Muzyka jest śpiewem duszy. Tak się składa, że dusze zamieszkujące jakieś terytorium są sobie bliskie i słychać to właśnie w muzyce. Można nie rozumieć słów piosenek, ale tu słowa są wtórne, są mało potrzebne, aby w duszy słuchacza pojawił się rezonans. Wystarczy kilka znanych słów takich jak corazón, del Amor, muerte, aby dusza zaczęła tańczyć fiestę lub rzewnie łkać. Gorzej jest, gdy tytuł piosenki nic kompletnie mówi, tak jak na przykład Chan Chan. Czy każdy, kto tego utworu słuchał w wykonaniu legendarnego kubańskiego zespołu Buena Vista Social Club – a przy tym kompletnie nie zna hiszpańskiego – może przypuszczać, że jest to piosenka o pożądaniu kobiety? Wątpię. Ale czy słuchając go nie czujemy jakiegoś błogiego uczucia? W serduchu pojawia się jakaś taka pikawa, chciałoby się coś zrobić, jakiś wstęp do tańca godowego, dostaje się czegoś na kształt małpiego rozumu. Kobiety od razu są piękniejsze. Duuuużo piękniejsze. Nawet bez wypicia pół butelki dobrego lub taniego wina. Ale przecież nie znam hiszpańskiego to skąd mogę wiedzieć, że piosenka jest o drgających pośladkach kobiety na rozgrzanym słońcem piasku plaży? Hę, jest jakiś mądrala, który to wyjaśni?
A co gdy nie ma kobiety a jest butelka rumu? A na dodatek jest tylko męskie towarzystwo sąsiada z za miedzy? To tylko pod Buena Vista Social Club,nie ma innej opcji. Gdyby nie ta muzyka w życiu bym tego nie wziął do ust, brrr. A wypiliśmy całą butelkę. Płacząc i śpiewając. Następnego dnia czułem się jakbym wypił cysternę gorzały. A przecież wystawione faktury były popłacone w terminie, piękne i mądre kobiety zostały w domu, niegłupie dzieci, samochody sprawne. To skąd te łzy? Organizm nienawykły do takich trunków? Chyba jednak coś w duszy, jakiś rezonans. Przez moment poczułem się Kubańczykiem.
Muzyka jest śpiewem duszy. Gdy słucham muzyki z Andów to nie mam tak ciepłego rezonansu w duszy. Widzę obraz zdjęcia Indian peruwiańskich, z zaciśniętymi na kreskę ustami a w tle nieodstępne ośnieżone szczyty. To chyba trudne warunki życia i konieczność żucia koki, aby przetrwać na dużej wysokości to powodują? Kto wie. W każdym razie nie ma tam gorącego piasku i drgających pośladków kobiety.
Bynajmniej nie jest to tekst o muzykologii i inspiracjach do jej powstania płynących z tego, co czuje ciało jej twórcy, czy widząc bezkresną, rozgrzaną słońcem plażę albo czy łapiąc krótki oddech i marznąc w chłodzie Andów. Umarł Fidel. Płacze cały Związek Radziecki przepoczwarzony w instytucje rozproszone po całym świecie. Płaczą dawni towarzysze Fidela niegdyś chodzący w zielonych wojskowych bluzach lub w obowiązkowych beretach, jak comandante Che i wymachujący na uniwersytetach czerwoną książeczką Mao. Leją łzy. Znowu widzą jak powoli umiera ich świat. Umarł Fidel.
Jankesi wyhodowali Fidela na swojej piersi. Wyhodowali go robiąc z Kuby swoją kolonię, którą się łupi i za przeproszeniem rżnie na niej wszystko, co na drzewo nie ucieka. Socjalizmu na Kubę nie przynieśli czerwonoarmiści na swoich bagnetach. Kubańczycy poparli Fidela i jego equipo licząc na wyswobodzenie z upokorzenia i godniejsze życie. Myślę, że tak właśnie było. Mieli dość patrzenia na nich z góry przez bezczelnego Jankesa i widzenia hańby swoich sióstr i córek.
Znam tę historię od misjonarza pracującego na Kubie. Co dziś zostało z wychwalanych w pieśniach kubańskich rewolucjonistów? Bękarty Bolka. Udzielni kacykowie sprzedający to samo, co za czasów znienawidzonego przez nich Batisty. Obok zwykłej Kuby jeżdżącej rowerami i powiązanymi sznurkami Cadillac-ami z lat 50-tych ubiegłego wieku jest Kuba bogatych kurortów turystycznych zarządzanych przez wypasionych, bezczelnych rewolucjonistów. Kubańczyk nie może dla własnych celów zabić – własnej! - krowy, aby wyżywić swoją rodzinę. Musi ją obowiązkowo dostarczyć do kurortu turystycznego. Jeżeli jednak zrobi to, to trafi do więzienia. Widząc to misjonarz ten zbierał pieniądze na jeden cel. To było jego idee fixe. Chciał im pokazać tę inną Kubę, którą mogą oglądać jedynie przez szybę jak ciastko w cukierni. Zabrał dzieci ze swojej parafii na wakacje do takiego kurortu. Mogli najeść się do syta. I co z nimi teraz będzie w przyszłości? Czy w ten sposób zrobił posiew kolejnych rewolucjonistów? Czy z części z nich może wrosnąć chociaż kilku ludzi sumienia? Bóg jeden raczy wiedzieć. Mieć należy nadzieję, że pojawią się dobre widoki dla Kuby w przyszłości. Buenas vistas.
Bo zagrożeń nie brakuje. Dzieci byłych rewolucjonistów chcą kontynuacji rewolucji. Chcą, aby było jak było. Otwarcie na Stany może spowodować nową kolonizację. Tym razem w o wiele trudniejszej formie. Big Brother z Północy w wersji soft. W wersji tęczowo-różowej.
Nie znam hiszpańskiego. Mimo to dopisuję kilka słów na zakończenie. Może to być łamanym językiem, zlepkiem słów bez właściwej odmiany lub składni. Ale co mi tam. Kubańczycy wyczują w moich słowach ten dobry rezonans, który z ludzkiej solidarności chcę wysłać do nich dziś.
Z głębi serca.
Buenas vistas del pueblo Cubano.
Mimo wszystko.
Inne tematy w dziale Polityka