Sporo Czytelników zapewne pamięta słynne określenie „dyktatura ciemniaków”, którego użył na Zjeździe Literatów Polskich niezapomniany Stefan Kisielewski. Został zresztą wkrótce potem pobity przez „nieznanych sprawców”. Zapewne mniej ludzi pamięta, że Stefan Kisielewski był jednym z członków założycieli Unii Polityki Realnej. Postać (a raczej los) Stefana Kisielewskiego chyba najlepiej określił Mariusz Urbanek:
Komuniści nie chcieli go słuchać, bo mówił, że jest ich wrogiem. W wolnej Rzeczypospolitej nie słuchali go przyjaciele, bo mówił, że się z nimi kompletnie nie zgadza.
Pan Stefan Kisielewski użył co prawda swego słynnego określenia w innym kontekście, jednak moim zdaniem pozostaje ono w pełni aktualne, a co więcej jego znaczenie bardzo się poszerzyło. Dziś gorącym tematem jest przyznanie walkoweru Celticowi Glasgow przez UEFA.Powód – być może niedopatrzenie, być może nieznajomość przepisówlub po prostu ich lekceważenie albo reakcja „na gorąco” pod koniec meczu, który przyniósł już sukces Legii. Oczywiście, że decyzja UEFA wypacza rywalizację sportową (udział nieuprawnionego zawodnika nie miał na jej rezultat żadnego wpływu) i należy natychmiast złożyć odwołanie – ale nie zmienia to faktu, że to my sami (po raz kolejny) „wpuściliśmy się w kanał”.A podobno w Legii Warszawa rządzą prawnicy.
Przewidywanie skutkówwłasnych działań jakoś nie jest u nas popularne. Udało nam się ukończyć wreszcie autostradę A1 – i okazało się, że podróż z Warszawy do Gdańska w weekend trwała dłużej niż przed jej ukończeniem. Czy naprawdę ta cała „Gdaka” oraz inżynierowie ruchu nie potrafili oszacować spodziewanego natężenia ruchu? Pan Bielecki wystąpił w telewizorze i stwierdził, że analizując „studium wykonalności” specjaliści twierdzili kilka lat temu, że ze względu na niedostateczne natężenie ruchu autostrady A1 na tym odcinku nie opłaca się budować!Cóż, pogratulować tylko zdolności przewidywania tym analitykom!
Na szczęście przyszła „akcja EURO 2012” i autostrada (choć z opóźnieniem) powstała. Euro szybko minęło (bez gotowej autostrady), a autostrada zatkała się normalnym ruchem wakacyjnym. Nasz Omnipetencjator Ogólny – Pan Premier zadziałał! Nie zważając na tezę „gdzie są bramki – tam są korki” otworzył przejazd w weekendy w sierpniu. Jednym słowem – powtórka z ACTA. Nie dało się, nie dało się – i nagle„dobry Pan Premier” zareagował „pro publico bono”.Jak dobrze – (ew. „dobrze jak”).
No, ale przecież kupiliśmy sobie „Pendolino”, które ma jeździć na tej samej trasie. Ale tu znów pojawił się problem – ktoś „zapomniał”, że pociągi w Polsce podlegają homologacji. Wymagania przetargowe (250 km/h) sobie – a techniczne możliwości homologacji sobie. Cóż, znów wyszło „jak zwykle”. To w Polsce budujemy pasy startowe, na których nie da się używać, systemy informatyczne, które nie działają, drogi, które trzeba poprawiać po roku eksploatacji (czyżby znów „Sorry, taki mamy klimat”?),okręty „bardzo bojowe”, które nie pływają (ale mają ładną nazwę - „Gawron”). O tym, że planowane koszty planowanego ORP „Ślązak” wynosiły 500 mln złotych, a wydano już 1,5 miliarda (bagatela, kosztorys „przewalony” trzykrotnie!) nawet nie warto wspominać. Parafrazując znów powiedzenie Stefana Kisielewskiego wypada stwierdzi, że nadal bohatersko pokonujemy trudności, które sami sobie stwarzamy!
A przecież tylu urzędników się stara! Mamy systemopieki społecznej wspierany przez policję (słynne „niebieskie karty”) - a nikt nie zauważa gwałtu na dwuletnim dziecku,ale samotna matka z jednym dzieckiem możeza to otrzymać z Funduszu Alimentacyjnego całe 500 złotych (to górna granica!) ale pod warunkiem, że dochód w jej rodzinie nie przekracza 725 zł na osobę – czyli 1450 zł. Czyli w najlepszym razie będzie dysponować niewyobrażalnie wielką kwotą 1950 zł na miesiąc. Ale nie od razu, o nie! Jeśli złoży wniosek w sierpniu może liczyć na wypłatę już w październiku. I to oczywiście pod warunkiem, że nie zarobi więcej niż te 1450 zł, bo jeśli się postara i zarobi więcej to nie dostanie nic! Jak to wygląda w porównaniu z rachunkami „u Sowy”, które pokryto oczywiście z „kasy państwowej”?
To w Polsce do pilotowania samolotu z Prezydentem desygnuje się osoby, które nie posiadają formalnych i aktualnych uprawnień do pilotowania tego typu samolotu (żołnierz musi słuchać rozkazów), a potem padają argumenty „przecież potrafili latać -byli pilotami klasy mistrzowskiej”. Kiedyś słynnemu kierowcy Formuły I – Stirlingowi Mossowi policja odebrała w Anglii prawo jazdy. Przecież umiał pewnie prowadzić samochód – ajednak jego zespół przydzielił mu po prostu kierowcę z uprawnieniami, który woził go po drogach publicznych.
Może już dość tych narzekań i czas na próbę diagnozy. Niestety może on być tylko jedna – Polską rządzą(w znakomitej większości)ludzie niekompetentni i w dodatku zadufani w sobie. Wiadomo, że w dalszym ciągu działa mechanizm nomenklaturowy – o zajęciu ważnego stanowiska decyduje przynależność partyjna ewentualnie „Stowarzyszenia Ordynacka” lub działalność w NZS lub inne podobne "rekomendacje". Co gorsza, nasi Wodzowie przede wszystkim koncentrują się na utrzymywaniu własnych pozycji – czyli w dalszym ciągu obowiązuje „zasada BMW” (Bierny, Mierny, ale Wierny).Pan Premier awansował na swoją zastępczynię Panią Bieńkowską. Reklamowano ją jako wzór kompetencji – a tu niespodzianka. Pani Wicepremier stwierdza – tak ma być i już! Bo klimat, bo bramki. Żadnych prób zaradzenia sytuacji kryzysowej. Jeśli fakty są niezgodnie z wyobrażeniami – tym gorzej dla faktów. Czyżby Pani Wice przybyła niedawno do Polski z tropików i nigdy nie doświadczyła zimy? Znów się mi przypomina „Nam nie trzeba Bundeswehry – nam wystarczy minus cztery”. Czyli nic nowego. No, ale za to Wódz - Pan Premier poprawił swój wizerunek – ludzki Pan, bramki otworzył! Pewnie coś przygotuje także na zimę.
Jakiekolwiek indywidualności posiadające własne zdanie są konsekwentnie „grillowane” - taki los spotkał zarówno Jana Rokitę, jak i Ludwika Dorna, Marka Jurka i Jarosława Gowina, Grzegorza Schetynę i Zbigniewa Ziobro.Mogli przecież „zagrozić” Wodzowi!
Rezultat jest oczywistyi łatwy do przewidzenia– wokół Wodza pozostają sami pochelbcy, wazeliniarze, totumfatcy oraz pieczeniarze. Prawdziwi fachowcy nie chcą się angażować – zresztą dzięki „świetnemu i zmodernizowanemu”systemowi edukacji coraz ich mniej. Za to można równocześnie studiować na trzech różnych kierunkach i w dodatku pracować (żyć trzeba, no i coś można wpisać do CV) oraz imprezować (młodym jest się w końcu tylko raz w życiu). Czy naprawdę można dokładnie poznać jakąś dziedzinę studiując ją w „systemie part–time”? Zdanie egzaminu u starych, dobrych profesorów wymagało wielu godzin pracy w domu – dziś uczelnie są finansowo zainteresowane w „wypuszczeniu” jak największej liczby absolwentów. Czy można się więc dziwić, że spada ich jakość?Zaraza ta dotknęła nawet nauki ścisłe i techniczne!
Fachowcom trudno się zresztą dziwić – przecież jeśli są prawdziwymi i uczciwymi fachowcami to ich opinie niekoniecznie muszą być zgodne z wyobrażeniami i życzeniami „Wodza”i narzuconej przez niego obowiązującej „linii partii” oraz dążeniami zwykłej biurokracji. Kiedyś zostałem poproszony o konsultacje w sprawie procedury przetargowej przez pewne ważne ministerstwo. Ponieważ sprawa była dość skomplikowana opracowałem szczegółowy i obiektywnie uzasadniony system merytorycznej oceny ofert.Uznanojednak, że jest on „zbyt skomplikowany” i oczywiście przyjęto bezpieczny dla urzędników system oceny według kryterium „100% cena”.Cóż, zapłacono mizgodnie z umowąza to opracowanie – ale jednak spory niesmak pozostał, bo w dodatku wybranego na podstawie tego „bezpiecznego” kryterium najtańszego rozwiązania nie udało się wdrożyć.
A jeszcze w 2000 roku (w przypadku innego ważnego ministerstwa) możliwa była współpraca techniczna producenta z zamawiającym i w rezultacie powstanie rozwiązania, które nie tylko wdrożono, ale i eksploatowano z sukcesem. Dziś to jest niemożliwe – bo podobno może to grozić korupcją.
Sytuację oddaje znakomicie cytowane już przeze mnie powiedzenie jednego z blogerów „Salonu”:
„Oczekiwanie na decyzję absolwenta archeologii śródziemnomorskiej w sprawie zakupu części do turbiny o mocy 500 MW jest naprawdę frustrujące.”Nawet, jeśli jest to równocześnie absolwent podyplomowych studiów MBA „renomowanej uczelni”, to jednak wolałbym, aby takie decyzje pozostały w rękach kompetentnych inżynierów.
Polska jawi się coraz bardziej jako kraj, w którym nie czyta się żadnych dokumentacji, nie przestrzega się żadnych procedur ani przepisów, w którym nikt nie chce sobie zawracać głowy żadnymi głupimi szczegółami technicznymi, w którym decyzje podejmowane są bez analizy ich możliwych skutków. Czy sędzia skazujący postępującego zgodnie ze zdrowym rozsądkiem naczelnika więzienia za to, że zapłacił grzywnę za chorego psychicznie więźnia jest po prostu (mówiąc delikatnie) niemądry? Nie sądzę – on jest po prostu ubezwłasnowolniony! I jaki mamy rezultat – oto przysłowiowy „klawisz” okazuje się mieć więcej poczucia sprawiedliwości niż niezawisły sąd. Czy można się dziwić, że społeczeństwo marzy o sprawiedliwych szeryfach (ministrach sprawiedliwości), którzy nie oglądając się na „układy” wyciągną po prostu rewolwer z kieszeni i zrobią wreszcie porządek... Polska to kraj, w którym człowiek, który zbudował dom na podstawie wydanego 7 lat temu „prawomocnego” pozwolenia na budowę i w nim zamieszkał może otrzymać dziś pismo „organu nadrzędnego” informujące go o cofnięciu tego (podkreślam „prawomocnego”!) pozwolenia (zdarzyło się to w kilku przypadkach w Nałęczowie).Przepraszam – a co to Obywatela obchodzi, że jakiś urząd nie wie co robi? Nic tylko sięgać po rewolwer.
Mamy więc mieszaninę piorunującą składającą się z niekompetencji połączoną z chęcią uregulowania wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach.Sejm wydaje ustawę za ustawą, ministrowie mnożą rozporządzenia – a ich ilość nie przechodzi w jakość. Posłowie w większości nie wiedzą w ogóle za czym głosują – otrzymują po prostu zalecenia od swoich klubów. Jeśli nawet zacznie się jakaś dyskusja to prawie na pewno nie będzie ona merytoryczna lecz zamieni się w pyskówkę na wszystkie możliwe tematy. Dotyczy to nie tylko sesji plenarnych – ale również i komisji sejmowych. Jeśli Wodzowie stwierdzą, że sprawa jest dość ważna, to wprowadzą dyscyplinę partyjną. Jeśli nawet opozycja (co czasem się zdarza) przedstawi jakieś sensowne argumenty to spotka się z „barejowską" reakcją - „A my mamy większość i co nam zrobicie?”. Wystarczy sobie obejrzeć transmisję z obrad Sejmu i popatrzyć na pustą salę. Zapełnia się ona jedynie na głosowania oraz jak spodziewane są jakieś „jaja” (przepraszam za to wyrażenie). Tak właśnie wyglądają „obrady” najwyższego organu władzy w Polsce. Jest to oczywisty skutek ordynacji wyborczej, która daje Wodzom prawo wyznaczania miejsc na listach (oczywiście znów promuje to tych „BMW”) oraz w praktyce wyklucza jakąkolwiek odpowiedzialność takich pożal się Boże parlamentarzystów przed wyborcami. Czy można się więc dziwić, że w tak zwanym „terenie” (poza chlubnymi wyjątkami) jest jeszcze gorzej?
Pytanie jak zmienić tą sytuację pozostaje niestety bez odpowiedzi. Nie sądzę, aby szybko znalazł się „Wódz”, który zdecyduje się na rozwalenie tego wygodnego dla ogólnie pojętej WADZY mechanizmu. Taki Wódz działałby w oczywisty sposób przeciw sobie. A rządzą po prostu ci, którzy chcą rządzić – to stara prawda. Chcą rządzić – nie cofną się więc przed żadnym sposobem, który do tego prowadzi. A jak już się dorwą do tej upragnionej WADZY to już nas urządzą!
Na koniec warto przypomnieć sobie historię starożytną – czym była na początku PO jak nie klasycznym triumwiratem? A co z tego triumwiratu zostało? Oczywiście to co zwykle...
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo