Dziwna jest ta nasza rodzina. Na salonie, jak w krzywym zwierciadle mozna dostrzec linie podzialu, ktora rozczepila narod. Widac w zwierciadle twarze. Te smutne i zatroskane i te zadowolone z siebie samych, rubaszne mordy z gebami gotowymi do puszczenia bluzga na dzwiek najmnieszej nawet skargi dochodzacej z drugiej strony peknietej substancji.
Dziwne sa nasze losy i dziwna jest nasza matka, Polska. Jak w rodzinie patologicznej nie zawsze traktowala nas, dzieci roznych ojcow w jednakowy sposob. Jednych kochala bardziej i ulegala ich woli i kaprysom i niejednokrotnie konczyla w rynsztoku do ktorego wpychaly Ja czerpiace korzysci z Jej nierzadu, pozbawiobne skrupolow, ukochane dzieci. Inne kochala jakby mniej. Te, kiedy wracala posiniaczona, ze sladami gwaltu na ciele i cuchnaca przylepionym do niej brudem i samogonem, czuwaly przy Jej lozu. Z czuloscia opatrywaly Jej rany, obmywaly z brudu i szeptaly Jej czule slowka. Dzieci te zawsze wierzyly w Jej slowa o poprawie i o tym ze "nigdy wiecej". Cierpliwie znosily wizyty i pijackie burdy z przygodnie poznanymi menelami. Czuwaly i interweniowaly zawsze kiedy menele zabieraly sie do bicia i wyciagania, do spolki z tymi drugimi dziecmi, rodzinny majatek. Oslanialy, slabymi ramionami kiedy spadaly na Nia ciosy. Nie raz dostalo sie im za to...
A Ona? Kiedys, jedna z najpiekniejszych corek Europy. Dzisiaj, stara schorowana i oslabiona nalogami kobieta po przejsciach. Lecz jak zawsze uczucie swoje miedzy dzieci rozdziela nierowno. Najbardziej rozpieszcza te, ktora nia gardza i czerpia z Jej slabosci najwieksze korzysci. Te, ktore dzis wkladaja na Jej niedomyte cialo, modny ciuch i na schorowana, ze sladami trawiacych Ja chorobsk twarz, nakladaja gruby make-up. Znikaja blizny pod makijazem. Zapach taniego wina ukrywaja pod modna perfuma. I znowu wysylaja ja na ulice. Miedzy inne, bardzie zapobiegliwe i przezorne, ktore z trudem tlumia smiech na Jej widok...
Dzieci. Roznych ojcow i niektore z adopcji. Roznorodna gromadka. Te wyrozniane i mocniej kochane przez Nia, choc nie raz i nie dwa sprzedawaly Ja w obce rece. I te zaniedbane, wielokrotnie skrzywdzone i nie raz i nie dwa porzucone przez Nia i nie raz i nie dwa pozbawiane domu. Nie raz i nie dwa, dostalo im sie za Nia i za Nia przychodzilo im spoczac w niepoznanym miejscu. Te dzieci, ktorym najmniej dala a tak jak w rodzinie patologicznej, te dzieci kochaja Ja najbardziej. Dla tych dzieci Ona zawsze bedzie najpiekniejsza i najlepsza. Jedyna. O matko, matko...Polsko.
Inne tematy w dziale Polityka