Minister Klich może się już chyba powoli pakować. Ostatnie jego wystąpienia są żenujące - poskarżył się w "telewizorze", że w odpowiedzi na jego zapowiedzi "dokręcenia śruby" zaczął otrzymywać przesyłki z wkrętami i nakrętkami... To już całkiem zalatuje "Dobrym wojakiem Szwejkiem".
Cywilna kontrola nad wojskiem jest konieczna - ale cywil na stanowisku Ministra Obrony Narodowej musi mieć jednak pewne predyspozycje. Korwin-Mikke słusznie zauważył, że pacyfista na stanowisku Ministra Wojny to nie jest zbyt dobry pomysł. Wojsko jest strukturą hierarchiczną, w której od dawna działają wypracowane przez pokolenia mechanizmy "dekowania". Czy ktoś słyszał o inspekcji w jednostce wojskowej, do której nie przygotowywano by się przynajmniej przez tydzień? Słynne bielenie krawężników, czyszczenie wszystkiego co może być widoczne, upychanie po kątach tego, co wyczyścić się nie da, wyznaczanie i przygotowywnie ról to przecież "działania wyprzedzające", które zna każdy, kto miał cokolwiek do czynienia z wojskiem. Inspekcja zawsze musi zakończyć się "oceną pozytywną" ! I powstaje z niej odpowiedni raport, który idzie "go góry". Nawet jeśli pojawią się jakieś wątpliwości, to kolejny "szczebel drogi służbowej" już zadba o to, aby wszytko "u nas" było w porządku... A Pan Minister Klich skarży się publicznie, że "ja wydaję zarządzenia i nie mogę wszystkiego dopinowywać. Minister nie może być w każdej jednostce wojskowej!".
Jeśli Pan Minister nie potrafił sobie zapewnić efektywnego dopilnowywania wykonywania swych zarządzeń (które przecież mają w wojsku rangę rozkazów!) to po prostu nie nadaje się na to stanowisko. Dowodem jest choćby sprawa zarządzeń wydanych po kaasrofie CASY. Porównując raporty katastrofy CASY i to, co już wiemy na temat wypadku Tu154M znajdziemy szereg punktów wspólnych. Wynika stąd, że zarządzenia wydane przez Ministra Klicha dotyczące doboru załóg, szkoleń, korekty procedur lotów samolotów itp. Skończyło się na ukaraniu 5 osób (kontrolerów, dyżurnego meteo oraz komendanta lotniska i dowódcy eskadry). Czytając raport z katastrofy CASY można dojść do wniosku, że jej powody były bardzo podobne do katastrofy Tu154M - a przecież w Mirosławcu nie było "Ruskich" kontrolerów, którzy "sprowadzili samolot na śmierć"! Warto zacytować opinię po katastrofie CASY:
Dowództwo Sił Powietrznych przyznaje, że katastrofa przyspieszyła zmiany w wojskowym lotnictwie w Polsce. - Zmieniła naszą mentalność - mówi ppłk Wiesław Grzegorzewski z DSP. - Uświadomiła nam, że od wyszkolenia i rzetelnego wykonywania zadań oraz przestrzegania procedur zależy nasze bezpieczeństwo.
Jednym słowem - teraz już będziemu przestrzegać procedur, zadbamy o szkolenie, bezpieczeństwo i tak dalej - no i co? Ano nic! Szkoleń na symulatorach nie przywrócono, załogi nadal kompletowano "ad-hoc" (tragiczny lot Tu154M jest tego najlepszym przykładem) i tak dalej, i tak dalej... W gruncie rzeczy nic się nie zmieniło! Nawet przez trzy lata Pan Minister Klich nie zdołał załatwić odszkodowań dla rodzin wojskowych, którzy zginęli w Mirosławcu. Przez 3 lata! - i oczywiście tłumaczy się "obiektywnymi trudnościami prawnymi". To ogromny wstyd dla Wojska Polskiego, że dojdzie w tej sprawie do procesu sądowego. Tak właśnie Pan Mnister Klich dba o swoich żołnierzy.
Znów typowy wojskowy "Pic i fotomontaż". Na papierze wszystko jest w porządku - niestety w Smoleńsku okazało się, że nie jest. Znamienna jest wypowiedź pilota po lekturze Raportu o katastrofie CASY:
Samoloty CASA wykonują mnóstwo zadań, latają po Polsce, do Iraku, Afganistanu, a my nie mamy nawet symulatora, na którym piloci mogliby się szkolić. Znamienny jest także przykład ILS w Mirosławcu - jego brak także nie tłumaczy tej katastrofy, ale to, że system od 7 lat nie działa tam prawidłowo pokazuje, że nie wszystko w armii jest idealne.
Nic dodać - nic ująć! Warto sprawdzć, że szkolenia na symulatorach CASY załogi tych samolotów rozpoczęły dopiero PO katastrofie Tu154M... O szkoleniach na Tu154M napisano już wiele. Minister Klich zasłania się: "to mój poprzednik, Pan Szczygło z PiS"! To jak to -nie przyszedł na to stanowisko, aby było w Wojsku lepiej? Nie sporządził "bilansu otwarcia"? Przecież chyba jako psycholog powinien znać zasady "picowania". Nie zdołał jednak uruchomić mechanizmów autokontroli. I jest tak jak było:
Jeśli żołnierz poskarży się swemu dowódcy, że kazano mu podpisać potwierdzenie udziału w szkoleniu, którego wcale nie było to mu się wytłumaczy aby "nie rozrabiał". Jeśli sprawę "wyciągnie na zewnątrz" to może zapomnieć o dalszej karierze w wojsku. Gazeta może coś napisze, ale oczywiście "kontrola" wewnętrzna wykaże, że wszystko było w porządku, plan szkoleń jest realizowany "zgodnie z harmonogramem" - a skarżący się żołnierz "od dawna sprawiał problemy"...
Gorzej, że podobny los spotyka także dowódców bardzo wysokiego szczebla - z wielogwiazdkowymi generałami włącznie! Dymisje Gen.Skrzypczaka, D-cy GROMU (płk. Zawadka) to tylko przykłady. Oczywiście przy okazji leje się dużo wody o "honorze żołnierskim", "kalaniu własnego gniazda" itp. Jednym słowem - żołnierz, który chce rzetelnie pełnić służbę i odbywać szkolenia i dowódca, który pragnie dbać o swoich żołnierzy są usuwani - pozostają więc ci, którzy zgadzają się na działania pozorne, zaś ci, którym zależy na tym, aby Wojsko Polskie utrzymywało i podnosiło swój poziom są "wypychani" przez konformistów poza nawias.
I na koniec wstydliwa sprawa - alkohol. Podobno nie ma tego problemu, ale w kantynach świetny kwaśny żurek jest często dostępny od samego rana...
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka