Andrzej Tokarski Andrzej Tokarski
253
BLOG

Zmarła Helena Tokarska

Andrzej Tokarski Andrzej Tokarski Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 8


Zmarła Helena Tokarska




W niedzielę 18 czerwca zmarła Helena Tokarska, z domu Zambrzycka – moja Matka. Historia jej życia rozpoczęła się w Frankach-Piaskach, przed 82 laty. Mała Helenka przyszła na świat w pięknym zakątku Polski, między dobrymi kochającymi ją ludźmi. Historia Jej życia, to czas trudny, złożony. W kilka lat po urodzeniu musiała poznać oblicze wojny, przewalających się okupantów. Czasy powojenne, to okres przeprowadzki wraz z rodziną na Dolny Śląsk, do Wrocławia. Nastąpił czas młodości, czas nauki, czas młodzieńczego poznawania świata. Czas wkraczania w życie dorosłe, pierwszej pracy. Czas miłości, czas małżeństwa, założenia rodziny. Założenia własnego gniazda – poprzez przeprowadzkę z domu rodziców przy Krzyckiej, do własnego, wspólnego z mężem Edmundem, domu przy Turniejowej.


To kolejny etap – czas oczarowań, czas intensywnego życia towarzyskiego, szerokich kontaktów rodzinnych, radości z macierzyństwa i wzrastania dzieci ( wyobrażam sobie emocje, jakie towarzyszyły Rodzicom, gdy skrycie przygotowywali fantastyczne paczki z prezentami i smakołykami, które rano znajdowaliśmy pod poduszką) – zgodnie z powszechnie znaną prawidłowością, że im dzieci są mniejsze, tym te radości są większe, a topnieją radykalnie, gdy z dzieci wyrastają ludzie. Również i to doświadczenie nie stało się obce mojej Mamie. Za radościami i oczarowaniami nieuchronnie przyszły ich nieodłączne siostry: gorycz i rozczarowanie.




Czas wieku dojrzałego, to czas zupełnie inne aktywności -raczej czas rutyny, powtarzalnych czynności, codziennych rytuałów Również czas trudnych wyborów, gorzkich refleksji. Zmiany hierarchii wartości. Jako, że etapy przechodzą z jednego w drugi niepostrzeżenie, zapracowana Mama ani się spostrzegła, jak czas jej aktywności zawodowej dobiegł kresu. Weszła w wiek emerytalny, Odszedł z tego świata mąż, Edmund, dzieci przestały być dziećmi, a stały się – w sensie wyżej opisanym – ludźmi – czyli radykalnie zmienił się charakter emocji, jakich dostarczały. Wszystko było inne – i choć wszystko działo się powoli i niepostrzeżenie - to jednocześnie miało się wrażenie wzrastającej prędkości zdarzeń i upływu czasu. Czas jednocześnie jakby ślimacząc się nieznośnie – uciekał coraz szybciej.




Następna odsłona, to sprzedaż domu we Wrocławiu przy Turniejowej i przeprowadzka wraz z córką Małgorzatą do Białowieży do starego, odremontowanego drewnianego domu. Czas utraty swojego dotychczasowego świata, kontaktów, przyjaźni, znajomego otoczenia w którym mnóstwo ludzi jest blisko i kontakt z nimi jest prostą oczywistością. Wszystko to odeszło w przeszłość, gdy Białowieża stała się domem, a świat oddalił się na setki kilometrów. Przyjacielem stał się telefon, niestety nieodłącznymi towarzyszami stały się również choroby i coraz dokuczliwsze bóle i cierpienia. Taki był obraz czasu pobytu w Białowieży. Choć z rodziną, to jednak w dominującej samotności z towarzyszami w postaci zgrai kotów, chorób i telefonu. Osoba tak bardzo łaknąca towarzystwa ludzi po raz kolejny musiała przedefiniować swoje życie – ułożyć je sobie w nowych okolicznościach.




Załamanie zdrowia przyszło dość niespodziewanie. Konieczna stała się hospitalizacja w Ośrodku Zdrowia – która to nazwa, jak wielu doświadczyło nie wróży dla zdrowia nic dobrego. Tak też się stało i w przypadku Mamy. Leżała z narastającym poczuciem nieuchronności zdarzeń – i z wzrastającym spokojnym pogodzeniem się i z życiem i z nadchodzącym jego kresem. Umarła 18 czerwca 2017 spokojna i z tym charakterystycznym odprężeniem na twarzy.




Tak się to wszystko dopełniło – to, co zaczęło się wiele lat temu we Frankach-Piaskach, było mozolnym nawlekaniem na nić życia kolejnych chwil, godzin, dni, miesięcy i lat, przechodzeniem kolejnych etapów i doświadczeń – Skończyło się. Ta księga, podobnie jak wiele nieskończenie wiele innych ksiąg w przeszłości, ale i w przyszłości – zatrzasnęła się, choć bez huku. Właściwie cicho i prawie niepostrzeżenie zamknęła się. Na tyle niepostrzeżenie, że gdy dziś rano siadłem sobie pod tablicą ogłoszeniową z Mamy klepsydrą i czekałem na promienie słońca, które ją oświetlą tak, by zrobić zdjęcia – miałem czas przyjrzeć się innym księgom, jeszcze niedomkniętym. Facetowi na zardzewiałym rowerze z reklamówką w garści pedałującemu z rana do sklepu, listonoszowi na komarku, robotnikowi biegającemu z taczką od domu do domu, jakimś ludziom w samochodach patrzących na mnie, siedzącemu w rowie, uważnie, kotu niespiesznie idącemu skądś dokądś – na tyle niepostrzeżenie, że żaden z tych ludzi (może kot coś przeczuwał...), nie zdawał sobie sprawy, że oto tuż obok zamknęła się Księga.




To, co otworzyło się hen dawno temu, znalazło swój kres, na cichym cmentarzyku w Białowieży, takim który nawet nie ma jeszcze planu pochówków, a księżulo - po zainkasowaniu należności – każe rodzinie samemu wybrać sobie miejsce na grób.




Oraz na kartce przyklejonej do tablicy ogłoszeń, pod którą siedziałem czekając na słońce, odrapanej z obłażącą farbą pamiętającą chyba jeszcze czasy komuny, obok zardzewiałego słupka przystanku, z rozpadającym się nieczynnym były sklepem GSu za plecami.




Na tej tablicy powisi jeszcze kilka dni, a może kilka tygodni karta-klepsydra. Potem zerwie ją wiatr, spłucze deszcz, ręka ludzka naklei coś innego.




Tak zniknie ostatni ślad po Księdze, która była – i już jej nie ma i nigdy nie będzie. Zatrze się również pamięć o Księdze.




Gdzieś w jakimś pięknym miejscu rodzi się pewnie jakaś mała Helenka i ma kochających rodziców. Rozpoczyna się nowa Księga.




jako zodiakalny Bliźniak posiadam dwie, albo więcej twarzy, czy może osobowości. Na potrzeby tego miejsca jestem zwolennikiem poszanowania prawdy w życiu publicznym, zachowania podmiotowości tak państwa, jak i jego obywateli każdego z osobna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości