April66 April66
842
BLOG

Rewolucja albo śmierć - 25 lat katechezy w polskiej szkole

April66 April66 Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Nie to, że chciałbym być złym prorokiem, ale jeżeli dość szybko nie przeformatujemy katechezy szkolnej dla młodzieży, to za następnych 25 lat będziemy mieli u nas casus Hiszpanii, czyli  pustki w kościołach, w szkołach religiologię dla paru procent młodzieży, a katecheci  zaczną szukać pracy na przysłowiowej  kasie w Biedronce.

 

W 2015 roku mija ćwierć wieku od kiedy katecheza wróciła do polskich szkół i Kościół objął masową katechizacją całe pokolenie młodzieży.  I efekt wydaje się  niezły. Tegoroczne badanie CBOS-u pokazuje, że 88 % Polaków wierzy w Boga. (W tym także ci, którzy mają poważne wątpliwości w wierze. Ba! Ale kto ich nie ma.)  Mamy też w społeczeństwie  4 % agnostyków i tylko 3% ateistów. (W mediach chyba nadreprezentację). Na tle takich na przykład Czechów (16% wierzących i 30 % ateistów) czy Francuzów (około 40% wierzących i 40% ateistów) wydaje się, że jako naród jesteśmy nadal defensor fideiw Europie. Wyjątkowa jest też na przykład postawa młodych Polaków  w kwestii aborcji. Polska młodzież  ma w większości postawę pro life, co jest ewenementem na tle młodych Europejczyków będącymi zdecydowanie pro choice. Jest to też efekt poruszania tematyki obrony życia na katechezie w polskich szkołach.  Jeśli jednak tę ogólną statystykę zostawimy  i przyjrzymy się bliżej owocom  masowej katechizacji  szkolnej ostatniego ćwierćwiecza, to nie są one już tak obfite, jakich się spodziewano. Gdy religia wchodziła do szkół założenia były dwa: dotrzeć z katechezą do młodzieży, która już do parafii nie przychodzi i na nowo ją tam przyciągnąć oraz  pogłębić świadomość wiary młodych Polaków.  Wprawdzie ani kościelne, ani społeczne ośrodki badania opinii publicznej nie zrobiły na przestrzeni tych lat szerokich badań na temat,  jak katecheza szkolna wpłynęła na wiarę i  postawy moralne katolików w życiu dorosłym, ale nie trzeba być zbytnio bystrym,  by na podstawie innych badań społecznych tego nie dostrzec. Systematyczny  spadek liczby uczestników niedzielnych mszy świętych (1990 r – 50% ochrzczonych , 2013 r. – 39%), stale rosnąca liczbie rozwodów mimo spadku populacji (1990 r.– 42 tys. rozwodów,  2014 r. – 66 tys.), lawinowo rosnąca liczby związków nieformalnych i urodzeń dzieci nieślubnych. A wszystkie te tendencje nasiliły się w ciągu ostatnich  25 lat, które to lata były jednocześnie czasem masowej katechizacji polskiej młodzieży.

 

Błędna diagnoza na progu wolności

Choć masowa sekularyzacja społeczeństw Zachodu zaczęła przybierać na sile w latach 70-tych, to w Polsce po roku 1989 założono, że nasze odmienne doświadczenia historyczne oraz zasługi Kościoła w walce z komunizmem uodpornią Polaków na laicyzację i zachodnią liberalizację światopoglądową, a masowa katechizacja w szkole zatrzyma ją w kościołach. Na starcie drogi do wolności nietrafnie jednak zdiagnozowano jakość polskiego katolicyzmu, który był tradycyjny i akcyjny, ale niezdolny do przekazania w rodzinach następnemu pokoleniu wiary dojrzałej. Niewielu wtedy to dostrzegało. Byli jednak w polskich Kościele w latach 80-tych prorocy, którzy wyraźnie widzieli niekonsekwentne chrześcijaństwo  Polaków i postulowali zmianę modeli duszpasterskich. Choćby Jezuita Alfred Cholewiński inicjator wspólnot neokatechumenalnych w polskim Kościele już w latach 70-tych, natrafiał na duży opór wewnątrzkościelny, bo wzywał do zmiany polegającej na przeniesieniu akcentów i przejściu od duszpasterstwa sakramentalnego na rzecz ewangelizacji  dorosłych i formowania ich w małych wspólnotach przy parafiach. Albo dzisiejszy kandydat na ołtarze ks. Franciszek Blachnicki, twórca formacyjnego ruchu „Światło-Życie”  dla młodzieży, wprost przestrzegał przed wprowadzeniem religii do szkół, mówiąc, że zamiast wejść w inicjację chrześcijańską, wejdziemy w wiedzę religijną.  Obu jednak nie za bardzo posłuchano.  Opracowano program duszpasterski oparty na założeniu, że Polacy katolicyzm wysysają z piersi matki i zamiast szerokiego formowania dorosłych we wspólnotach przy parafiach, wielki wysiłek poszedł w stworzenie obszernego programu katechezy szkolnej opartej o dogmatyczny wykład wiary od podstawówki przez gimnazja do szkół średnich. Po ćwierćwieczu widzimy jednak, że woda w kulturowym akwarium została zmieniona w niesamowitym tempie, a liberalna kultura uwiodła polską młodzież konsumpcją i swobodą obyczajową, z którą ani tradycyjny katolicyzm kultywowany jeszcze w rodzinach, ani masowa katechizacja szkolna sobie nie poradziła.  I efekt jest taki, że - jak to powiedział znajomy ksiądz – niby katechizujemy te dzieci od przedszkola do matury, a w życie wychodzą nam poganie. Młodzież po przyjęciu sakramentu bierzmowaniu w parafiach przestaje chodzić do kościoła, po maturze nie chodzi prawie w ogóle, a te parafie, które dbały tylko o duszpasterstwo sakramentalne i zapewnienie ciągłości katechezy w szkole nie budując alternatywnego duszpasterstwa wspólnot zaczynają świecić pustkami. Widać więc wyraźnie brak przełożenia jeszcze stosunkowo licznego udziału młodzieży w katechezie szkolnej, na jej obecność, a właściwie jej brak na liturgiach parafialnych.

 

Mit frekwencji, mit programu

Chociaż i masowy udział w katechezie szkolnej również zaczyna spadać. Jeszcze w 2012 biskup Marek Mendyk odpowiedzialny za katechizację w Episkopacie twierdził, że na katechezę gimnazjach uczęszcza 90% dzieci, a w szkołach średnich  80% młodzieży. W wywiadzie z roku 2014 nie podawał liczb, ale mówił już o delikatnej tendencji spadkowej. Trudno kwestionować dane Episkopatu sporządzane na początku roku szkolnego, ale wydają się one poza tym zawyżone. Katechetom nie zależy na ich urealnieniu w ciągu roku szkolnego gdy jakiś procent uczniów wypisuje z lekcji religii. Do tego dochodzą też tzw. martwe dusze na religii szkolnej, to znaczy uczniowie, którzy, choć formalnie uczestniczą w katechezie i są oceniani, to przychodzi na religię od tzw. wielkiego dzwonu. Delikatny tendencja spadkowa uczestnictwa w katechezie staje się też wyraźna gdy spojrzy się na 18-latków, którzy formalnie mogąc się wypisać samodzielnie z religii bez wiedzy i zgody rodziców,  i robią to coraz powszechniej. Jedni mówią, że przestają chodzić na religie, bo już nie zależy im na ocenie z religii na zakończenie edukacji szkolnej, a inni twierdzą wprost, że szkoda im dwóch godzin  na lekcje, na której i tak się niczego nie uczą. I coś w tym jest. Rzeczywistość bowiem wygląda tak w szkołach średnich,  że realizacja ramowego programu nauczania katechezy jest najczęściej fikcją, a katecheci próbując zatrzymać młodych na katechezie nie wymagają od nich wiedzy zawartej w podręczniku. Wystarczająca jest obecność i poprawne zachowania ewentualnie jakiś samodzielny referat na koniec semestru, żeby otrzymać ocenę bardzo dobrą. Wydaje się więc dzisiaj, że jest gorzej niż zakładał ks. Blachnicki, bo nie mamy ani inicjacji w wiarę, ani nawet przekazania wiedzy religijnej. Wynika to właśnie z tego pierwotnego, błędnego założenia, że młodzież, ma już przekazaną wiarę, a teraz tylko potrzebuje pogłębić swą wiedzę religijną. Jan Paweł II w swojej adhortacji  „Pastores dabo vobis” z 1992 r.   pisał jednak, że „teologia (wiedza religijna) wyrasta z wiary i do wiary ma doprowadzić”. A młodzież, chociaż przyjęła sakramenty I Komunii i czasem bierzmowania, wiary nie ma, dlatego wiedza religijna jej „zwisa i powiewa” jak to mówią. Wiara bowiem zaczyna się od nawrócenia, czyli duchowego, głębokiego doświadczenia Boga w przestrzeni sacrum. A katecheza w szkole przestrzenią sacrum nie jest. Podobnie nie może doprowadzić do doświadczenia Boga realizacja programu nauczania z religii. I choć obecnie pisane podręczniki dla gimnazjów i szkół średnich są trochę barwniejsze i nieco lżejsze, niż te pisane w latach 90-tych maksymalnie przeładowane wiedzą teologiczną i systematycznym wykładem wiary, moralności i historii Kościoła, to i te obecne milcząco zakładają wiarę młodych i nie zawierają duchowego klucza do młodzieży.  Dlatego większość katechetów i księży pracujących w szkołach średnich korzysta z książek do religii wybiórczo lub nie korzysta z nich po prostu wcale, próbując przede wszystkim znaleźć wspólny język z młodzieżą wychodząc na przeciwko ich pytań. Najczęściej uprawiają jednak apologetykę nauki Kościoła, broniąc go przez zarzutami młodych, którzy mają już ugruntowane przez zsekularyzowane masmedia zdanie na przykład na temat życia księży, seksu przedmałżeńskiego, czy in vitro. Dlaczego? Bo bez duchowego spotkania Chrystusa w Kościele, nie znają osobiście Kościoła, a jego naukę traktują nie jako pomoc, a opresję.

 

Kto po Palikocie

Mimo wszystko wydaje się, że Kościół w Polsce złapał teraz krótki oddech ulgi  po zmasowanym ataku sprzed paru lat antyklerykałów z Ruchu Palikota, którzy nie tylko chcieli ściągać krzyż w Sejmie i w szkołach, ale w ogóle domagali się wycofanie katechezy ze szkół publicznych. Patrząc dzisiaj na rozpad Twojego Ruchu i upadek polityczny samego Janusza Palikota, niektórzy ze strony kościelnej przeżywają cichą  schadenfreude widząc koniec pierwszego apostaty i antyklerykała . Ale chwila wytchnienia może okazać się krótka, bo w jego miejsce już idzie „nowe”. Na przykład liberalna inicjatywa „Świecka szkoła” zbiera obecnie podpisy pod projektem ustawy zakładającym wycofanie finansowania katechezy ze środków budżetu państwa i kusi obywateli coroczną oszczędnością  1,3 mld złotych idącą na ten cel.   Do tego tykającą bombą pod katechezą szkolną może okazać się wyroku Trybunału  Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie „Grzelak przeciwko Polsce” w sprawie zagwarantowania możliwości nauki etyki przez szkołę nawet jednemu uczniowi. W związku z tym ministerstwo edukacji w czerwcu 2014 roku zaktualizowało rozporządzenie w sprawie organizowania nauki religii w szkołach, w którym wyraźnie jest też przypomniane, że uczeń ma prawo chodzić na religię lub etykę, ma prawo chodzić na oba przedmioty jednocześnie,  ale ma też prawo zrezygnować z obu (sic!).  Nagłośnienie tej sprawy już zachwiało niepisaną dotychczas zasadą „albo religia, albo etyka”, bo coraz szerzej dociera do uczniów szkół średnich. Jeżeli dodamy do tego, że lekcje religii/etyki powinny być organizowany na pierwszych lub ostatnich godzinach ramowego planu zajęć… Może więc wystarczyć tylko podmuch, w postaci na przykład  zainicjowanej i nagłośnionej kampanii medialnej, żeby ta iskra rozgorzała powodując masowe wypisywanie się uczniów szkół średnich z religii. Powód jest banalny. Uczniowie  po prostu z natury są leniwi. Do tego przeciążeni nauką z innych przedmiotów, pragmatycznie zrezygnują z wiedzy, która w ich oglądzie do zdobycia zawodu czy do życia się im nie przyda. Skutkiem tego może być fakt, że bez żadnych antykatechetycznych inicjatyw, religii jako przedmiot szkolny zacznie sama z siebie zanikać, a katechecie przy najlepszej woli z ich strony młodzieży na niej nie zatrzymają.

 

Hiszpania dziś. Polska za 25 lat?

Jako memento można przedstawić casus też tradycyjnie katolickiej Hiszpanii, która dwukrotnie (podobnie jak niedługo Polska) gościła Światowe Dni Młodzieży w 1989 i 2011 roku. Oba spotkania, i to w Santiago de Compostela, i to w Madrycie odbyły się jednak w zupełnie odmiennym klimacie religijnym. Abstrahując od pewnych innych kontekstów historycznych politycznych faktem jest, że na przestrzeni 22 lat młodzież hiszpańska przeszła szybką drogę od tradycyjnego katolicyzmu do zupełnego sekularyzmu. Wykazały to szerokie badania pt. „Młodzi Hiszpanie 2005”, które dowiodły, że młodzi  Hiszpanie, choć w zdecydowanej większości jeszcze ochrzczeni i mający za sobą szkolną katechezę, z Kościołem nie chcą już mieć nic wspólnego.  Jedynie 29 proc. (sic!)  z nich zaliczyło się do grona wierzących wyznania katolickiego, podczas gdy w analogicznym badaniu z 1995 r. odsetek ten wynosił  jeszcze 77 proc. A najświeższe badania na temat katechizacji szkolnej  (2014)  wykazują, że gdy w  1995 r. na religię szkolną uczęszczało tam jeszcze 75% dzieci, to w 2014 tylko 56%, w szkołach średnich już tylko 22%, a w klasach maturalnych 15%.

 

Kraków 2016, i co potem?

Jeżeli więc katecheza szkolna może powoli i u nas zanikać, to co pozostaje? Wydaje się, że pewnym duchowym kluczem do młodzieży, który otwiera ich na nawrócenie i wiarę są coraz powszechniej organizowane przez zakony, ruchy czy diecezje w Polsce, masowe zloty religijne.  Ich protoplastom w skali światowej był Jan Paweł II,  który inicjując w 1985 r. w Rzymie Światowe Dni Młodzieży, wbrew obawom wielu w Kościele, doprowadził je do rozkwitu.  Nabrały one za jego pontyfikatu takiej dynamiki, że choć wymagają olbrzymiego wysiłku organizacyjnego i finansowego,  Kościół je nadal przygotowuje widząc w nich skuteczną formę ewangelizacji młodzieży . Dlatego za rok w Krakowie  organizatorzy spodziewają się przyjęcie  paru milionów młodych, którzy przyjadą na masowe spotkanie z lubianym przez nich papieżem Franciszkiem. Niemniej jakby na to nie patrzeć, olbrzymi wysiłek organizacyjne sprowadza się do przygotowania jednotygodniowej imprezy. Dlatego  ks. Artur Godnarski z zespołu ds. nowej ewangelizacji przy Episkopacie na niedawnym Zjeździe Paschalnym w Białymstoku mówił trzeźwo w referacie pod znamiennym tytułem „Światowe Dni Młodzieży w Krakowie – i co dalej?” o potrzebie szybkiej zmiany podejścia duszpasterskiego do młodzieży, bo inaczej polskie kościoły opustoszeją. Pytanie, co dalej po  ŚDM Kraków 2016 wydaje się bardziej niż zasadne. Na spotkanie z Franciszkiem na pewno przyjedzie bardzo wielu młodych Polaków, mnóstwo będzie oglądało relacje z Krakowa w mediach. Na pewno przeżyją jakieś ożywienie swojej wiary. Mniemam jednak, że niewielu z nich pójdzie na mszę niedzielną w swojej parafii, ale wielu przyjdzie jeszcze na katechezę w roku szkolny 2016/17. I ten czas byłby bardzo dobrym początkiem, aby ukazać im na nowo drogę do kościoła przez przeformatowaną katechezę szkolną.

 

Ewangelizacja w ramach katechizacji. Teraz!

Dlatego póki katecheza jest w szkole i póki młodzież jeszcze na nią - choć bez przekonania - przychodzi, rzeczą zasadniczą wydaje się szybka reforma programu nauczania religii na etapie gimnazjum i szkół średnich. Potrzebne są do tego śmiałe kroki Episkopatu, żeby z takim mozołem wielokrotnie aktualizowaną podstawę programową nauczania religii w szkole wrzucić do kosza i napisać od nowa, rezygnując zasadniczo z tego,  co uczeń powinien wiedzieć, a kładąc nacisk na to, czego powinien doświadczyć z Bogiem. Niech to się stanie kosztem wycofania jednej dydaktycznej lekcji religii w tygodniu z przeznaczeniem drugiej na zsumowany „fakultet” realizowany przez katechetów w ramach pensum nauczania. (Analogiczną  możliwość daje obecny program szkolny nauczycielom wychowania fizycznego w gimnazjach, którzy mogą  realizować część lekcje wf-u w formie fakultetu turystycznego, raz na parę tygodniu organizując na przykład wycieczkę  rowerową  dla uczniów). Takie przeniesienie akcentów jest konieczne w celu zapoczątkowania poważnej ewangelizacji młodzieży szkolnej.  Zajęcia fakultatywne z religii mogłyby polegać na udziale w pełnych  trzydniowych, a nie parogodzinnych  rekolekcjach wielkopostnych, udziale w pielgrzymkach i zlotach młodych chrześcijan, czy  cyklicznych spotkaniach organizowanymi na terenie szkół  z osobami nawróconymi.  Do tego potrzebne jest jak najszybsze stworzenie czy wydzielenie zespołów ewangelizacyjnych przy wydziałach katechetycznych, które by takie akcje we współpracy z katechetami przygotowywały, a potem je koordynowały. Potencjał dla takich masowych ewangelizacji w polskim Kościele jest.  Oddolnie działa w nim bardzo wiele charyzmatycznych inicjatyw, grup i wspólnot, które w tego typu ewangelizacyjną katechezę gotowe byłyby się zaangażować. Prowadzą one już teraz  swoim wysiłkiem, inicjujące w chrześcijaństwo inicjatywy, takie jak  Kursy Alfa czy Filip, katechezy neokatechumenalne, wieczory uwielbienia, ewangelizacje uliczne,  czy koncerty grup muzycznych chwalących Jezusa. Grzechem zaniedbania byłoby też nie sięgnięcie po tylu  nawróconych  ostatnio chrześcijan, którzy dają publicznie świadectwo swej ożywionej wiary, wdzięczni Kościołowi, w którym znaleźli nowe duchowe życie. Może to przesada, ale wizja siostry Faustyny, że Polska w planach Bożych jest wyjątkowa i z Polski wyjdzie iskra, która przygotuje świat na przyjście Jezusa wydaje się ziszczać jakoś na naszych oczach. Zadziwiająca jest w Polsce liczba tak zwanych celebrytów (modelka Anna Golędzinowska, piosenkarka i jurorka Agnieszka Chylińska, aktorzy Radosław Pazura, Patrycja Hurlak, prezenter Krzysztof Ziemiec, reżyser Patryk Vega, i inni), którzy mówią z odwagą o doświadczeniu Boga w swoim życiu i powrocie do Kościoła. Jest zadziwiająca nowa fala nawróceń wśród znanych i słuchany przez młodych raperów (Tau, Bęsiu, Arkadio, Frenchman, Kola, Dobromir Mak Makowski,). Są na youtubie niezwykłe wypowiedzi nawróconych polskich gangsterów (Piotr Stępniak „Gepard”, Artur Ceroński), dealerów, narkomanów, alkoholików, seksoholików, którzy mówią o swoim przejściu ze śmierci do życia dzięki wierze w Jezusa. Wszyscy oni mówią mocne, przejmujące, publiczne świadectwa o swoich nowych narodzinach, nie bojąc się wygwizdania  na medialnych stadionach, a niektórzy z nich całe swe obecne życie poświęcają ewangelizacji przemierzając Polskę i odwiedzając parafie ze swoim świadectwem nawrócenia (np. chłopaki Piotr Zalewski i Jacek Zajkowski z projektem „Wyrwani z Niewoli”).

Trzeba więc te bijące w Kościele źródła, zjednoczyć w wartkie strumienie nowej ewangelizacji, które mogą odmienić polską katechezę szkolną. Stworzyłaby ona młodzieży, którą mamy jeszcze na religii w szkole, ale nie mamy jej już w kościele, przestrzeń do nawrócenia. Można to zrobić chociażby w formie masowych ewangelizacyjnych rekolekcji wielkopostnych dla szkół. Wielkie hale sportowe, które wyrosły w  większych i mniejszych polskich miastach stoją często do południa puste. Młodzież przyjdzie do nich na pewno chętniej, niż do kościoła. Potwierdzeniem tego jest tegoroczna inicjatywa biskupa Dajczaka z Koszalina, który parę lat temu zaczął od nawracania swoich księży na stadionie, a teraz  próbuje nawrócić koszalińską młodzież. Właśnie w jego diecezji odbyły się w marcu tego roku rekolekcje  ewangelizacyjne na hali sportowej oddzielnie dla młodzieży gimnazjalnej i młodzieży ze szkół średnich, na parę tysięcy osób! Trzy dni po kilka godzin:  katechezy, pieśni uwielbienia, świadectwa, modlitwa nad młodymi z nałożeniem rąk prowadzona przez księży, spowiedzi po latach , a na koniec wypowiedzi młodzieży o doświadczeniu Boga wypowiadane przy biskupie. Warto to zobaczyć w internecie.  Organizatorzy twierdzą, że przygotowanie takich rekolekcji kosztowało ich 30 tys. złotych. To chyba niewiele za cenę wielu nawróceń młodych, którym po doświadczeniu działania Boga, da się możliwość kontynuowania drogi wiary we wspólnotach przy parafiach.

Wiemy to już na pewno, że obecna „uszkolniona” katecheza drogi do kościoła młodym nie otworzy. Jeżeli zostawi się ją w niezmienionym kształcie, to skutek za dwie dekady będzie podobny jak w Hiszpanii: kościoły bez młodych,  katecheza będzie odbywać się w zespołach  między klasowych dla parunastu procent młodzieży w szkole, a większość nauczycieli katechetów (nieważne czy gorliwych czy lękliwych) będzie musiało się przekwalifikować, albo szukać pracy na kasie w Biedronce.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

April66
O mnie April66

Katecheza szkolna, podobnie jak piłka nożna, to nie jest sprawa życia i śmierci, to jest coś więcej.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości