Jeżeli twoje piosenki śpiewają tacy artyści jak The Nationals oraz Bon Iver i jeżeli w tym samym czasie opuszcza cię twój ukochany mówiąc ci, że nie masz za grosz talentu - to znaczy, że Bóg istnieje i prawdopodobnie uchronił cię przed wielkim nieszczęściem.
To właśnie skomplikowane relacje miłosne ze swoim byłym są motywem przewodnim utworów, amerykańskiej piosenkarki Sharon Van Etten. Jej trzeci album został przyjęty bardzo ciepło przez krytyków i jest zapowiadany jako jedno z ważniejszych wydarzeń muzycznych tego roku.
New Musical Express pisze o nim, że to jedna z ważniejszych płyt początku 2012 roku. The Guardian, że to jedna z tych płyt, której musisz posłuchać.
Samo brzmienie płyty przypomina mi bardzo "Let's England Shake" PJ Harvey - najlepszą płytę ubiegłego roku, według Mercury Prize. Album Sharon Van Etten nie jest co prawda tak dobry, ale jest podobny do ostatniego dzieła PJ. Jest tutaj smutek, piękno, nostalgia, jest cudowny głos niespokojnej kobiety na tle zawsze dobrze brzmiącej gitary klasycznej. Czego chcieć więcej? A do tego jest piosenka o naszej Warszawie.
Inne tematy w dziale Kultura