Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
12731
BLOG

Szyfranta Zielonki samobójstwo niedoskonałe

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 6

W historii zniknięcia szyfranta wojskowych służb specjalnych chor. Stefana Zielonki nie ma nic pewnego poza tym, że badania DNA kości znalezionych nad brzegiem Wisły zgadzały się z jego kodem genetycznym. Nie wiadomo, co było przyczyną śmierci i dlaczego w miejscu, gdzie znaleziono szczątki, były ubrania i przedmioty, których nie rozpoznała jego rodzina. Nie wiemy też, dlaczego szczątki leżały na wypalonej trawie, ale nie były spalone i nie nosiły śladów ognia. Nie ustalono również, dlaczego znajdowały się w miejscu, które rok wcześniej dokładnie przeszukała policja i wojsko.

„Gazeta Polska” zapoznała się z aktami śledztwa w sprawie zaginięcia st. chor. Stefana Zielonki, szyfranta Służby Wywiadu Wojskowego. Z lektury dokumentów nasuwa się jeden wniosek: odnośnie do przebiegu zdarzeń co najwyżej można snuć hipotezy, a jedynym pewnikiem jest fakt zniknięcia wojskowego. Nic nie wskazuje na to, że miał on depresję lub że cierpiał na chorobę psychiczną. Z zeznań świadków można wywnioskować, że chorąży snuł plany na przyszłość i nie miał myśli samobójczych.

Dlaczego w takim razie prokuratura uznała, że przyczyną śmierci chor. Zielonki było samobójstwo? Nie wiadomo, ponieważ uzasadnienie umorzenia jest ściśle tajne. Podobnie jak nie wyjaśniono tajemnicy logowania do serwisu Nasza Klasa na hasło i login Stefana Zielonki, co miało miejsce 30 kwietnia 2009 r., już po jego zaginięciu. Prowadząca w tej sprawie czynności Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie znalazła na to odpowiedzi.

Wojskowa kariera

Stefan Zielonka rozpoczął zawodową służbę w wojsku po ukończeniu zasadniczej szkoły zawodowej w Centrum Kształcenia Ustawicznego w Grudziądzu. W 1977 r., gdy miał 20 lat, został skierowany do służby w dziale łączności Jednostki Wojskowej w Legnicy. W tym czasie stacjonowały tam wojska sowieckie, m.in sztab Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej i dowództwo 4. Armii Lotniczej. Za względu na dużą koncentrację w mieście jednostek wojskowych i struktur dowódczych Legnicę nazywano „Małą Moskwą”. Miasto miało ograniczoną suwerenność, a polskie jednostki wojskowe znajdujące się na terenie Legnicy były całkowicie podległe ZSRS. Żołnierze zajmujący się łącznością byli szkoleni przez Rosjan – takie też przeszkolenie odebrał Stefan Zielonka.

Po specjalistycznych kursach sowieckich w 1980 r. trafił do II Zarządu Sztabu Generalnego. Był idealnym kandydatem do pracy w służbach specjalnych. Pochodził z małej miejscowości, z ubogiej, wielodzietnej rodziny. Praca w wojskowych służbach specjalnych była dla niego wielkim awansem społecznym, a wszystko, co w życiu osiągnął, zawdzięczał wojsku. Po 1990 r., gdy II Zarząd Sztabu Generalnego i Wojskowa Służba Wewnętrzna przekształciły się w Wojskowe Służby Informacyjne, Stefan Zielonka przeszedł do WSI. Po wejściu Polski do NATO przeszedł odpowiednie przeszkolenie i posługiwał się kryptografią obowiązującą w Sojuszu Północnoatlantyckim. W związku ze swoim zawodem wyjeżdżał na misje – był m.in. w Libanie, Kosowie, Iraku. Po rozwiązaniu WSI – jak każdy żołnierz tej formacji – przeszedł procedurę weryfikacyjną. Dla chor. Zielonki zakończyła się ona w 2008 r. decyzją pozytywną. Po jej uzyskaniu trafił do Służby Wywiadu Wojskowego. Na początku 2009 r. został skierowany na kurs kierowników kancelarii kryptograficznych w Zegrzu – wszyscy, którzy razem ze Stefanem Zielonka uczestniczyli w tym kursie, mówili, że był on bardzo zadowolony z pracy w wojsku i miał plany na przyszłość. Dwa miesiące później st. chor. Stefan Zielonka zniknął.

Przepadł bez śladu

Zaginięcie Stefana Zielonki zgłosiła 19 kwietnia 2009 r. jego żona w komendzie na warszawskiej Pradze. Dyżurującemu oficerowi powiedziała, że po raz ostatni widziała męża 12 kwietnia i od tej pory nie pojawił się w domu. Początkowo myślała, że wyjechał służbowo – zaniepokoiła ją dopiero dłuższa nieobecność i postanowiła zawiadomić policję. W lodówce znalazła także żywność, zakupioną przez męża na święta wielkanocne. Początkowo trudno było ustalić, kiedy chor. Zielonka zniknął, ponieważ małżeństwo od wielu lat było w separacji.

Wywiad wojskowy dowiedział się o zaginięciu swojego żołnierza dwa tygodnie później. Przez ten czas Stefan Zielonka był poszukiwany jako zwykły obywatel, a nie osoba mająca dostęp do najtajniejszych informacji wywiadu wojskowego. Dopiero publikacja „Dziennika” oraz informacje od policji i rodziny spowodowały działania wojska.

12 maja 2009 r. policjanci, Żandarmeria Wojskowa oraz żołnierze Służby Kontrwywiadu Wojskowego – w sumie kilkadziesiąt osób – przeszukały teren od granicy Warszawy do mostu Siekierkowskiego wzdłuż Wisły. W poszukiwaniach brał także udział śmigłowiec, w którym znajdowała się wypożyczona od Straży Granicznej kamera termowizyjna, używana przez SG m.in. do wykrywania na granicy nielegalnych imigrantów. Teren został przeczesany metr po metrze – znaleziono nawet 200 sadzonek krzaków konopi indyjskich, z których wytwarza się marihuanę, ale po zaginionym szyfrancie nie było ani śladu.

W mieszkaniu chor. Zielonki śledczy zabezpieczyli płyty, dokumenty i łuski z broni. Stwierdzono, że korzystał on z serwisu Nasza Klasa, ale logował się z komputera w pracy. Na kontach szyfranta znajdowały się znaczne sumy pieniędzy, chociaż nic nie wskazywało, że jest on człowiekiem aż tak zamożnym.

Przed blokiem, w którym mieszkał, zamontowane kamery monitoringu zarejestrowały jego dwa wyjścia 12 kwietnia 2009 – o godz. 9.27 (wrócił o 16.45) oraz o godz. 17.09 – wtedy to kamera zarejestrowała go po raz ostatni. Wychodził z budynku, kierując się do przystanku autobusowego, skąd jeździł na działkę rekreacyjną położoną nad Wisłą, gdzie obserwował bobry i ptaki.
Na nagraniu widać, że chor. Zielonka jest ubrany w czarną kurtkę, czarną czapkę z daszkiem, dżinsy, szare sportowe buty i ma ze sobą torbę na laptopa.

14 maja 2009 r. Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie trwałego uchylania się od służby wojskowej i pozostawania poza miejscem służby chor. Stefana Zielonki. Tydzień później postępowanie przejęła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie.

Dezinformacja

O zaginięciu szyfranta wywiadu wojskowego pierwszy napisał „Dziennik” i niemal natychmiast po tej publikacji ówczesny szef obrony narodowej Bogdan Klich zasugerował, że Stefan Zielonka miał problemy psychiczne. W podobnym tonie wypowiadali się partyjni koledzy ministra, m.in. rzecznik rządu Paweł Graś czy Konstanty Miodowicz z sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.
„Po posiedzeniu Komisji ds. Służb Specjalnych usłyszeliśmy od posłów, że szyfrant miał problemy zdrowotne i osobiste. Nieoficjalnie mówiło się o samobójstwie. Tydzień od pojawienia się informacji o zaginięciu szyfranta na biurko prezydenta trafił tajny raport przygotowany przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Według RMF FM Stefan Zielonka leczył się na depresję. Chorąży przez dwa lata od likwidacji WSI miał czekać na weryfikację, co odbiło się na jego zdrowiu psychicznym. Złożył rezygnację, miał już prawa emerytalne, ale przełożeni namówili go do pozostania w służbie – twierdziła rozgłośnia. Wywiadowi brakowało doświadczonych szyfrantów. Sięgnięto więc po sumiennego żołnierza z 20-letnim stażem i doświadczeniem z misji na Bałkanach. Na problemy w pracy miały nałożyć się problemy rodzinne. Mężczyzna od lat był w separacji z żoną. Mieszkał z nią w jednym domu, w osobnych pokojach zamykanych na klucz” – pisała 13 maja 2010 r. „Gazeta Wyborcza”.

Tymczasem z zeznań świadków wynika coś wręcz przeciwnego. Brat Edmund zeznał, że „Stefan był osobą o silnej psychice, bez skłonności samobójczych”.

Rodzina Stefana Zielonki, która – co ciekawe – nie miała pojęcia, że pracuje on w wojskowych służbach specjalnych, zeznała, że dziesięć lat wcześniej jeden z braci chorążego popełnił samobójstwo w związku z wypadkiem i kłopotami rodzinnymi. Pozostali bracia kategorycznie zaprzeczyli, by Stefan Zielonka cierpiał na depresję lub miał skłonności samobójcze.

Z dokumentów wynika, że nie przyjmował żadnych leków, nie nadużywał alkoholu, bardzo dbał o swoje zdrowie. Zeznający w śledztwie świadkowie, w tym jego koledzy z SWW, mówili o dużej odpowiedzialności chorążego i o tym, że nie okazywał żadnych oznak depresji. Jedynym udokumentowanym schorzeniem był uraz kręgosłupa – odnowiona kontuzja sprawiła, że przed zaginięciem leczył się w sanatorium w Ciechocinku i był na zwolnieniu lekarskim. Jak zeznał jego kolega z SWW Janusz Ł., chor. Zielonka planował powrót ze zwolnienia 20 kwietnia – nie zamierzał go przedłużać, ponieważ czuł się dobrze. Nie chciał także odchodzić na emeryturę.

Zeznania złożyli także szefowie szyfranta, m.in. Radosław Kujawa, szef Służby Wywiadu Wojskowego, Michał R., dyrektor Biura Ochrony SWW, oraz Robert B., przełożony chor. Zielonki z czasów jego służby w WSI. Ten ostatni zeznał, że chor. Zielonka był zrównoważony psychicznie, bardzo odpowiedzialny i zdyscyplinowany.

Informacja na temat psychicznych problemów szyfranta wywiadu wojskowego pojawia się natomiast w notatce policjantki Agnieszki P. z Komendy Stołecznej Policji. Co ciekawe, powołuje się ona w niej na osoby, które złożyły zupełnie inne zeznania. Dlaczego policja stwierdziła, że Stefan Zielonka potrzebował pomocy psychiatry? Dlaczego w dokumentach śledztwa pojawia się informacja, że szyfrant cierpiał na depresję, a jednym z jej powodów miały być działania Komisji Weryfikacyjnej WSI i brak pozytywnej weryfikacji, skoro była to nieprawda? Świadczy o tym fakt przejścia pozytywnej wersyfikacji i odbycie przez chor. Zielonkę w 2009 r. kursu kierowników kancelarii kryptograficznych.

Sąsiedzi, którzy składali zeznania wojskowym śledczym, także nie wspominali o depresji, wręcz odwrotnie – mówili m.in., że Stefan Zielonka planował remont tarasu i zakup nowego telewizora. Jeden z sąsiadów, Marek L., zeznał, że gdy dwa lata wcześniej chorąży wyjeżdżał z misją do Jugosławii, zostawił u L. szarą, grubą kopertę adresowaną do żony – jak zaznaczył, „na wypadek, gdyby mi się coś stało”. Odebrał ją po powrocie.

Jadwiga W., sąsiadka z działki, ostatni raz widziała Stefana Zielonkę przed 12 kwietnia 2009 r. Był miły uprzejmy, nie zdradzał żadnych oznak depresji. Już po jego zaginięciu zauważyła na jego posesji rozkopany kompostownik. Było to dość dziwne, bo panował tam zawsze idealny porządek i nikt poza właścicielem nie użytkował działki. Kilka dni później Jadwiga W. zauważyła, że wszystko zostało uprzątnięte. Policja, która przyjechała na miejsce, stwierdziła, że kompostownik był nienaruszony i nic nie wskazuje, żeby ktoś wcześniej tu ingerował. Co ciekawe, oględziny i notatkę sporządziła Agnieszka P. z KSP – ta sama policjantka, która napisała o psychicznych problemach chor. Zielonki. W dokumentach śledztwa znajduje się informacja, że na początku kwietnia Stefan Zielonka miał mieć przepisane leki antydepresyjne – promolan i lerivon. Jednak ani jego najbliżsi, ani koledzy z wojska i przełożeni nie miał o tym pojęcia.

Pytania bez odpowiedzi

27 kwietnia 2010 r. Dawid C. i Mariusz M. wybrali się na spacer nad Wisłę. Po przejściu zaledwie kilkuset metrów zobaczyli wiszący kabel, na którym jak utrzymywali później śledczy, powiesił się chor. Zielonka, i porzuconą torbę na laptopa. Znaleźli w niej przelew bankowy na nazwisko Stefana Zielonki. Co ciekawe, ciało było w stanie totalnego rozkładu, natomiast dokumenty z nazwiskiem Zielonki zachowały się w dobrym stanie. Natychmiast zawiadomili policję, która znalazła na miejscu fragmenty szkieletu i czaszkę leżącą na wypalonej trawie. Czaszka nie była spalona i nie nosiła śladów ognia. W promieniu kilkuset metrów policjanci odkryli kolejne szczątki – według śledczych mogły one być rozwleczone przez dzikie zwierzęta. W małym zbiorniku wodnym znajdującym się nieopodal Wisły, po wypompowaniu wody przez strażaków, znaleziono kolejne kości i czarną kurtkę, w której były dwa zegarki marki Casio.

Ubrania, które znajdowały się przy szczątkach, odpowiadały opisowi tych, w których chorąży wyszedł z domu. Tyle tylko, że nie rozpoznały ich ani żona, ani córka. Mało tego – kobiety kategorycznie zaprzeczyły, by kiedykolwiek należały one do Stefana Zielonki. Nigdy nie nosił on np. futerału na telefon komórkowy przy spodniach, a taki właśnie znaleziono na miejscu odkrycia szczątków.

Także dwa zegarki marki Casio, jakich używał Stefan Zielonka (co zostało zapisane podczas pierwszych przesłuchań rodziny po zaginięciu szyfranta) i które znaleziono w kurtce, nie należały do niego – zegarki i torba na laptopa znajdowały się w mieszkaniu, co zeznały obydwie kobiety.

Przy szczątkach nie było kluczy do mieszkania, dokumentów, portfela. Jedynym śladem był kwit bankowy na nazwisko Stefana Zielonki. W torbie znaleziono też jedną białą tabletkę, która po zbadaniu okazała się mianseryną – lekiem psychotropowym działającym uspokajająco i przeciwlękowo. Analiza szczątków nie wykazała obecności leków, narkotyków czy trucizn ani preparatów antydepresyjnych, które szyfrant miał mieć przepisane przez lekarza.

Badania DNA wykazały, że część kości posiada ten sam kod genetyczny, który miał Stefan Zielonka. Co ciekawe, na kablu, na którym miał się powiesić chorąży, znaleziono włosy, z których część nie należała do niego, co jednoznacznie stwierdzili biegli. Badania znalezionych nad Wisłą szczątków prowadzone przez specjalistów z Zakładu Patomorfologii i Pracowni Medycyny Sądowej Centralnego Szpitala Klinicznego Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie nie wykazały żadnych obrażeń kości. „Całościowa analiza obrazu szkieletu nie pozwala na ustalenie przyczyny śmierci” – czytamy w opinii biegłych.

Szczątki Stefana Zielonki zostały pochowane, a śledztwo umorzono 19 listopada 2010 r.

Już po znalezieniu ludzkich kości nad Wisłą Philippe Vasset, szef francuskiego specjalistycznego portalu Intelligence Online (zajmującego się służbami specjalnymi na świecie, podobnie jak dwutygodnik o tym samym tytule) w rozmowie z radiem RMF FM stwierdził, że „jest ciągle pewne na 90 proc., że szyfrant Stefan Zielonka żyje i pracuje w rejonie Szanghaju jako doradca chińskiego wywiadu”. Zdaniem Philippe’a Vasseta, wiarygodność rezultatów badań DNA znalezionych szczątków nie będzie mogła zostać potwierdzona przez niezależnych ekspertów. I dlatego nie ma żadnej pewności, czy rzeczywiście szyfrant Zielonka nie żyje.

Tekst jest fragmentem książki autorstwa Doroty Kani, która ukaże się w tym roku w Wydawnictwie M.

Dorota Kania

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka