Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
1211
BLOG

Wielki odlot

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 7

Trudno opędzić się od wrażenia, że władza i popierające ją elity mają coraz większy problem z kontaktem z rzeczywistością. Premier kłamiący w żywe oczy i nazywający zdrajcami tych, którzy upominają się o prawdę o Smoleńsku, jak dyrygent nadał ton mediom i tzw. elitom III RP. A tam rozpętało się istne szaleństwo.

Rekordy idiotyzmów jak zwykle bije Tomasz Lis. Zwykle nie zajmuję się nim, szkoda na to czasu, dziwię się przyzwoitym ludziom, że przychodzą do jego programów uwiarygodniając skandaliczny styl prowadzenia programów, ale tym razem jako doskonały przykład totalnego oderwania od rzeczywistości (bardzo opłacalnego jednak finansowo) świetnie nadaje się do opisania. Wprawdzie mam wrażenie, że nikt już jego zachowań nie traktuje poważnie – Lis wielokrotnie skompromitował się intelektualnie, choćby wtedy, gdy o Jarosławie Marku Rymkiewiczu, niekwestionowanym mistrzu poezji współczesnej, ów „publicysta” telewizji publicznej wyraził się tak: „Poeta Rymkiewicz. Idol zidiociałej, katostalinowskiej Polski”. Wcześniej w tym samym tekście zdołał napisać jeszcze, że poglądy Jarosława Marka Rymkiewicza to „zanurzone w naftalinie brednie, to nie żaden pogląd, ale żałosny i do tego, niestety, grafomański bełkot właśnie”. Cudowne zdania, prawda? Świetny przykład, gdy ignorant próbując opluć kogoś znaczniejszego od siebie, zdobywa się na erupcję głupawej złości.

Ociec, prać?

Lis to nie tylko udany zięć zasłużonych w PRL propagandystów (rodzice Hanny Lis, państwo Kedaj, uwiecznieni zostali przez Stefana Kisielewskiego w jego słynnym felietonie „Moje typy”, który był listą najbardziej skompromitowanych komunistycznych funkcjonariuszy medialnych). To także kolejne wcielenie sienkiewiczowskich Kiemliczów – nieoczytanych, nierozgarniętych, za to dużych i silnych, czekających na sygnał do mokrej roboty, „ociec, prać?”. No i Lis pierze. W swojej gorliwości i bez przesadnych zasobów intelektualnych przynosi czasem więcej szkód niż pożytku establishmentowi III RP. Okładka „Newsweeka” przedstawiająca Antoniego Macierewicza w stroju taliba z podpisem „Amok” tak naprawdę więcej mówi o nowym naczelnym tego tygodnika i wynajmującym go środowisku niż o samym Antonim Macierewiczu.

Powtórka z rozrywki

Establishment III RP dobrze wie z doświadczenia, że jak podnosi wielki wrzask o „nienawiści”, „zagrożeniu demokracji” i „nieodpowiedzialnych politykach”, którzy chcą rozkołysać (z nienawiści oczywiście) Polskę, by wygrywać swoją „cyniczną grę”, to spora część Polaków daje się na to nabierać. Ten sam dokładnie przekaz, bez wielkich zmian stałych już związków frazeologicznych, jakich dorobiła się postokrągłostołowa elita, był stosowany 20 lat temu wobec rządu Jana Olszewskiego i tego samego Antoniego Macierewicza. Oczy byłego ministra spraw wewnętrznych były wykorzystywane na zdjęciach jako nienawistne i obłąkańcze dokładnie tak samo jak teraz. Uczestniczyli w tym ci sami ludzie – Lis, Olejnik, Miecugow. Te same słowa różni propagandyści wypowiadali także pod adresem rządu Jarosława Kaczyńskiego. Łapiąc dystans do tych operacji, można sobie nucić piosenkę z radiowej Trójki: „Powtórka z rozrywki, z rozrywki powtórka, słuchają jej biura, słuchają podwórka..”.

Efekt przegrzania

Ów histeryczny bełkot, wypływający z każdego kanału telewizji, zwykle działał świetnie – w 2007 r. zmobilizował nowych wyborców wyłącznie na tej jednej, jedynej, antypisowskiej gorączce. Jednak tym razem, co pokazuje reakcja na okładkę „Newsweeka”, przeciw której zaprotestował nawet Włodzimierz Czarzasty z SLD, toporna propaganda przegrywa, obraca się przeciw medialnym funkcjonariuszom – coraz mniej ludzi daje się na nią nabierać. Ten efekt przegrzania delikatnie dawał znać o sobie już wcześniej, ale po rocznicy katastrofy smoleńskiej, gdy na Krakowskim Przedmieściu pokazało się kilkadziesiąt tysięcy Polaków, znów sięgnięto po ten sam arsenał – strach jest bowiem chyba większy niż przed laty. Gdy w ostatnią sobotę Traktem Królewskim przemaszerowało sto tysięcy Polaków domagających się prawdy i wolności słowa, pokazała się siła tego ruchu, który zrodził się po 10 kwietnia 2010 r. Przebudzenie ma znacznie większą skalę, niż mogli to sobie wyobrazić zamknięci w studiach telewizyjnych pracownicy koncesjonowanych mediów rządowych i ich eksperci. Histeria jest więc tym większa. Zwłaszcza że ci ludzie z marszu w obronie telewizji to przecież zarazem społeczeństwo obywatelskie, a jednocześnie jeszcze zwolennicy owej straszliwej z punktu widzenia postkomunistycznych elit IV RP. I nie robią na nich najmniejszego wrażenia ani wypociny Lisa, ani kolejnych piór „Wyborczej”, ani materiały z TVN czy Polsatu.

Pisuar i Olejnik

I ta histeria odbiera rozum – dziennikarze mainstreamowych mediów ośmieszają się raz po raz. Tak jak Monika Olejnik, gdy najnaturalniejszym tonem określiła telewizję Trwam mianem „pisuarowskiej”. Użyła, zapewne bezmyślnie, określenia stale obecnego w jej otoczeniu, nie zauważając zupełnie, że rzuca inwektywę. W tej samej audycji pytała rozmówcę, czy słyszał „ile w tym było nienawiści” – to o homilii bp. Antoniego Dydycza, wygłoszonej na mszy św. przed marszem w obronie wolnych mediów. Olejnik znów zapewne odruchowo i nieświadomie wpisała się w tę samą tonację, która niegdyś była stosowana wobec homilii księży w PRL. To, co na poziomie odruchów nie jest możliwe u dziennikarzy mających nieco większy kontakt z rzeczywistością, w przypadku tych, którzy wyszli ze struktur ściśle komunistycznych, staje się niekiedy bolesną, kompromitującą pułapką.

Białe to czarne

Ale obserwujemy też ośmieszenia różnych gorliwców nie tak może grube, choć dosyć komiczne. Nazajutrz po marszu w jednej z telewizji informacyjnych można było zobaczyć taki zlepek wiadomości: najpierw zdjęcia tłumów szczelnie wypełniających długą i szeroką ulicę w Pradze. I tekst: sto tysięcy Czechów protestowało przeciw polityce centrowego rządu. A następny materiał: tłumy szczelnie wypełniające długą i szeroką ulicę w Warszawie – i podawana przez tę telewizję liczba uczestników – 20 tysięcy. To, że odbiorca widzi, że coś, co wygląda dokładnie tak samo w Czechach jak i Warszawie, tam jest setką tysięcy, tu o 80 tysięcy mniej, zapewne nie spędza snu z powiek pracownikom mediów. W głównych mediach obowiązuje bowiem stosowana przez Platformę od lat zasada kłamstwa jako skuteczna metoda polityczna. Można kłamać w biały dzień, na białe mówić czarne, bo nikt głośno w mainstreamie tego kłamstwa nie zdemaskuje – tak przynajmniej wydaje się dotąd oszustom i manipulatorom. Polacy po prostu nie dowiedzą się, że coś jest fałszem – zbiorowe łgarstwo jest wszak w pojęciu mainstreamu dość szczelne, tak jak szczelny jest system mediów elektronicznych w Polsce.

Gdy premier kłamie

Szef rządu kłamie więc bez ogródek, robi to już zupełnie ostentacyjnie i mnie samej nieprzyjemnie jest o tym pisać, bo gorzka to konstatacja. Premier Polski jest kłamcą. Piszę to po tym, jak Donald Tusk publicznie powiedział, że to prezydent rozdzielił wizyty w Katyniu, że pomysł z wyjazdem tam Lecha Kaczyńskiego zrodził się dopiero wtedy, jak ogłoszono, że Władimir Putin zaprosił Donalda Tuska do Katynia. Było dokładnie odwrotnie, co jest zapisane w dokumentach, zeznaniach świadków wydarzeń, w świadectwach składanych publicznie. Trudno wytłumaczyć czymś innym niż strachem czy paniką, czemu szef rządu tak ostentacyjnie postanowił mijać się z prawdą. Być może także uznał, że kontrolując media elektroniczne, panuje nad przekazem do tego stopnia, że Polakom uda się wmówić to kłamstwo i uruchomić także dzięki niemu antypisowską histerię. Ale to nieprawda. Na tej samej konferencji prasowej kłamstwa szefa rządu delikatnie próbowała prostować jedna z dziennikarek Polsatu – okazuje się, że system medialny w przypadku strategii tak otwartego mijania się z prawdą przestaje być szczelny i całkowicie posłuszny strategom PO.

Gry wojenne

Zresztą nie tylko w kreowaniu fałszywej rzeczywistości chyba się przeliczyli. Także skuteczne do niedawna stymulowanie społecznych emocji zawodzi. Ostatnie sondaże pokazują, że PiS wciąż zmniejsza dystans do Platformy i że póki co, piana tocząca się z rządowych i koncesjonowanych mediów nie robi na Polakach zbytniego wrażenia. Ale w tym szaleństwie, którego jesteśmy świadkami, jest jedna metoda skuteczna – straszenie wojną. To dlatego w kółko mogliśmy oglądać we wszystkich telewizjach wyjętą z kontekstu wypowiedź Antoniego Macierewicza ze spotkania w Krośnie. Wszystkie programy informacyjne znajdowały czas na powtarzanie bez końca słów tego polityka: „To jest wypowiedzenie wojny”. Pokazywano je w wiadomym kontekście – PiS dąży do wojny z Rosją. Ten strach przed konfliktem zbrojnym nie jest rzeczą wydumaną i jest istotną przesłanką do kształtowania postaw wyborczych. Strach przed wojną wychodzi we wszystkich badaniach zlecanych po katastrofie smoleńskiej. Polacy nie wiedzą, co może się stać, gdy okaże się, że faktycznie Rosja miała udział w tej katastrofie. Zadaniem opozycji jest teraz znalezienie przekonującej Polaków odpowiedzi na ten lęk. Inaczej PO zrobi wszystko, by bazując na tym strachu, zablokować wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej i utrzymać swą pozycję. I to akurat może okazać się skuteczne.

Joanna Lichocka

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka