Maciej Eckardt Maciej Eckardt
448
BLOG

Konrad Wrzos - reporter zawołany

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Jedna z moich bibliotecznych ciekawostek, to książka-reportaż Konrada Wrzosa „Rewolucja w Grecji” z dedykacją dla Bolesława Koskowskiego – endeka, publicysty, senatora Związku Ludowo-Narodowego. „Wielce Szanownemu Panu Redaktorowi Bolesławowi Koskowskiemu z wyrazami poważania, Konrad Wrzos, I/VII 35” – brzmią słowa sprzed 83 lat.

Ich autor, urodzony w 1905 roku, w rzeczywistości nazywał się Rosenberg i należał do przedwojennej śmietanki dziennikarskiej. W karierze pomógł mu wywiad z marszałkiem Józefem Piłsudskim przeprowadzony na dwa tygodnie przez zamachem majowym, który był w istocie przygotowaniem gruntu propagandowego pod mające nastąpić wydarzenia. O wywiad z Piłsudskim Wrzos zabiegał zresztą już jako osiemnastoletni adept dziennikarstwa (marszałek był wówczas szefem Sztabu Generalnego), co świadczy o jego wyjątkowej pewności siebie. 

Wrzos sprzyjał obozowi piłsudczykowskiemu, a szczególnie jego twórcy, którego czcił i wielbił dziennikarskim piórem. Nie dziwi zatem, że w latach późniejszych napisał głośną książkę „Piłsudski i piłsudczycy”, w której zawarł rozmowy i sylwetki czołowych polityków tego obozu – Józefa Piłsudskiego, Ignacego Mościckiego, Walerego Sławka, Kazimierza Sosnkowskiego czy Bogusława Miedzińskiego. Spory rozgłos przyniosła mu również książka „Pułkownik Józef Beck”. To również piłsudczyk, jeśli by ktoś nie wiedział. 

Wrzos był reporterem z prawdziwego zdarzenia. Jeździł tam, gdzie coś się działo. Europie, Ameryce. Odwiedził też hitlerowskie Niemcy. Przeprowadzał wywiady z ważnymi politykami Europy, chociażby z kanclerzem Austrii Engelbertem Dollfussem, który zginął w zamachu kilkanaście miesięcy później. 

Jego zainteresowania problematyką wojskową i uzbrojenia, w której doskonale się czuł (zwiedził między innymi Linię Maginota) sprawiły, że wielkim sukcesem okazała się jego książka „Kiedy znowu wojna”, nie tylko ze względu na znakomity język, ale przede wszystkim na wartość faktograficzną oraz celne prognozy. Do prezentowanej „Rewolucji w Grecji” materiały zebrał w warunkach niemal frontowych, bo w ówczesnych Atenach znalazł się przypadkowo w przeddzień zamachu stanu. 

Ważną dla niego postacią stał się Józef Beck, który – jak pisze Tomasz Lachowicz – odegrał niemałą rolę w zainteresowaniu Wrzosa problematyką międzynarodową. Ułatwiał reporterowi kontakty z dyplomatami i politykami z różnych krajów. Nawiązywanie znajomości i zdobywanie zaufania było zresztą mocną stroną Wrzosa – dodaje – gdyż natura obdarzyła go dużym urokiem osobistym. Najprawdopodobniej dzięki pomocy Ministerstwa Spraw Zagranicznych docierał do gabinetów najważniejszych polityków tamtych czasów. 

Ale nie dzięki jedynie dobrym kontaktom zostaje się rasowym reporterem – „Młodsi koledzy (…) nie wiedzą o tym, że każdy, najbardziej nawet ustosunkowany, reporter będzie czepiał się pociągu, stał na deszczu, marzł, żeby zobaczyć, o której godzinie ktoś wyszedł z konferencji, wyjechał lub przyjechał i dowiedzieć się, co było przedmiotem jej obrad” – pisał Wrzos. 

Zaczynał ponoć w „Robotniku”. Potem były: „Kurier Polski”, „Nowy Kurier Polski”, „Epoka”, „Nowa Epoka”, czy „Ilustrowany Kurier Codzienny”, którego właściciel Marian Dąbrowski, przyznał Wrzosowi najwyższą gażę w redakcji – 4500 zł. Był postacią nietuzinkową, barwną. Uprawiał jak na tamte czasy dziennikarstwo na wskroś nowoczesne, które zapewniło mu popularność i wysoką pozycję zawodową. Jego styl był wyjątkowo oszczędny i surowy. Na swój sposób minimalistyczny. Ale miało to swój urok. Taka też jest „Rewolucja w Grecji”, którą wyszperałem kiedyś w antykwariacie. 

Dedykacja autora dla Bolesława Koskowskiego świadczy o tym, że pomimo istotnych różnic politycznych (tu endek, tu piłsudczyk), istniał w Polsce międzywojennej określony katalog zachowań, które można by określić środowiskową kindersztubą. To w sumie asumpt do refleksji nad kondycją dzisiejszego dziennikarstwa. Refleksji w sumie smutnej. 

Choć Polska międzywojenna była dziennikarską kipielą, to ta ówczesna kipiel była jednak innego rodzaju, niż obecna. Skrzyła się od osobowości pióra, od lewa do prawa. Huczało aż miło, było ostro, a cenzura co chwilę zdejmowała jakieś artykuły czy konfiskowała całe nakłady gazet. Ale ówczesne napaści prasowe i polemiki, to był cymes nad cymesy. Żaden tam dzisiejszy prymitywny trolling i hejt. To było żywe, zaangażowane dziennikarskie mordobicie, pełne wdzięku i rozmachu intelektualnego. Ot, chociażby słynne potyczki „Wiadomości Literackich” z „Prosto z Mostu” i na odwrót. To już niestety zamknięty rozdział. Wielka szkoda.

Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura