Zacne grono intelektualistów, publicystów, polityków i innych za przeproszeniem „autorytetów” – z samym Lechem Wałęsą na czele – z mniej lub bardziej publicznie demonstrowanym niesmakiem przyjęło mianowanie JE Sławoja Leszka Głodzia na arcybiskupa metropolitę gdańskiego.
Gdyby chodziło o jakieś poważne grzechy księdza arcybiskupa, dyskwalifikujące jego moralne predyspozycje do przewodzenia Kościołowi gdańskiemu, publiczne wyrażanie wątpliwości byłoby uzasadnione. Tymczasem zdaje się, że głównym grzechem bp. Głodzia było występowanie w Radiu Maryja i Telewizji Trwam, tudzież jakaś bliżej nie sprecyzowana „wojskowa mentalność”. Na ile ja się orientuję w nauce Kościoła Katolickiego, to występowanie w Radiu Maryja grzechem nie jest, nawet lekkim. Wiem, że niektórych to boli, ale tak jest.
Skąd u wzmiankowanych zacnych „autorytetów” przekonanie o własnej kompetencji do orzekania czy poglądy i mentalność danego hierarchy dyskwalifikują go do zajmowania funkcji kościelnych – doprawdy nie wiem. Lecha Wałęsę to może jeszcze tłumaczy stary dowcip odpowiadający na pytanie: czym się różni Wałęsa od Boga? Otóż Bogu nie wydaje się, że jest Wałęsą. Ale co z pozostałymi?
Autorytety to w ogóle chyba trudno by było zadowolić, bo arcybiskup Życiński jest już zajęty a biskup Pieronek sam w wieku emerytalnym – a na nich zasadniczo kończy się lista akceptowalnych biskupów. Wygląda na to, że Kościół powinien wreszcie zrozumieć ducha czasu i nagrodzić sakrą biskupią Stanisława Obirka, byłego – jakże postępowego – jezuitę lub Szanownego Redaktora Adama Michnika, który w wielkanocny czas schylił był się nad losem samego Judasza Iskarioty. W grę wchodzić mógłby jeszcze Lech Wałęsa, ale zdaje się, że on stanowiskami poniżej papieża nie byłby zainteresowany.
No cóż, decyzja zapadła. Roma locuta, causa finta. I - jak powiedziałaby to dzisiejsza młodzież – po ptakach. Dzisiaj ingres. I ten pasztet trzeba zjeść.
Inne tematy w dziale Polityka