Grim Sfirkow Grim Sfirkow
786
BLOG

Jak nie być pisowcem

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Polityka Obserwuj notkę 19

Nie być pisowcem – to i łatwe i trudne. Łatwo nie należeć do żadnej organizacji „pisowskiej” typu partia polityczna Prawo i Sprawiedliwość. Ławo nie kupować Gazety Polskiej. Łatwo nie chodzić na wszelkie spotkania z pisowskimi politykami, albo z osobami zaproszonymi przez pisowskich działaczy.

Ale trudno nie być uważanym za pisowca! Wystarczy, że wyraża się poglądy w jakikolwiek sposób zbieżne z linią PiS, albo próbuje zachować obiektywizm w ocenie tej partii. Wystarczy, że próbuje się nadać miarę zgodną z rzeczywostością i dokonaniami innych partyjniaków dla wyczynów posłów PiS, albo dla rzeczywistych lub urojonych afer w których brali udział. Wtedy lecą takie epitety jak „pisowiec”, „pisdzielec” lub różne sugestie nadziei na stanowiska partyjne, na bycie funkcjonariuszem. Przyznam, że w takich wypadkach trudno mi zachować równowagę. Osobiście nawet zwolennikom PO nigdy nie piszę „uważasz tak i tak, bo jesteś z PO”. Nawet w złośliwościach staram się raczej używać złośliwych argumentów, a nie złośliwych zaszufladkowań. No właśnie – „złośliwych” - to, że jestem przypisywany do takiej czy innej partii zmusza mnie do traktowania ewentualnej przynależności do niej jako coś złego, powoduje, że czuję potrzebę tłumaczenie się, że jak wcale tak nie myślę, że ja wcale nie popieram i tak dalej – kiedy ja wcale nie uważam tego za coś złego! Trudno zachować w takiej sytuacji równowagę, ale trzeba.

Niemniej to w sumie pikuś. Gorzej, że jeśli ktoś chce cokolwiek zrobić w sferze publicznej, co wiąże się z patriotyzmem, z historią, z uczczeniem pamięci, to właściwie nie ma wyjścia, po prostu trzeba działać z samorządowcami PiS. Przykład: tu na tym forum parę lat temu napisałem o możliwym koncercie węgierskiego zespołu folklorystycznego, w ramach wspierania Węgrów, którzy byli wtedy na cenzurowanym (wczesny Orban). Próbowałem załatwić to sam w swoim mieście, ale odbiłem się od drzwi Domu Kultury. Ówczesny dyrektor odpowiedział mi, że nie da się, nie ma terminów. Traf chciał, że mój wpis na blogu przeczytał mój kolega ze studiów (nie wiedzieliśmy o sobie, ani ja że on pracuje u nas, ani on, że ja to ja), który pracował w Urzędzie Miasta i dał cynk komuś decyzyjnemu, do kogo nie miałem dostępu. Kierownik domu kultury dostał telefon (pewnie scena jak w "Misiu" – „natychmiast i na poduszkach!”) i termin się znalazł. Tajemnica sukcesu polegała na tym, że nasz burmistrz jest z PiS i miał koło siebie ludzi, którzy załapali temat. No i akurat Prezes dał hasło „Budapeszt w Warszawie”, co także pomogło sprawie.

Rozmawiałem potem z dyrektorem Domu Kutlury, który powiedział mi, że w sumie to dobrze się stało, chociaż musiał poprzestawiać jakieś imprezy. I że można by dalej kontynuować temat... różnych wieczorów poświęconych odległym krajom, np. teraz o Wietnamie. Rozumiecie na czym polega problem: gość z nadania niepisowskiego kompletnie „nicht verstehen” w temacie historia, patriotyzm itd. Jemu Węgry i Wietnam, Korea, Bułgaria – jedna cholera.

Problem polega więc na tym, że PiS bardzo skutecznie obsługuje w sferze publicznej tematy patriotyczne. Inne partie olewają temat, bo PiS go skutecznie zawłaszczył, albo mają ludzi jak ten dyrektor Domu Kutlury, co nie rozumie historii własnego kraju. Gigantyczny wyłom w tej strukturze powstał dzięki Marszowi Niepodległości. I Nowa Prawica robi tu co może, organizując Marsz Wolności i Suwerenności. Także po Euro 2012 nastąpiło pewne oswojenie i upowszechnienie symboliki patriotycznej. Niemniej siła przebicia PiS jest jeszcze przemożna co z jednej strony wiele spraw może ułatwić (jak wyżej), ale może też utrudnić. Co tu dużo mówić: każda impreza zorganizowana przez PiS będzie obracana na korzyść działaczy PiS, upartyjniana. Ja wychodzę z założenia, że w słusznej sprawie trzeba działać z każdym i to nawet jeśli ten ktoś obróci to na swoją korzyść wyborczą (jego wygrana – poparł właściwą inicjatywę). Niestety, wielu ludzi tak nie myśli. Uważają, że współpracując z samorządowcami takiej czy innej partii niejako zapisują się do niej i dlatego z miejsca odmawiają współpracy. Jest to niesłychanie szkodliwy sposób myślenia, niestety, uprawiany zarówno przez niepisowców jak i pisowców.

Problemem jest też typ patriotyzmu uprawiany przez PiS. Jest to patriotyzm „po najmniejszej linii oporu”, a więc mało krytyczny, podążający utartymi przez ostatnie stulecie ścieżkami. Ja akurat i zapewne wielu innych zwolenników Nowej Prawicy jesteśmy za patriotyzmem krytycznym, domagamy się by prócz dostrzegania dawnej wielkości widzieć przyczyny jej przeminięcia, powody klęsk. Tu akurat z PiS się rozmijamy. PiS jest swego rodzaju korporacją polityczno-urzędniczą i przypuszczam, że dla wielu członków tej korporacji tematy patriotyczne to tylko jeden ze środków kariery. Kontrowersje i rewizjonizm mogą wprowadzić zamieszanie w pojmowaniu polskości i zakłócić celebrowanie patriotycznych rytuałów. Dyskusje, kontrowercje, nieprawomyślne tezy – biurokraci bardzo nie lubią takich rzeczy, można przez nie podpaść przełożonym i stracić stołek.

Niemniej współpraca w tematach patriotycznych jest konieczna na wszystkich polach i ze wszystkimi. Nie ma co wybrzydzać – trzeba korzystać z każdej okazji. A jeśli dostanie się epitet „pisdzielca”? To można sobie w myślach wyrecytować: „Święta miłości kochanej Ojczyzny...”

 

Ps. Przypominam, że startuję w wyborach do sejmiku mazowieckiego: Michał Janik, KW Nowa Prawica JKM, lista 7, okręg 7, miejsce 15.

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka