Grim Sfirkow Grim Sfirkow
853
BLOG

Feminizm - hrabiankizm

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Społeczeństwo Obserwuj notkę 4

Nie wiem czy się cieszyć czy smucić, ale temat który poruszałem na blogu jako zabawne kuriozum wszedł w centrum debaty publicznej. To już mija 4 lata odkąd zamieściłem wpis „Atak łysenkowszczyzny” dotyczący „gender studies”: http://barbaria.salon24.pl/164959,atak-lysenkowszczyzny-o-gender-studies . Pod wpisem wywiązała się ciekawa dyskusja, którą i dziś polecam.

Temat feminizmu jest frapujący, szczególnie niekonsekwencji w głoszonej przez „kobiecistki” idei. Zauważył to w swym poście Marek Megierowski: http://marekmagierowski.salon24.pl/561457,romans-hollande-a-gdzie-sa-feministki . Czy ich postawa wynika tylko z faktu, że bronią „swojego” tj lewicowego prezydenta Francji, czy też mają ku temu powody? Moim zdaniem postawa dostrzeżona przez Marka Megierowskiego mieści się jak najbardziej w postawie feministycznej, w obrębie której jest także – a jakże – wyzwolenie mężczyzn. Feministki wprost stwierdzają, że mężczyźni także cierpią w okowach patriarchatu i wyzwolenie kobiet spod ich jarzma, to także i wyzwolenie mężczyzn z trybów postawy „macho”. Można mieć o tym swoje zdanie o poziomie inteligencji ogólnej i moralnej osób głoszącej takie twierdzenia, ale konsekwencji nie można odmówić. Feminizm i jego pseudonaukowa ekspozytura, jaką są „gender studies” jest dalszym ciągiem swoistej umowy antyspołecznej, na mocy której jednostki i społeczeństwa pozbywają się obowiązków względem innych osób i względem zbiorowości. Pracownik – nie musi być pracownikiem, dostanie zasiłek. Matka nie musi być żoną – także państwo się nią zaopiekuje. Ba, nie musi być matką, z pomocą przychodzi aborcja i antykoncepcja, oraz adopcja. Mąż nie musi być mężem – może wziąć rozwód i poszukać szczęścia z młodszą, atrakcyjną dziewczyną. Mężczyzna nie musi być nawet mężczyzną, a kobieta kobietą. Pracodawca także nie musi dbać o swój biznes – może domagać się wsparcia odpowiednich instytucji. A pracownicy odpowiednich instytucji też są ludźmi i np. nie muszą być przesadnie uczciwi. Dopóki każdy dostaje mniej więcej to, czego chce, wszyscy są szczęśliwi. A politycy stojący na straży tego swoistego antyspołecznego paktu mogą przedstawiać się jako bezalternatywnych, bo jeśli oni odejdą, to przyjdą ci źli i niedobrzy, co to używają brzydkiego słowa na „o” (obowiązki, tfu!). Jasne więc, że żadna feministka nie potępi Hollanda, co najwyżej stwierdzi, że nie można go łatwo osądzać.

Feminizm w Polsce ma jeszcze jeden aspekt. Zachodnioeuropejskie feministki przedstawiają się jako walczące z uciskiem i gotowe do poświęceń celem zlikwidowania męskiej dominacji. Nie wiem jak jest naprawdę na Zachodzie, ale tak się składa, że parę feministek krajowych znałem, a jedną poznałem dosyć dobrze (a i moja żona też w tym kierunku się skłaniała, stąd nawet gazety feministyczne czytywałem, ale takie hadcorowe, ze stwierdzeniami, że aborcja to powinno być jaki wizyta u dentysty, że się idzie, wyrywa, wzdycha z ulgą i po kłopocie). To co je kierowało w stronę feminizmu, to bynajmniej nie chęć dorównania mężczyznom, nie chęć zrobienia błyskotliwej kariery w męskim zawodzie, czy niedowartościowanie spowodowane posiadaniem szczególnych nie-kobiecych cech umysłu ignorowanych przez męskie, szowinistyczne otoczenie (żadna IMHO takich nie przejawiała). Feminizm był dla nich atrakcyjny ponieważ obiecywał im łatwiejsze i wygodne życie niż obserwowały w domu. A osoby te pochodziły z małych miejscowości i dość tradycyjnych rodzin z dość tradycyjnymi kłopotami. Widziały siebie nie jako matki, które harują na dwóch etatach, domowym i pozadomowym, prały pieluchy, mieszkały w na wpół wykończonych domach, albo w małych mieszkankach. Chciały mieć życie bez tego wszystkiego, bez nadmiernego wysiłku – życie tytułowej hrabianki. Muszę z szacunkiem przyznać, że jedna w tych moich znajomych mniej więcej wymagany status osiągnęła - ma bogatego męża. I nadal jest feministką, cośtam nawet ala feminizm czy gender studiuje/wykłada. Żadnej sprzeczności jak sądzę nie widzi.

Przypuszczam, że gdyby przyszła do niej wojująca feministka i powiedziała „siostro, jak siostra tak może! Przecież to co robisz to klaszyczny patriarchat i na dodatek twój mąż jest dyrektorem i żyje z krwawicy klasy robotniczej” - to, mam dylemat: albo od razu ryknęła by śmiechem, albo najpierw poczuła pewien dyskomfort, a potem oświadczyła, że cały ten feminizm ma tam gdzie słońce nie zagląda. Względnie, że jest, owszem, feministką, ale wicie, rozumicie, taką nowoczesną. Że bogaty mąż jest tak naprawdę ok, dopóki nie stawia żadnych przesadnych wymagań.

Bo feminizm jest dla tej grupy kobiet atrakcyjny, ale do momentu, kiedy od obowiązków uwalnia. Zaczął by być „be” z momencie, gdyby stawiał wymagania.

Stąd długiego żywota feminizmowi nie wróżę w Polsce (na świecie także). Feminizm – hrabiankizm ma pewną przyszłość, przynajmniej w zasięgu jednego pokolenia. Drugiego pokolenia nie będzie, albo będzie bardzo nieliczne, ponieważ feministki-hrabianki nie lubią się przemęczać i zbyt wielu dzieci nie narodzą. Ot, jedno, tyle by zaspokoić instykt i wystarczy. A przecież feminiski postulują nieco inną przyszłość. Wierzcie albo nie, ale w tym środowisku swego czasu lansowano obraz matki z córką, przeciw obrazowi matki z synem. Za najważniejszy tego rodzaju symbol matko-synowy uważały obraz jasnogórski. Symbol ten był dla nich element zniewolenia kobiet, skierowania ich uwagi bardziej ku synom i przez to niedowartościowanie córek. Swoją drogą, jest to fascynujący przejaw wiary lewicy, że przez oddziaływanie na kulturę można zmienić świat, a także zdumiewającej nadinterpretacji. Ale - gdyby chciałby naprawdę zmienić coś w krajobrazie symbolicznym, naprawdę wychować nowe pokolenie feministek, to by musiały je urodzić. A przecież same głoszą wolnośc od rodzenia. Operacja ponosi więc fiasko zanim się tak naprawdę zaczęła.

Brak gotowości do poświęcanie zemści się na naszych hrabiankach - feministkach na starość. W warunkach załamania demograficznego, emerytury, o ile w ogóle będą, to będą głodowe. Hrabianki będą w przydomowych ogródkach hodować ziemniczki, żeby nie umrzeć na przednówku. Marne to dla mnie pocieszenie, bo jeśli dożyję, to pewnie będę te ziemiaczki hodował wraz z nimi. Niestety, ale moje pokolenie musi się przekonać na własnej skórze, że nasze osobiste wybory, choćby wydawały nam się kompletnie niezależne od zbiorowości, na kondycję tej zbiorowości wpływają. Nasze hrabianki – feministki chcą być w społeczeństwie pasażerami na gapę. (Gwoli sprawiedliwości - nie tylko one.) A jak zbyt wielu pasażerów jedzie na gapę, to autobus staje z braku paliwa.

 

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo