Dyplomacja w wykonaniu ministra Sikorskiego przybiera coraz częściej groteskową formę. Z jego wyprawy do Berlina Polacy zapamiętają nie kolejne ustępstwa wobec osi Berlin–Moskwa, a „bój” o polską telewizję w hotelu. Popularności Sikorskiego robi to dobrze. Polskiej racji stanu – nie.
Pod koniec marca Sikorski wybrał się w kilkudniową podróż na Zachód. Najpierw Berlin, potem Paryż, wreszcie Bruksela. Najważniejszy był przystanek niemiecki, a szczególnie rozmowa z szefami dyplomacji Niemiec Guido Westerwelle i Rosji Siergiejem Ławrowem. To było drugie spotkanie tzw. trójkąta królewieckiego, powstałego w maju 2011 r. w Kaliningradzie. Tym razem szefowie dyplomacji Rosji, Niemiec i Polski spotkali się w podberlińskiej willi Borsig, należącej do niemieckiego MSZ.
Blisko, coraz bliżej
Popłynęły pochwały dla podpisanej w grudniu umowy o małym ruchu granicznym między Polską a obwodem kaliningradzkim. Sikorski widzi w tym ważny precedens: „Będziemy wspierać proces liberalizacji wizowej oraz wdrożenia wspólnych kroków ku być może zniesieniu wiz pomiędzy całą Unią Europejską a Rosją”. Ławrow zaś podkreślił: „Pokazuje to, że jeśli jest wola polityczna, to wszystko jest możliwe”. Trójka w willi Borsig zapowiedziała kolejne inicjatywy integrujące rosyjską eksklawę z UE. Chodzi o pięć dziedzin, od edukacji i wymiany młodzieży, po komunikację i energetykę. Zapewne wróci pomysł stworzenia mostu energetycznego, gdy za kilka lat ruszy Bałtycka Elektrownia Jądrowa. Nie dość, że uzależni to północny wschód Polski od energii rosyjskiej, to przy okazji przekreśli perspektywy litewskiej elektrowni atomowej w Visaginas. Inny niebezpieczny pomysł rzucił na jesieni 2011 r. szef rosyjskich kolei państwowych, były kagiebista i przyjaciel Putina, Władimir Jakunin: połączenie Moskwy i St. Petersburga z Berlinem dwiema liniami magnetycznej linii kolejowej (maglev). Oczywiście via Polska.
Co ciekawe, Sikorski chyba Rosjan do końca nie zadowolił, o czym świadczy relacja w rządowym dzienniku „Rossijskaja Gazieta”. Według niej, polski minister nie wykazał się wystarczającym entuzjazmem dla dalszego zacieśniania współpracy z Berlinem i Moskwą. Ale nie dlatego, że nie chciał. „Przede wszystkim z powodu wciąż podejmowanych przez Waszyngton prób trzymania Polski na przyzwoity dystans od Moskwy” – usprawiedliwia Sikorskiego gazeta. Przypomina, że dwa tygodnie wcześniej był w USA i na wspólnej z Hillary Clinton konferencji prasowej „nie ukrywał swojego rozczarowania”. Będąc za oceanem, Sikorski przypomniał Kremlowi, że jest jego przyjacielem. „Uważam, że Putin pokazał, że ma poparcie bardzo znaczącej części rosyjskiego społeczeństwa. Putin będzie prezydentem Rosji przez sześć lat, a z Rosją chcemy mieć poprawne stosunki” – ta deklaracja nie pozostawia żadnych wątpliwości.
Telewizyjny blitzkrieg
Nie wiadomo, czy w willi Borsig można oglądać jakiś polski kanał telewizyjny. Wbrew pozorom, to ważny element polityki zagranicznej Sikorskiego. Dzięki jego berlińskiej wyprawie dowiedzieliśmy się, że „mamy prawo poczuć się równie traktowanymi jak inni”, jeśli chodzi o dostęp do rodzimej telewizji. Ofiarą Sikorskiego padł luksusowy hotel Adlon, gdzie zatrzymała się polska delegacja, a całą historię, godzina po godzinie, z zapartym tchem śledziły mainstreamowe media nad Wisłą. Najpierw na Twitterze minister zapowiedział, że napisze zażalenie do dyrekcji hotelu na brak w kablówce jakiegokolwiek kanału polskiego. Jak zapowiedział, tak zrobił, a odręcznie napisany list pokazał rodakom, żeby mogli napawać się dumą z tak patriotycznego ministra. Akcja szefa dyplomacji zakończyła się zwycięstwem. I to osiągniętym błyskawicznie. Dyrekcja hotelu wyraziła ubolewanie, posypała głowy popiołem i uruchomiła polski kanał. W efekcie, minister na konferencji prasowej zamiast odpowiadać na pytania o to, co robił i o czym rozmawiał z Ławrowem i Westerwelle, puszył się przed dziennikarzami innym sukcesem: „Uważam, że dyrekcja hotelu Adlon zareagowała prawidłowo i za to im dziękuję. Pan dyrektor przeprosił za niedociągnięcie, telewizja już jest do oglądania. To jest realizacja mojej całej instrukcji, aby miejsca, gdzie przebywają polskie delegacje, miały dostęp do polskich mediów”. I tylko szkoda, że tak śmiało minister nie poczyna sobie z Niemcami np. w sprawie dostępu do portu w Świnoujściu czy położenia polskiej mniejszości za Odrą. No ale wiadomo, są priorytety i są rzeczy mniej istotne.
Z Berlina Sikorski wyruszył do Paryża i Brukseli. Podobno wieści spod Bramy Brandenburskiej wywołały w tamtejszych hotelach prawdziwy popłoch: gorączkowe klikanie pilotów w poszukiwaniu polskiego kanału i przestawianie anten satelitarnych.
PR zamiast dyplomacji
Sprawa telewizji w Adlon to klasyczna akcja pod publiczkę. Takich żałosnych działań Sikorskiego jest coraz więcej. Tym więcej, im mniej rzeczy, którymi minister może się pochwalić w realnej dyplomacji. Przy ochoczym wsparciu mediów taka strategia na razie działa – o czym świadczą sondaże osobistej popularności polityków. Zdyscyplinowanie dyrekcji berlińskiego hotelu przykryło ostatnią serię porażek Sikorskiego. Chociażby sprawa antyimigranckiego portalu w Holandii. Rozmowy szefa MSZ z jego holenderskim kolegą niczego nie przyniosły, więc Sikorski mówi do Polaków w Holandii: radźcie sobie sami. Jak inaczej interpretować wypowiedź na konferencji prasowej, że „rząd naprawdę nie może we wszystkich sprawach zastąpić oddolnego ruchu patriotycznego naszych rodaków”?
Ale już prawdziwych kompleksów szef dyplomacji musiał się nabawić w przypadku Białorusi. Kolejne błędy Sikorskiego w polityce wobec Łukaszenki uwieńczyło wyrzucenie ambasadora RP z Mińska. Minister teraz twierdzi, że późniejsze wycofanie przez UE swoich ambasadorów z Mińska było wyrazem solidarności z Warszawą. Ale dlaczego nie interpretować tego nieco inaczej? Że wezwanie ambasadorów na konsultacje to reakcja na wyrzucenie oficjalnego przedstawiciela UE w Mińsku (co nastąpiło jednocześnie z wyrzuceniem Polaka). Jeśli uznać, że Sikorski jest zwolennikiem jak najostrzejszej polityki unijnej wobec Łukaszenki, to ostatnie decyzje ws. sankcji są jego porażką. Szefowie dyplomacji państw UE przyjęli nowe sankcje wobec Białorusi, ale cztery firmy białoruskie, współpracujące z Łotwą i Słowenią, zostaną wyłączone z sankcji zamrożenia aktywów. To był warunek, jaki oba kraje postawiły, by zgodzić się na nowe restrykcje ekonomiczne wobec reżimu. Gdy zaś 19 marca padło pytanie dziennikarza o postępy w sprawie powrotu polskiego ambasadora na Białoruś, Sikorski rzucił tylko z uśmieszkiem „Szczęść Boże!”. Dziwny komentarz, zwłaszcza że kilka dni wcześniej stracono skazanych za zamach w mińskim metrze, zaś Parlament Europejski nie potrafił się dogadać ws. rezolucji potępiającej Łukaszenkę.
Nielubiany
Łukaszenka przechytrzył Sikorskiego już nieraz, a wojenna retoryka szefa MSZ nie pomaga, lecz szkodzi stosunkom Polski z Białorusią, przy tym osłabiając polski wpływ na unijną politykę wschodnią. Ciekawą diagnozę stawia prasowy organ Łukaszenki „Sowietskaja Biełorussija”. Największy białoruski dziennik napisał, że „permanentna histeria polskiego ministra Sikorskiego w sprawie Białorusi stała się już nawykiem”. Gazeta stwierdza, że stosunek polskiego ministra do Białorusi „najłatwiej można objaśnić brakiem osobistych i realnych zwycięstw w dyplomacji”. Dalej można przeczytać, że Sikorski jest żywym symbolem przegranej polityki Polski na wschód od Bugu: „Polska bardzo poważnie nadszarpnęła stosunki z Mińskiem i Kijowem. Kto będzie następny?”. Niesprawiedliwa krytyka ze strony największego wroga? Problem Sikorskiego polega na tym, że nie. Już rok temu litewski tygodnik „Veidas” pisał: „Od Radosława Sikorskiego jeszcze się nacierpimy. Teraz Sikorski jest zajęty Białorusią i walczy z Łukaszenką, ale o swoim braku miłości do Litwy nie zapomniał”. Autor tekstu odnotował, że Sikorski znany jest „z chamskiego zachowania nie tylko wśród polityków zagranicznych, ale też wśród swoich”, a jednym z powodów, dla których nie cierpi Litwy, jest to, że wiosną 2009 r. poparła na sekretarza generalnego NATO Rasmussena, a nie jego. Oczywiście pogorszeniu stosunków polsko-litewskich najbardziej winni są sami Litwini, ale można od razu zauważyć, że doszło do tego za czasów Sikorskiego. I zapytać, co jego MSZ w tej sprawie udało się załatwić dla Polaków na Litwie. Wygląda bowiem na to, że specyficzny urok osobisty ministra działa tylko co najwyżej na obsługę hotelu.
Antoni Rybczyński
JESTEŚMY LUDŹMI IV RP
Budowniczowie III RP
HOŁD RUSKI
9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło.
Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны.
Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил
Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka