Oświadczenie Francji po zerwaniu po zerwaniu negocjacji zawiera kilka zdumiewających sformułowań. Otóż w tym oświadczeniu jest takie sformułowanie, że strona francuska stwierdza iż to ona a nie rząd polski wie co jest istotne dla obronności naszego kraju. W innym miejscu zaś stwierdza, że rząd polski opóźniał negocjacje. Każdy kto pracując w jakiejkolwiek firmie prowadzącej jakiekolwiek negocjacje w jakimkolwiek kontrakcie z jakimkolwiek klientem musi być w szoku. Tłumacząc z języka marnej dyplomacji na język polski brzmi to prawie jak wymuszenie rozbójnicze nie znających sprzeciwu chłopców z podwarszawskich miejscowości okrytych sławą zorganizowanej przestępczości. Za takie publiczne wypowiedzenie się o kliencie każdy wyleciałby z firmy z wilczym biletem.
Francuzi, przyzwyczajeni od czasów gdy Leszek Balcerowicz był doradcą ekonomicznym Edwarda Gierka wciskali nam nie takie rzeczy. O choćby takie jak autobusy Berliet podczas gdy zakłady w Jelczu produkowały swój autobus. Wciskali nam system telewizji Secam, podczas gdy lepszy był PAL. Tuż przed rokiem przełomu transformacyjnego a po katastrofie w Czarnobylu za gomoły wykwintnego sera rozdawane za darmo frankofilskiej części „opozycji demokratycznej” własnymi rękami doprowadziliśmy do akcji przerwania budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu. Temi ręcami, które teraz piszą ten tekst zbierałem podpisy przeciwko tej budowie. W wyniku czego nie mamy energetyki jądrowej ponad 30 lat. W tym czasie Francja stała się jądrową potęgą. Jak dzieci, jak dzieci we mgle. A w tym czasie francuskie firmy przejęły polskie zakłady ciepłownicze i energetyczne. A gdy francuski producent komputerów Tulip chylił się ku upadkowi to rząd polski – Suchockiej? – zakupił całą ich masę do urzędów skarbowych. Nic to nie pomogło Tulipowi. A nam nie dało żadnego pożytku. Miał powstać system podatkowy, który nie mógł powstać. Nikt niczego nie dochodził. Po jakimś czasie wszystkie ich marne komputery poszły na przemiał. Nie dziwi więc to nie znoszące sprzeciwu zagniewanie francuskich władz. Oni po prostu zostali do tego przyzwyczajeni. Są w szoku emocjonalnym, że klient chce być traktowany podmiotowo.
A już Himalajami absurdu jest aby domagać się od potencjalnego klienta zwrotu kosztów. Czego? Negocjacji? Biletów lotniczych? Faksów? Kolacji biznesowych? To przecież jak się zamawia szafę rozsuwaną typu Komandor to przyjeżdża przedstawiciel handlowy i na wstępie mówi, że wszystkie wymagania klient, pomiary itp., itd. Są gratisowe. No chyba, że zaczynamy mówić o kosztach, których strona francuska nie może podać jawnie.
Chyba, że chodzi o jakąś polityczną sprzedaż wiązaną, za którą zapłatą miałby być kontrakt z helikopterami. A przepraszam, wtedy to wszystko staje się banalnie proste i jasne.
Trzeba więc poczekać, czy w najbliższym czasie nie nastąpi zmiana na jednym z ważnych stanowisk w euro-kołchozie. A wszystko będzie jasne jak Słońce. Jak Słońce Peru.
Inne tematy w dziale Polityka