Dziś mamy „test kompetencyjny” w podstawówkach, czyli pierwszy krok do wpojenia dzieciom, że ta cała edukacja to „Pic i fotomontaż”.
Po pierwsze:
Testu nie można nie zdać. Od jego wyniku nic tak naprawdę nie zależy. Ciekaw jestem, kiedy jakiś mądrzejszy dzieciak wypełni go "na chybił-trafił". Niby to gimnazja kierują się jego wynikami, ale tylko wtedy, gdy rodzice chcą posłać dziecko do innego gimnazjum, niż to wynika z rejonizacji.
Po drugie:
Test jest na początku kwietnia, a rok szkolny kończy się pod koniec czerwca. Ciekaw jestem, czy faktyczne skrócenie okresu nauczania o 3 miesiące jest „zarządzaczom edukacji” obojętne? No i jak nauczyciel ma dyscyplinować uczniów w ciągu tych ostatnich 3 miesięcy podstawówki? Przecież dzieciaki są bystre i potraktują te 3 miesiące jako kolejny pic.
Po trzecie:
Wyniki podobno będą ogłoszone w czerwcu – pod koniec roku. Szacowna Komisja wyda odpowiednie zaświadczenie, które uczeń otrzyma ze świadectwem. Co za bzdura? Czekanie przez 3 miesiące na wyniki egzaminu ma cokolwiek wspólnego z wychowaniem i dydaktyką?
Tak właśnie nasz MEN oraz inni „zarządzacze edukacji” uczą dzieci, że tak naprawdę ważni są urzędnicy, a nie nauczyciele. Supercyrk z zabezpieczeniami zadań, kodowaniem wyników, sprawdzaniem przez „niezależne komisje” ma niby to służyć obiektywności oceny – a tak naprawdę służy jedynie „zarządzaczom” i „urzędasom” to tworzenia raportów, zestawień, wykresów, obliczania median i innych takich działań pozornych.
No i rezultatem jest zachowanie się dzieci w gimnazjach - „Hulaj dusza, Boga nie ma”, „Róbta, co chceta”. Tego ich po prostu nauczono! „Zarządzacze” oczywiście nie mają pojęcia, że 3 miesiące to dla dziecka baaaardzo długo (prawie wieczność) i że dzieci nie połączą w większości wyniku z egzaminem (testem kompetencyjnym), o którym zdążyły już zapomnieć (piszę o dzieciach, nie o rodzicach!). Pójdą do takiego gimnazjum, które „załatwią” im rodzice – albo do tego, które jest im przydzielone.
Po co więc dzieciom ten cały „test” - odpowiedź jest prosta – po nic!
Ot, kolejne urzędnicze działanie pozorne mające uzasadnić konieczność ich istnienia.
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie