W poprzednim rozdziale zostawiliśmy Poppa zastanawiającego się nad tym, jaką właściwie rolę odgrywa światło w tkance żywej? Zwłaszcza światło, które wydawało się być „spójnym”, czyli „zorganizowanym”. Popp wyobrażał sobie, że fotony mogą działać jak kapelmistrz w orkiestrze i powodować, że cała komórka „gra ten sam utwór”. Co więcej, te „biofotony” mogą działać jako nośnik informacji pomiędzy różnymi komórkami. Najważniejszą teraz sprawą było wykrycie źródła i mechanizmu powstawania biofotonów.
Czasem dobrze mieć studentów. Jeden z bystrych studentów przekonał Poppa do przeprowadzenia nowego doświadczenia. Wiadomo było, że DNA ma strukturę spiralną. Wiadomo też było, że istnieją czynniki chemiczne powodujące deformację („rozwijanie się”) spiral DNA.
Jednym z takich znanych, bardzo niebezpiecznych czynników jest bromek etydyny. Popp, wraz ze swoim studentem, zaczęli więc mierzyć emisję biofotonów dodając coraz więcej tego czynnika.. Intensywność biofotonów wzrastała w miarę wzrostu komcentracji bromku etydyny, czyli w miarę rozwijania się podwójnych spiral. Podejrzenie za emisję biofotonów padło więc na DNA. Popp spekulował, że mógł w ten sposób trafić na brakujące ogniwo w naszym rozumieniu działania zywych organizmów. Skąd komórka w uchu wie, że jest częścią ucha a nie np. oka? Skąd „wie” w co ma się rozwijać? To był główny problem Darwinizmu i filozofów „samolubnego genu”. Sam Dawkins musiał przyznać:
„Jak dokładnie przebiega proces róznicowania funkcji w rozwoju dziecka to problem który będzie wymagał całych dekad, a może i stuleci, by nań znaleźć odpowiedź. Faktem jest, że jakoś to zachodzi.”
Wypowiedź godna policjanta, który w desperacji chce na siłe zamknąć sprawę. Uczeni aresztowali podejrzanego nie troszcząc się o zebranie dowodów.
Wróćmy jednak do Poppa i do jego przygody z biofotonami. Sudiując i czytając co się dało, stwierdził, jak to zwykle bywa, że nie jest pierwszym, który wpadł na trop zjawiska. Jeszcze bowiem w latach trzydziestych dwudziestego wieku podobnymi sprawami zajmował się Rosjanin, Aleksander Gurwicz
Gurwicz myślał o „polach morfogenetycznych” (idea rozwinięta później przez Ruperta Sheldrake'a) i prowadził doświadczenia z .... cebulą.
Użył ogonka cebuli jako „detektora” a ogonka innej cebuli jako „induktora”. Ogonki nie dotykały się nawzajem. Gurwicz badał szybkość rozwoju komórek (mitozy) w detektorze, w miejscu „wskazywanym przez induktor”. Kiedy pomiędzy dwoma ogonkami była normalna szklana szybka, szybkość wzrostu była normalna. Kiedy jednak użył szkła kwarcowego (przeźroczystego dla światła nadfiołkowego o długości ok. 260nm), mitoza stawała się znacznie intensywniejsza. Gurwicz więc sądził, że za efekt ten odpowiedzialne są pojedyncze fotony o długości fali ok. 260 nm. Wyniki Gurwicza potwierdził w r. 1928 laureat nagrody Nobla, Gabor. Wkrótce jednak społeczność naukowa zapomniała o Gurwiczu i Gaborze a wyniki ich doświadczeń uznano za „nie dość naukowe”.
CDN
Komentarze