Maciej Eckardt Maciej Eckardt
1963
BLOG

Walcząc o życie

Maciej Eckardt Maciej Eckardt PSL Obserwuj temat Obserwuj notkę 50

Jeśli Polskie Stronnictwo Ludowe i lewica przekroczą próg wyborczy, oznaczać to będzie stopniowy uwiąd Platformy Obywatelskiej. Dlatego Grzegorz Schetyna, lider PO, robi wszystko, by ten czarny dla niego scenariusz się nie ziścił. Jesienna kampania wyborcza rysuje się więc niezmiernie ciekawie – opozycja walcząc z PiS-em, walczyć będzie jednocześnie między sobą o być albo nie być.

To oznacza, że wszelkie kurtuazyjne zapewnienia o braku wrogów pośród opozycji wsadzić można między bajki. Walka między niedawnymi udziałowcami Koalicji Europejskiej będzie bezwzględna, choć w białych rękawiczkach. 

Nie da się ukryć, że decyzja PSL-u o opuszczeniu szykowanej na wybory parlamentarne Koalicji Obywatelskiej, była owym przysłowiowym wyciągniętym kamyczkiem, który uruchomił lawinę. Pomimo dramatycznych prób odwrócenia tej sytuacji, kuszenia PSL-owców obfitością miejsc na listach przez Grzegorza Schetynę, ludowcy wybrali „powrót do źródeł”, czyli włościańskiego pragmatyzmu w konserwatywnym sosie. 

Z wielu względów jest to decyzja zrozumiała, szczególnie dla tych mieszkańców wsi i miasteczek, których nie przejęło Prawo i Sprawiedliwość. Jest ich wprawdzie coraz mniej, ale wciąż są. Podczas wyborów europejskich sporo z nich pozostało w domach, nie mogąc zaakceptować mariażu z toksyczną antyklerykalną lewicą oraz paradowania ludowców w jednym szeregu ze środowiskami LGBT. Tym razem będą mieli klarowną ofertę. Pytanie tylko, czy ich głosy wystarczą, by PSL przekroczyło próg. Warto przypomnieć, że cztery lata temu ludowcom z trudem udało się go przekroczyć i to w sytuacji, kiedy szli pod własnym szyldem. 

Zapewne dlatego PSL postawiło na rozszerzenie formuły. Głównie o nazwiska kojarzone do niedawna z konserwatywnym skrzydłem w Platformie Obywatelskiej (Marek Biernacki, Bogdan Zdrojewski, Jan Filip Libicki) oraz samorządowców, wśród których ludowcy – pomimo bolesnych strat na jesieni – wciąż czują się doskonale i mają wymierne wpływy. Sytuowanie siebie w centrum, to jednocześnie oferta skierowana do tej niezadowolonej części elektoratu, która nie akceptuje politycznej „walki psów”, w której co chwilę przekraczane są kolejne granice umiaru i dobrego smaku. 

Pozycjonowanie się ludowców jako centrowych „normalsów” ma niewielki, ale realny potencjał wyborczy. Za twarz „normalsów” uchodzi przecież Władysław Kosiniak-Kamysz, któremu udało się wykreować wizerunek polityka umiarkowanego, kulturalnego, by nie rzec „grzecznego”, unikającego etykietowania rywali i wchodzenia w pyskówki. To go wyróżnia na tle rozwrzeszczanej i toczącej pianę „klasy politycznej”. Lider PSL-u może stanowić punkt odniesienia dla zrównoważonego wyborcy. Pytanie tylko, czy zdoła to zrobić. 

Głosy wieszczące rychłą śmierć PSL-u po tym kiedy zdecydowało się iść własną drogą uważam za przedwczesne. Taktyka ludowców pokazuje, że postawili na wylizanie ran, niż dalsze wykrwawianie się w nie swoich szeregach (liberałowie, lewica) i nie swoich wojnach (LGBT, walka z Kościołem). Wrócili do tego, w czym czują się najlepiej – włościańskiego pragmatyzmu, który w przypadku przekroczenia progu może dać im upragnioną pozycję „języczka u wagi”. 

Kto wie, czy po jesiennych wyborach nie sprawdzi się znane powiedzenie, że obojętnie jakie będą wyniki wyborów, to i tak wygra koalicjant PSL-u. Nawet jeśli miałby to być PiS. Ale by tak się stało próg wyborczy muszą przekroczyć ludowcy i… lewica. Niepodzielne rządy mogą bowiem PiS-owi zagwarantować jedynie tzw. zmarnowane głosy, które dzięki D’Hondtowi zawsze zgarnia najsilniejsza partia. Jeśli tak się nie stanie Jarosław Kaczyński będzie zmuszony usiąść do negocjacyjnego stołu z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Ludowcy w takim przypadku nie zwykli marnować okazji, choć gwoli sprawiedliwości trzeba przypomnieć, że swego czasu Waldemar Pawlak odrzucił zaloty Prawa i Sprawiedliwości, co w efekcie zakończyło rządy PiS-u. 

Nie ulega wątpliwości, że jesienna kampania wyborcza będzie jedną z najciekawszych od 1989 roku. Z jednej strony do rywalizacji przystąpi władza gotowa na wszystko, by władzy nie oddać. Z drugiej trójgłowa opozycja (nie liczę tutaj narodowców i Korwina, bo to osobny temat), próbująca zresetować, a właściwie zdefibrylować swoją pozycję (PSL, SLD), skutecznie ukatrupioną przez PiS. Będzie więc to kampania brutalna, brudna i odpychająca. Paradoksalnie jest to dobra wiadomość dla lidera PSL-u. W zasadzie jest to warunek sine qua non, by mógł poprowadzić swoją narrację. 

Czy uda mu się z nią przebić do wyborców bez pieniędzy i życzliwych mediów? Z obitymi strukturami? Ze Schetyną, Czarzastym, Biedroniem i Kaczyńskim gotowymi zatopić mu kły w gardle? Diabelnie trudne zadanie. Ale przecież nie niemożliwe. Adrenalina, kiedy walczy się o życie, czyni wszak cuda.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka