Czy Wojciech Sumliński był naprawdę winny stawianych mu zarzutów rozstrzygnie mam nadzieję niezawisły sąd.
Bez względu na to rozstrzygnięcie sprawa jest jednak dla mnie przerażająca. Raz, że zdecydowanie za dużo wokół niej dziwnych zbiegów okoliczności i plotek (jak chociażby ta o sporządzonym przez ABW profilu psychologicznym, według którego dziennikarz ma słabą psychikę i jest bardzo przywiązany do rodziny wobec czego po kilkunastu miesiącach aresztu powinien się przyznać do czego tylko śledczy będą chcieli). Dwa, że mamy praktycznie zademonstrowane jak łatwo można zaszczuć i zniszczyć człowieka. I to nie takiego zwykłego, przeciętnego tylko znanego dziennikarza, mającego znajomości wśród polityków i mediów.
Przenieśmy sprawę Sumlińskiego w pejzaż polski powiatowej. Gdzie sędzia, prokurator, burmistrz, komendant policji i kilku największych biznesmenów spotykają się na popijawie co najmniej raz w miesiącu. I postawmy naprzeciw nim młodego dziennikarza lokalnej gazetki który chce napisać o przekręcie jaki ów burmistrz zrobił z jednym z tych biznesmenów. Albo o tym, że ów prokuratur po pijanemu potrącił samochodem przechodnia, którą to sprawę zatuszowali podwładni komendanta…
Ta sprawa powinna dać nam wszystkim do myślenia.
Inne tematy w dziale Polityka