barbie barbie
1027
BLOG

Nowa "sensacja" - Raport Akredytowanego

barbie barbie Polityka Obserwuj notkę 42

  Upubliczniono „Uwagi Akredytowanego”. Jest to dokument datowany na 10 listopada 2010 r., a więc dość stary. Dokument opublikowano w kolejną „miesięcznicę” katastrofy w Smoleńsku (czyżby przypadek?) i w odpowiedniej oprawie (dramatyczne tytuły wyświetlanych na posiedzeniu zespołu slajdów z fragmentami tego dokumentu). Nie udało mi się natomiast znaleźć całego dokumentu – może ktoś ma więcej szczęścia i zamieści odpowiedni link. Uważam, że właściwym krokiem tak zwanej „WADZY” byłoby natychmiastowe opublikowanie tego dokumentu w całości. Starannie natychmiast wysłuchałem dostępnej w sieci relacji z prezentacji „Raportu Akredytowanego”.

   Przede wszystkim – z prezentacji wynika, że „Raport” nie zawiera żadnych nowych informacji (albo pominięto je przy wyborze prezentowanych fragmentów). Od dawna wiadomo o nieprawidłowościach w pracy obsługi lotniska, od dawna również wiadomo, że Rosjanie starali się je ukrywać lub przynajmniej bagatelizować. Nihil Novi Sub Sole – czegoś innego nie należało się spodziewać. Tak jest zawsze, kiedy zaczynają grać względy pozamerytoryczne. My ze swej strony również nie chcemy przyjąć do wiadomości, że załoga Tu-154M popełniła błędy. Podobna sytuacja miała także miejsce podczas analizy najtragiczniejszego wypadku lotniczego, który również zdarzył się we mgle (choć nie tak gęstej) na dość podle (choć lepiej niż „Siewiernyj”) wyposażonym lotnisku Los Rodeos. Hiszpanie oskarżali holenderską załogę, że rozpoczęła start bez upewnienia się, że ma zezwolenie – Holendrzy podkreślali, że na wieży było włączone radio transmitujące mecz piłkarski, co rozpraszało uwagę kontrolerów. Wybrnięto z tego „salomonowo” - stwierdzono, że głównym powodem były zakłócenia w transmisji radiowej wieża-samolot na skutek interferencji. Trudno mi jednak zrozumieć, że doświadczony pilot JumboJeta podejmuje decyzję o starcie jeśli nie dosłyszał w całości informacji radiowej! Wystarczyło przecież poprosić wieżę o potwierdzenie – ponad 580 ludzi żyłoby nadal.

W „Raporcie Akredytowanego” nie ma w zasadzie nowych faktów – warto jednak się zastanowić nad działaniem ludzi – zarówno naszych pilotów, jak i kontrolerów na „Siewiernym”. Pracowali oni w określonych warunkach – słabo wyposażone lotnisko, na którym lądowanie jest możliwe, ale wymaga odpowiednich warunków atmosferycznych (7 kwietnia 2010 r. była znakomita widoczność i Ppłk. Bartosz Stroiński lądował sterując samolotem ręcznie – korzystał jedynie z automatu ciągu).

10 kwietnia było inaczej – silna mgła ograniczyła widoczność do 400, a nawet 200 m. Pilot naszego Tu-154 znakomicie zdawał sobie sprawę z tych warunków i poinformował: „w tych warunkach raczej nie damy rady usiąść”. Również kierownik lotów na „Siewiernym” także oceniał sytuację realnie podając pierwszy komunikat: „Na Korsarzu mgła – warunków do lądowania nie ma!” I to w zasadzie powinno zakończyć całą sprawę. Załoga powinna w tych warunkach odpowiedzieć - „dziękuję Korsarz, proszę o strefę oczekiwania (lub kurs na lotnisko zapasowe”. Niestety, nie zakończyło!

Załoga Tu-154 zdawała sobie sprawę, jak ważne jest dotarcie delegacji z Prezydentem na miejsce w zaplanowanym czasie – zwróciła się więc z prośbą o zezwolenie na próbne podejście. Jedne przepisy na to zezwalały – inne jak np. instrukcja HEAD zabraniały. Wybrano rozwiązanie, które wydawało się korzystniejsze. Można było uniknąć zarzutów ze strony różnych polityków „nawet nie spróbowaliście...”. Poproszono więc o zgodę na próbne podejście doskonale wiedząc, że szans na bezpieczne lądowanie po prostu nie ma – wydano jednak personelowi pokładowemu polecenie przygotowania pokładu do lądowania.

Kierownik lotów powinien był oczywiście odpowiedzieć - „powtarzam, warunków do lądowania nie ma, zabraniam podejścia” i znów byłby to jasny i oczywisty komunikat kończący sprawę. Łatwo dojść do takiego wniosku. I znów potwierdziła się stara prawda - „do wypadku potrzebne są co najmniej dwa błędy!”

Ale załogą PLF 101 i „wieżą” na „Siewiernym” była jeszcze tzw.: „sytuacja”! Zaczęli się wtrącać „ważniejsi”. Sprawa dotarła aż do Moskwy – poproszono „naczalstwo” o decyzję. A przecież „naczalstwo” w Moskwie nie miało pojęcia, jak gęsta jest mgła w Smoleńsku - „logika” wybrała więc pozornie bezpieczne rozwiązanie – w rzeczywistości takie samo załoga Tu-154 PL 101 - „sprowadzać do 100 m i bez dyskusji”. Czyli podejście próbne...

Po raz kolejny względy pozamerytoryczne zadecydowały!Zarówno dowódca PLF 101 Śp.A.Protasiuk, jak i kierownik lotów ocenili sytuację prawidłowo! Zapewne, gdyby był to zwykły lot z turystami lecącymi na wakacje obaj nie mieliby żadnych wątpliwości i w ogóle nie rozpoczęto by podejścia. Ale „między nimi była jeszcze sytuacja”! Nie stwierdzono bezpośrednich nacisków na załogę PLF 101. Czy jednak piloci nie pracowali pod presją na wykonanie powierzonego im zadania? Czy nie informowali dyr. Kazany o problemach? Czy nie oczekiwali decyzji?

Byli pilotami woskowymi, których szkolono, że wykonanie zadania jest zawsze priorytetem, nawet nad zachowaniem bezpieczeństwa. Wielu pilotów wojskowych wykonywało (i nadal wykonuje) nawet w czasie pokoju niebezpieczne misje. Chcieli wykonać i tą – jak najlepiej potrafili.

Kierownik lotu również zdawał sobie doskonale sprawę z tego, co może się stać. Zdawał sobie znakomicie sprawę z tego, jakim sprzętem dysponuje i zapewne wiedział, że bezpieczne naprowadzanie samolotu w tych warunkach jest praktycznie niemożliwe. Jednak inni wiedzieli lepiej – na wszelki przypadek jednak zadbali o to, aby zapewnić sobie dodatkowe „alibi” i dowódca zasięgnął opinii „Moskwy” - czy „naczalstwa”. I ją otrzymał – nawet w formie rozkazu. Mógł więc pozbyć się jakichkolwiek wątpliwości i faktycznie przejął wszedł w kompetencje kierownika lotów.

Z „Raportu Akredytowanego” nie wynika właściwie nic nowego. Po to Płk.Klich został akredytowany przy komisji MAK, aby ocenić jej ustalenia z pozycji strony polskiej. I z tego zadania jak widać z upublicznionych fragmentów „Raportu” się wywiązał. Pamiętam (służę w razie potrzeby cytatami) jak odsądzano go od czci i wiary za „jak walnęło – to się urwało”. Cóż – Płk.Klich jest fachowcem i mówi tak, jak mówią fachowcy – prosto z mostu. Dziś nagle jego raport stał się orężem w rękach p.Macierewicza. Jednak nie przeszkodziło to p.Macierewiczowi w zapowiedzi oskarżenia go o popełnienie przestępstwa (Pan M. powinien uważać na dewaluację takich swych działań).

 

Ciekaw jestem, czy ci, którzy „dotarli” po prawie 3 latach i to dokładnie 10 września do tego „Raportu Akredytowanego” zdecydują się na jego publikację całości. Udowodniliby w ten sposób swą bezstronność i działanie w interesie publicznym. A może trzeba poczekać na Wikileaks?

 

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka