Bum!

Problem znałem do tej pory z teorii. Dalsi bądź bliźsi znajomi opowiadali mi, że im gąsior z winem wybuchł, a częściej słyszeli, że komuś wybuchł. Ostrzegała mnie także przed tym Mama, kiedy jeszcze jako student, kontynuując rodzinne tradycje, po raz pierwszy zrobiłem swój nastaw. Osoba najbardziej wiarygodna, która doświadczyła tego zjawiska, to był należący do rodziny lekarz - kardiolog. Nocował u nas będąc z Stolycy na jakimś szkoleniu. Jest osobą bardzo towarzyską, a ja jako student prowadziłem mało znormalizowany tryb życia. Zdażało się więc, że przy paru naciągach "swojaka" przesiedzieliśmy do świtu. Tak tedy zaraził się pasją i również zainwestował w gąsior. Za pierwszym razem nastawil gąsior prawie do samej góry, co było jego główny błędem. Niczego się nie spodziewając wyjechał na parę dni. Po powrocie okazało się, że niedoszłe wino jest dosłownie na suficie, a także na ścianach, zaś gąsiorowi wysadziło całą górną część.

I ja, znając tę historię, jego błąd powtórzyłem. Na usprawiedliwienie mam tylko, że dostałem od teścia dużo owoców, których już się w tym roku nie spodziewałem, że oba duże gąsiory były już zajęte. Na szczęście został mi jeszcze plastikowy baniak po biurowej wodzie do picia. Niestety, owocó było tyle, że dolało się do samej góry. Przez dwa dni martwiłem się, że coś słabo bulgocze. Dziś już się nie martwię.

Plastikowa butla na szczęście nie pękła. Moszcz rozlał się po podlodze, zapaskudził wszystko dokoła. Na szczęście nie zaczopował się aż tak mocno, żeby chlusnąć na ściany. Ale i tak sprzątania było. Nauczka na przyszłość, żeby wszystko robić starannie i tak jak się należy!