Wracałem dziś do Warszawy. Pogoda parszywa, pada, chłodno.
Przed Górą Kalwarią stoi na poboczu para i łapie stopa. A co mi tam, sam kiedyś jeździłem stopem po całej Europie i wiem jak to smakuje.
Zatrzymałem się i wziąłem ich do Wawy.
W aucie gadka szmatka, koleś nawija, laska (młodziutka jakaś taka) siedzi z tyłu i potakuje.
Koleżka (blondas, niebieskie oczy, w patrolówce) nawija całą drogę, opowiada różne rzeczy, jak to jeździł jako kierowca z Patrycją Markowską i zespołem, jak to był djem i kiedyś mu ukradli wszystkie płyty w warszawskim klubie.. Ja im gadam o Lao Che, puszczam "Gospel", generalnie jest miło.
Po dojechaniu do Warszawy wysadzam ich na skrzyżowaniu z Wałbrzyską, mają blisko do Galerii Mokotów, gdzie chcą jechać.
Wieczorem ide do sklepu i przy kasie otwieram portfel chcąc zapłacić. a tam... PUSTKA! ok 360 zł, które miałem na akumulator do samochodu zniknęło.
i tak zostałem frajerem obrobionym przez parę autostopowiczów, którym chciałem pomóc i zabrałem ich w deszczu do samochodu.
na tylnym siedzeniu leżała moja kurtka z portfelem, z którego laska podczas jazdy wyciągnęła cała gotówkę. Nawet mi przyszło do głowy, żeby wyjąc portfel, ale uznałem,że to byłoby to niegrzeczne, a zresztą przecież tacy fajni ludzie nie mogą być groźni.
Nauczkę mam- nikogo więcej już na stopa nie wezmę.
a moknijcie wszyscy - pies was je.... ł.
a tym co mnie okradli... jak się ziści przynajmniej jedno moje życzenie, to długo nie pożyją... oby!
Inne tematy w dziale Kultura