Ukazał się wstępny raport z katastrofy samolotu w Topolowie pod Częstochową, w której zginęli spadochroniarze. Stwierdzono w nim, że w trakcie lotu zgasł jeden z silników – dla zainteresowanych podaję link:
http://www.mir.gov.pl/Transport/Transport_lotniczy/PKBWL/Aktualnosci/Documents/2014_0981_RW.pdf
Zawiera on także opis wypadku:
„Według jedynego świadka ocalałego z wypadku, start początkowo przebiegał normalnie, jednak po krótkim czasie dał się wyczuć spadek mocy i brak wznoszenia – w jego ocenie wysokość w momencie zdarzenia wynosiła około 100 m....
...O godz. 16:11 LMT samolot, przebywszy drogę ok.4200 m od progu pasa, przy znacznym kącie pochylenia i przechylenia, końcówką lewego skrzydła uderzył w konar starej jabłoni, odłamując go. Odłamaniu uległa także końcówka lewego skrzydła z lotką. Zawadził przy tym prawym statecznikiem poziomym o ziemię, co ostatecznie doprowadziło do oderwania kadłuba od skrzydeł i jego przewrócenia na prawy bok, w wyniku czego drzwi wejściowe znalazły się „u góry”. „
Zaś pod koniec tego dokumentu można przeczytać:
„Z uzyskanych informacji wiadomo, że samolot N11WB miał wcześniejproblemy z lewym silnikiem, których operatorowi nie udawało się skutecznie rozwiązać.”
Jeśli w wyszukiwarce Google wpiszemy hasło „Piper N11WB” łatwo znajdziemy zdjęcia tego konkretnego samolotu – w tym jedno, na którym widać, że z jego lewego silnika (prawdopodobnie podczas startu) wydostaje się intensywny biały, ciężki dym, który szybko opada. Zdjęcie wykonano w maju tego roku na lotnisku Rudniki pod Częstochową (niezamieszczam go, ponieważ autor zastrzegł sobie wszystkie prawa). Taki dym świadczy o tym, że silnik intensywnie spala olej i wymaga poważnej naprawy. Samochód, który wydzielałby taki dym zostałby natychmiast wycofany z ruchu przez policję drogową.
Zestawienie tego zdjęcia z informacją zawartą w Raporcie Wstępnym PKBWL pozwala na wyciągnięcie wniosku, że samolot wystartował do fatalnego lotu z silnikiem, którego stan techniczny był co najmniej wątpliwy.
Coraz bardziej uzasadnione staje się pytanie – co się dzieje w tym lotnictwie? W poprzedniej mojej notce przypomniałem katastrofy polskich Iłów w 1980 i 1987 r., które wystartowały do lotu z nie w pełni sprawnymi silnikami, lotowski Boeing 767leciprzez Atlantyk z niesprawną instalacją hydrauliczną,tajemnicą poliszynela jest faktyczna przyczyna wypadku, w którym zginęli Żwirko i Wigura, którą była wada mocowania skrzydeł (w jednym z innych egzemplarzy RWD-6 omal nie zginął jego konstruktor Drzewiecki, zaś kolejny wreszcie przebudowano na RWD-6bis),Cessny rozbijają sięi paląw Nowej Hucie,załoga Tu-154M w Smoleńsku rozpoczyna podejście „próbne” pomimo informacji „warunków do lądowania nie ma” i kilku innych ostrzeżeń o braku dostatecznej widoczności...
Czyżby tak silnie działał bakcyl latania? Mówi się, że historia lotnictwa jest pisana krwią – to dlaczego to często lotnicy pchają się w kłopoty? Na „Salonie” blogerzy wielokrotnie podkreślali, że przecież piloci nie są samobójcami. Dlaczego więc tak często „wchodzą w lejek” (czyli sytuację, w którą łatwo wejść – ale trudno z niej wyjść)? Samolotu, w którym nawala silnik nie można przecież zatrzymać na poboczu, a próby lądowania przymusowego w przygodnym terenie często kończą się poważną katastrofą.
Człowiek nie został stworzony do latania – wymyślono więc szereg procedur, które mają go uchronić przed błędami i podejmowaniem zbędnego ryzyka, którego lotnictwo zazwyczaj nie wybacza. Dlaczego więc tak często są one lekceważone?
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo