powód do tego poza durnowatością Petru, niespłaconymi alimentami Kijowskiego i nijakością Schetyny? Ale mały pikuś. Jak teraz zejść Donaldowi z tego dużego konia, na którym do tej pory siedział? To on miałby wrócić z tego królowania, rzucić to całe przyjemne błocko i naprawiać ten rowerek?
Smuta jest tak wielka, że co bardziej znane przedstawicielki ludu odziały się w papierowe, siermiężne wory pokutne, a na głowy założyły torby papierowe na zakupy. Do tego doszło. Taki dramat.
Aktywni przedstawiciele tego ludu tu na salon24.pl, uważający siebie za nowoczesnych i postępowych trwają jednak w zabobonach. Bo czyż nie można nazwać zabobonnym kogoś, kto tkwi w przekonaniu, że agencje ratingowe są odporne na działanie polityki.
To czysty zabobon. Agencje ratingowe to nie jest nieskazitelny zastęp aniołów głoszących prawdy objawione. To jest nic innego jak działalność gospodarcza (po amerykańsku business). A jeżeli działalność to musi być rachunek przychodów i kosztów. Mający ostatecznie dawać w bilansie wartość dodatnią. Czy agencja ratingowa jest przejrzysta finansowo? Czy można zobaczyć gdzieś strukturę przychodów i kosztów? Czy państwo, będące klientem takiej agencji może zrobić jej audyt finansowy? Ktoś kto bada przejrzystość finansów państwa i stawia na tej podstawie wyroki śmierci organizmom państwowym sam powinien dawać dowody swojej cnotliwości. Czy ja mogę wykluczyć, że komuś majętnemu, może zależeć aby narobić konkurencji do gniazda? Czy analitycy nie są kompletnie odporni na dużą kasę przy małym nakładzie pracy? Nie mogę tej możliwości wykluczyć. Przecież w książce „Poker kłamców” Michael Lewis opisuje środowisko traderów Wall Street. Sam był w środku tego kłębowiska żmij, zanim zrezygnował z tej pracy. Ale co najgorsze po opublikowaniu tej ksiązki otrzymywał tony korespondencji z pytaniami od młodych ludzi jak zostać takim kłamcą, który szybko się dorabia na takich kłamstwach i kłamstewkach. Zresztą, co tu dużo się rozwodzić. Gdyby agencje relingowe działały rzetelnie to przewidziałby światowy krach finansowy w roku 2008. Nie przywidziały. Mało tego, były tym kompletnie zaskoczone. Jak pokazuje lektura innej ksiązki tego samego autora, „Big szort. Mechanizm maszyny zagłady” to analitycy byli ostrzegani, pokazywane były im wykresy, tabele zestawienia a mimo tego były kompletnie ignorowane. Czyli ktoś gdzieś wysoko w ich strukturach blokował te informacje, które otrzymywali analitycy. A może oni sami mieli autocenzurę i nie przekazywali ich dalej? Czy teraz mogę to wykluczyć? Absolutnie nie. Bo pomimo, że tym razem jednak nie nastąpił spadek ratingu Polski to już widziałem kolejne wierzenie, że z całą pewnością następna w kolei agencja zrobi to na pewno.
Agencje ratingowe może kiedyś miły jakiś sens. Może kiedyś, gdzieś tam był Dziki Zachód, ze słynnym szeryfem Wyatt Earp. Może kiedyś, gdzieś był kapitalizm ze swoją ideą wolnego rynku. Może był tam kiedyś gdzieś nieprzekupny Eliot Ness. Może wtedy to miało sens.
Dziś agencje te są częścią tandetnego spektaklu takim jak są obecnie konkursy Eurowizji, gdzie wystarczy pokazać „babę” z brodą i mimo, że będzie fałszować nawet z play-backu to i tak wygra.
No tak, to prawda. Ale nie ma szału ze sprzedażą (jej?, jego?) płyt.
Inne tematy w dziale Polityka