Wybory prezydenckie w USA pokazują jak na dłoni pewien schemat obowiązujący od co najmniej dwóch dekad. Ale nie tylko tam. Wszędzie tam gdzie w znaczne siły osiągnęły partie „miłości”. Otóż zasadniczym elementem tej układanki jest starcie pomiędzy dwiema grupami. I nie są to stereotypowe podziały na demokratów i republikanów. Lub lewicę i prawicę. To raczej podział na lepsiejszych i gorsiejszych. Na właścicieli kamienic i właścicieli ulic. Na właścicieli i beneficjentów mediów (holywódów) oraz potencjalnych zjadaczy tej papki.
Jakiś czas temu jedna ze stacji TV emitowała odcinkowy serial, w którym w głównych rolach występował Donald Trump oraz grono pretendentów do jego łask. Przeważnie były to chude od nadmiaru joggingu i surowej diety laski napacykowane tapetami, którym pobyt pod sztucznym solarem wyraźnie zaszkodził. Wzajemnie gnoiły się publicznie aby tylko wygrać tę rywalizację o jego względy (czytaj: pieniądze). Byłyby gotowe zjeść surową żabę aby tylko wspiąć się na Olimp, z którego patrzy na nie pobłażliwie On, amerykański Zeus. Spełniony amerykański sen o sukcesie. I przeważni one (facetów tam nie widziałem, może bywali ale nie byłem fanem tego widowiska), gotowe były na wszystko, aż do całkowitego upodlenia. Lepsiejsi boją się tego jak diabeł święconej wody. Oni są przekonani – do bulu – że powinni być kochani za sam fakt wdychania przez nich tlenu. Jest to oczywiście psychologiczne wyparcie, bo oni to wejście na Olimp (i upodlenie w dojściu do niego) mają już za sobą i woleliby aby nikt im tego nie przypominał. Odtrącenie znoszą źle, bardzo źle, tak jak Bronisław po przegranych wyborach. Fochem i pogniewaniem się na niedojrzały elektorat.
Kampania medialna prowadzona przez lepsiejszych przeciwko Trumpowi wpisuje się w ten sam schemat, który widzieliśmy rok temu u nas. Nawet te same są slogany, które ujawniają, że mamy do czynienia z tym samym centrum dowodzenia. O na przykład takie: „Budujmy mosty zamiast tam”, które widziałem na jednym z wieców wyborczych w tej kampanii. No jakbym słyszał z naszego rodzimego podwórka w wykonaniu naszych lepsiejszych. Lepsiejsi tym dążeniu do budowania mostów są w stanie zbudować – z budżetu federalnego oczywiście - mosty wzdłuż rzek.
Co mi to wszystko jeszcze przypomina? Oczywiście sprawę „miernego aktorzyny” – Ronalda Reagana. Wypisz wymaluj te same argumenty jak przeciwko Trumpowi. Właściciele kamienic wiedzą, że ich dominacja nad wielką Ameryką jest iluzoryczna. Balansują wciąż jak skrzypek na dachu. Udało im się przez ostatnie kilkadziesiąt lat absolutnie zdominować Stany przez nadpłynność finansową hojnie rozdawaną w formie takiej lub innej korupcji, Jak to działa? Tak jak u nas działa gdy jakiś piękny Kazio lub inny piękny Włodzimierz, którzy wyskakują ze szklanego pudełka jak za naciśnięciem czarodziejskiego guzika („niewidzialnej” ręki rynku) gdy tylko właściciele kamienic poczują się zagrożeni. Mają jeden motyw do goebbelsowskiego powtarzania, Nie wymaga to ani gruntownego wykształcenia ani specjalnej inteligencji, nie mówiąc już o pracowitości. A przychód jest. I to jest ten mechanizm, który należy ujawniać aby eliminować pseudo-elity z toksycznego wpływu na naszą świadomość. Tak jak toksyczny wpływ na murzyńską Amerykę mają wpływ czarne pseudo-elity obwieszane złotymi łańcuchami, z rozdętym ego, futrami z drogocennych skór wyglądającymi jak kacykowie afrykańskich plemion. No i kompletną pustką umysłową pod tą charakteryzacją. Co ciekawe, to właściciele kamienic umiejętnie kanalizują niezadowolenie społeczne na murzyńską część ludności, rozbitą i pozbawioną lidera takiego jakim był Martin Luter King.
Ameryka tęskni za swoimi latami świetności, dopóki nie pojawiła się tam „niewidzialna” ręka rynku. Ameryka miała lata świetności gdy działała tam właśnie widzialna ręka rynku, promocja najlepszych. Ameryka została skundlona przez więdnące „dzieci kwiaty”. Zepchnięta na prowincję przez nich przy solidnym wsparciu właścicieli kamienic. Trump wykorzystuję tę szansę, wpisuje się w te pragnienia. Czy rzeczywiście uda mu się nawiązanie do legendy Reagana? Czy przy tej okazji nam uda się poszerzyć naszą suwerenność? Pan Bóg raczy wiedzieć. Wiem na pewno, że spółdzielnia klintonowska to takie amerykańskie peło. Zarzucają Trumpowi prorosyjskość podczas gdy ich szczytowe osiągniecie – Obama – nie wiedząc, że mikrofony są nadal włączone, przytulał się do prezydenta Rosji i obiecywał, że jak go wybiorą na druga kadencję to będzie miał większą swobodę do działania i do porozumienia z Rosją. W czasach szeryfów z Dzikiego Zachodu taki ktoś, za takie coś musiałby wrócić z Kapitolu do roli pucybuta. A i tak byłby to najmniejszy wymiar kary. To, że tak się nie stało jest dla mnie symbolem tego skundlenia.
A w latach 80 ubiegłego wieku do Stanów zbiegali agenci KGB, jakby przeczuwając, że komunistyczny kolos chwieje się na nogach. Kto zresztą tam ich zrozumie co ich motywowało. Wśród nich był Jurij Bezmienow, pracujący dla KGB pod przykrywką dziennikarza w ówczesnym… Russia Today. Był tam ekspertem od dezinformacji i dywersji ideologicznej. Bezmienow zbiegł do Kanady w roku 1970. Na youtube można wysłuchać jego wykładu z roku 1983 dla studentów politologii na temat „Jak przejąć państwo”. Nasuwa się pytanie aktualne dziś. Kto wtedy brał udział w tym wykładzie? Nie widać tam kolorowo ubranych, długowłosych i brodatych dzieci kwiatów, nic z tego. Same schludnie ubrane osobniki, może jacyś prymusi. Dla Bezmienowa ten wykład był ostrzeżeniem dla Ameryki. Ale chyba słuchacze nie wzięli go na serio. Lub też byli tam zainteresowani tym tematem, ale szukający sposobu aby Amerykę podporządkować sobie i znaleźli gotowy przepis. Możliwe jest również to, że KGB nie przestało istnieć i nie przestał istnieć ZSRR, który nie głowicami jądrowymi a sprytem teorii Sun-Tzu sprzed 2500 lat dokona przejęcia Stanów przy otwartej kurtynie i z pełną akceptacją obywateli amerykańskich. Krótko po wyborach w listopadzie będziemy mieli większą wiedzę na ten temat.
Inne tematy w dziale Polityka