14 września, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego wchodzi w życie Motu Proprio Summorum Pontificum, ogłoszone przez Jego Świątobliwość Benedykta XVI.
Dokument ten znosi oganiczenia, jakim dotąd podlegało sprawowanie Mszy św. w klasycznym rycie rzymskim. Z pewnością akt ten ożywi Kościół. Powraca bowiem Msza św., która przez wieki całe była dla Kościoła największym skarbem, dla wiernych zaś źródłem uświęcenia i mocy.
W sposób niezrozumiały została usunięta w cień, "praktycznie zakazana", jak określił to Józef kard. Ratzinger, a pragnienie uczestnictwa w niej, które wyrażało wielu - stało sę okazją do napiętnowania. Piszę o tym tutaj.
Sam od wielu lat uczestniczę w Mszy trydenckiej. Nie czuję się z tego powodu "lepszy". Przeciwnie, uczestniczę w Mszy trydenckiej dlatego, że silnie doświadczam swej kruchości wobec „świata”, który zabija we mnie życie Boże. Dlatego potrzebuję stosownych środków, by się przed tymi zamachami bronić. Poza tym, w tym świecie tak bardzo nastawionym na racjonalność, na rozszyfrowanie wszystkich tajemnic, wdzierającym się ze swym wątłym rozumem w tajemnice istnienia, życia i śmierci, w tajemnice stworzenia, ta Msza stawia mnie nieodwołalnie wobec Największej Tajemnicy. Liturgia tej Mszy działa bezpośrednio w duszy, powodując błogosławione owoce. Chyba w żadnej innej rzeczywistości gesty i milczenie nie sa tak wymowne, jak w niej.
Sama orientacja celebracji ("przodem do ołtarza, tyłem do ludzi") - przedmiot dywagacji liturgistów - każe doświadczać, że Bóg jest celem naszych pragnień, że jest zarazem źródłem i główną Osobą naszego życia. Modlitwa u stopni ołtarza, którą odmawia kapłan wraz z ministrantami owo pragnienie wynikające z orientacji celebracji jeszcze podkreśla i dobitniej wyraża. Jednocześnie pozawla dostrzec, że od Boga odziela nas grzech. Bóg jednak przyjmuje człowieka, gdy grzech ten uzna i go żałuje, bo Jego Miłośc zwycięża nasze słabości i upadki. Z Jego Łaską możemy być mu wierni - nawet w prześladowaniach.
Msza jest uobecnieniem Ofiary Krzyża, a kapłan - drugim Chrystusem. Moment konsekracji nie przypomna jednak Ukrzyżowania. Kapłan głeboko pochlony, prawie składa głowę na Ołtarzu - jest to gest św. Jana Chrzciciela kładącego głowę pod miecz - trzeba się uniżyć, aby "On mógł wzrastać". Cała Msza jest pełna takich gestów, które są symbolami odsyłającymi do Tajemnicy. Nie sposób ich do końca zrozumieć. Można je tylko kontemplować, wnikając w nie, w wielkiej aktywności ducha i czerpać, poprzez wewnętrzne zaangażowanie w uczestnictwo w Tajemnicy. Z pewnością, liturgia trydencka ze swoją majestatycznością, swym pochodzeniem wyraźnie „nie z tego świata” – do takiej postawy zdecydowanie bardziej przysposabia niż tzw nowa Msza. To jest jej niewątpliwy, jeśli można tak powiedzieć, walor. Doceniam go tym bardziej, że cały świat jest „antykontemplacyjny”, rozedrgany, pełen dźwięków, wydarzeń, hałasu, migających barw. Z tego powodu, aby człwiek zachował czystość i właściwą orientację swego życia, Msza, źródło życia, powinna być w sposób wyraźniejszy „inna” niż rzeczywistość pozaliturgiczna. Powinna ułatwiać postawę wewnętrznego skupienia i kontemplacji – być w pewnym sensie ewangelicznym znakiem sprzeciwu wobec "ducha tego świata", który z pewnością nie wspomaga w dążeniu do zbawienia.
Uczestniczenie w Mszy nie jest łatwe, jej upowszchnianie też wymaga trudu. Jest to jednak trud konieczny - Kościół i świat koniecznie potrzebują łask, jakie Msza ta rodzi.
Inne tematy w dziale Polityka