Internet wszystko przyjmie. W tym jest nawet lepszy od papieru, bo w Internecie można pisać nie ponosząc żadnych kosztów. Stał się więc Internet prawdziwą mekką dla wszelkiego rodzaju „niezapoznanych geniuszy”, „specjalistów od wszystkiego” ale także niestety publikacji treści, które nie bardzo licują z określaniem ich autorów dumnym mianem „Homo Sapiens”. Mamy więc pornografię (lekką i bardzo ciężką), teorie spiskowe, alternatywne opinie, promocję różnych sekt, pseudofilozofia i pseudonauka itp.
Niektórzy żądają więc wprowadzenia cenzury Internetu powołując się na szczytne idee – lecz są to pomysły tyle naiwne co niebezpieczne.
Powinniśmy otwarcie spojrzeć prawdzie w oczy:
Internet pokazał, jacy naprawdę jesteśmy. Ujawnił zarówno nasze dobre, jak złe cechy oraz obnażył rzeczywisty poziom edukacji społeczeństw. Okazało się, że wcale nie jesteśmy tacy wspaniali i otwarci. Wręcz przeciwnie – Internet odkrył wstydliwie ukrywane ciemne strony ludzkości. Nie warto nawet ich wymieniać.
Ale Internet otworzył także nowe możliwości i wyzwolił pokłady inicjatywy. Przykłady to choćby rozwój wolnego oprogramowania, zjawisko wikipedii – encyklopedii, która utrzymuje się z wolnych datków Internautów, otwarcie dostępu do wiedzy i swobodnej wymiany myśli. Postawił także szereg wyzwań – np. w dziedzinie prawa autorskiego.
Internet to jedyne dostępne praktycznie każdemu „medium rozsiewcze” (broadcast), w którym każdy może opublikować zarówno kompletną bzdurę, jak i epokowe odkrycie. Nie trzeba płacić za „koncesję”, uzyskiwać „zyzwolenia”, czekać na recenzję artykułu – jednym słowem „Hulaj dusza, diabła nie ma”. Ma to wiele konsekwencji, ja jednak zatrzymam się tylko na jednej – wykorzystywaniu Internetu do promowania różnych idei pseudonaukowych.
Istnieje takie przysłowie „Każda zmora znajdzie swego amatora”. Pewien (niesławny!) klasyk twierdził również, że „jeśli wystarczająco dużo razy powtórzyć jakieś kłamstwo to wielu ludzi przyjmie je jako prawdę”. A z Internetu korzysta bardzo dużo ludzi – zwiększa to znacznie szanse na pozyskanie zwolenników „nowych wspaniałych idei”. Propagatorzy pseudonauk są więc bardzo aktywni i hałaśliwi. Na przykład jeden z czołowych „ewangelistów pseudonauk wszelakich” ma zwyczaj komentowania samego siebie – pod jego notkami ponad 70% komentarzy to jego własne. Podobnie jest z innymi „alternatywnymi” fizykami, filozofami itp. Oczywiście te dodatkowe komentarze i polemiki niczego nie wyjaśniają i są tylko dalszą częścią superbełkotu, któremu jego autorzy starają się za wszelką cenę nadać cechy poważnych dociekań naukowych. A niestety to jest dość proste – można również skorzystać z dostępnego w Internecie „generatora prac naukowych” (żart studentów MIT) - http://pdos.csail.mit.edu/scigen/ .
Stosowane zbitki słowne typu „superhipergeometryczna bikonfluentna residualna transmutacja energetyczna” oczywiście nic nie znaczą (próżno pytać autorów o ich definicje), lecz mają na celu nadanie pozoru naukowości „publikacji”. Autorzy oczywiście nie potrzebują się niczego uczyć – oni mają wiedzę, którą posiedli ze swego nadania. Oto autentyczny fragment o wiedzy:
„A ona jest mi do niczego nie potrzebna. A wie Pan dlaczego?
...
Bez Huygensa mielibyśmy cząsteczkową anturę światła i nauka skupiłaby się na posziukiwaniu tej cząsteczki
Bez błędów Rutherforda mielibyśmy poważne poszukiwania brakującego elementu atomowych puzzli itp. itd.”
Autor oszczędził nam na szczęście tych „itp. itd.”, lecz oczywiście nie mógł sobie podarować wymienienia Einsteina - swoją drogą, jaki to ulubiony cel prawie wszystkich „nawiedzonych” bo daje szansę „grafomanom naukowym” nawet na notkę w prasie (a może i w TV) - „uczony z Myszykiszek obala teorię Einsteina” - a więc na zaistnienie (choćby przez chwilkę).
Wszyscy się mylą! Prawdę znam tylko JA. Oto kredo „naukowego grafomana”. Oczywiście, istnieli oni zawsze – lecz dopiero Internet (który oczywiście podobnie jak komputery, telekomunikacja i „inne takie” powstał przypadkiem i przez pomyłkę, bo na podstawie „fałszywej” nauki) dał im szansę upowszechniania swych „wiekopomnych dzieł” oraz superautomatów:
Ludzie! Uniwersalna automata do wiązania krawata! Krawaty wiąże i przerywa ciąże! Kupujta!
Pytanie, co z tymi nawiedzonymi zrobić. W praktyce występują różne podstawy:
-
Rzetelnie polemiczna. Zazwyczaj pojawia się na początku, lecz wkrótce zanika, ponieważ „pseudonaukowiec” szybko (z braku argumentów) zaczyna używać chamskich epitetów.
-
Ignorująca. Po prostu banuje się „pseudonaukowca” (ma on zwyczaj wtrącać się do wszystkiego, co można w jakikolwiek sposób wykorzystać do krzewienia swoich idei).
-
Nie karm Trolla. Nie banujemy gościa, lecz nie podejmujemy z nim dyskusji w nadziei, że sam się skompromituje swoimi wypowiedziami.
-
Pozytywistyczna. Robimy swoje, a na „pseudonaukowców” (po ich identyfikacji) nie zwracamy uwagi licząc na rozsądek czytelników.
Osobiście wydaje mi się, że należy walczyć merytorycznie ze wszelkimi objawami pseudonauki. W pseudonauce nie chodzi o postęp – zajmuje się ona jedynie obalaniem. Genetyki, mechaniki kwantowej, teorii względności (dowolnej), cybernetyki itp. Nie znaczy to oczywiście, że współczesna nauka nie ma poważnych problemów do rozwiązania (także sama ze sobą) oraz, że nowe pomysły nie mogą się pojawiać poza oficjalną strukturą. Jednak należy odróżniać ziarno od plew – a niestety obecny system edukacji (nie tylko w Polsce!) nie tego nie ułatwia. Pseudonauka oraz różne „teorie spiskowe” mają swe źródło w niskim poziomie wykształcenia ogólnego, które powinno stanowić swego rodzaju busolę „zdrowego rozsądku”. Ciekawe, że znajomość nauk ścisłych nie jest uważana przez wielu jako „wykształcenie ogólne”. A tymczasem znacznie łatwiej spotkać fizyka lub inżyniera na koncercie w filharmonii niż muzyka lub polonistę na konwersatorium fizycznym – a szkoda.
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie