barbie barbie
1018
BLOG

Innowacje (na marginesie pewnej upadłości...)

barbie barbie Gospodarka Obserwuj notkę 8

     Słowa „innowacje”, „innowacyjny” stały się dziś wytrychami. Odmieniane we wszystkich przypadkach i wykorzystywane w różnych zestawieniach otwierają skutecznie zamki kasy funduszy  unijnych – szczególnie modne są zbitki w rodzaju „Region Innowacyjny”, których mamy już kilka... Mamy regionalne „Agencje Innowacji” (lub ich „rozwoju”), które oferują szkolenia (najczęściej tygodniowe), po których otrzymuje się zaszczytny tytuł „Eksperta Innowacji”, organizują spotkania, konferencje oraz oczywiście „meetingi” i zapewniają, że przy ich pomocy łatwo uzyskać można dotacje europejskie - oczywiście na realizację „projektów innowacyjnych”. Jednym słowem – ruch w interesie jak cholera – brak jedynie innowacji!

   Nie ma się czemu dziwić – przecież tak naprawdę innowacji nikt nie potrzebuje. Podobna sytuacja wystąpiła „za Gierka” - dość ograniczone otwarcie technologiczne spowodowało, że nasi ówcześni decydenci stosowali prostą metodę: „co Wy tam, wicie-rozumicie, Kowalski wymyślacie! Lepsze rozwiązania mają na Zachodzie. Kupimy Wam licencję – a Wy ją po prostu tylko wdrożycie...”. Choć dawało to pewne ograniczone możliwości realizacji „projektów racjonalizatorskich” to pojęcie „cierpienia wynalazcy” stało się tak popularne, że uruchomiono akcję „Polak potrafi”, której szczytowym osiągnięciem była wystawa w RFN „Polen '80”, na którą zmobilizowano, co się tylko dało (pamiętam „akcję” w mojej pracowni, o której już pisałem) – jednak to niewiele pomogło, „cenne dewizy” nie napłynęły – i zamiast świetlanej przyszłości nastąpił „Sierpień '80”.

    Sytuacja z czasów „gierkowskich” powtórzyła się ze zwielokrotnioną siłą w okresie „transformacji” w latach dziewięćdziesiątych. Rekiny gospodarki światowej nagle uzyskały (i to praktycznie „za bezdurno”) dostęp do wygłodzonego rynku 40 milionowego kraju w centrum Europy. Nasi ówcześni politycy przyjęli zaś najgorszą z możliwych postawę „brzydkiej panny bez posagu”, którą może wykorzystać bez żadnych zobowiązań każdy.Zapewne fascynacja blichtrem zachodu spowodowała, że decydenci przyjmowali wszystko za dobrą monetę. Przekazywanie polskiego przemysłu z obce ręce motywowano w identyczny sposób jak „za Gierka” koniecznością „przekroczenia bariery rozwoju”, „wprowadzenia nowoczesnych tehcnologii” itp. Padały kolejne zakłady, wyburzano lub zamieniano na hurtownie kolejne hale produkcyjne. Nowi właściciele wprowadzali oczywiście swoje (najczęściej nie najnowocześniejsze) technologie – nie potrzebowali więc polskich „innowacji”. Jeśli ktoś zetknął się kiedyś z prawdziwym przemysłem wytwórczym wie, jak ważna jest powtarzalność i niezawodność procesu wytwórczego. Każda jego zmiana wymaga głębokiej analizy i łączy się z ryzykiem. Firmy XYZ przywożąc do Polski swoje technologie (a często także linie produkcyjne) nie były (podobnie, jak „gierkowscy decydenci”) zainteresowane lokalnymi innowacjami. Traktowano je jako możliwe dodatkowe źródło kłopotów. Instytucjonalni i korporacyjni odbiorcy „rozwiązań innowacyjnych” właściwie w Polsce zupełnie znikli. Co z tego, że firma AMMONO S.A. potrafiła produkować świetne kryształy GaN – jeśli nie miała ich właściwie w Polsce komu sprzedawać, a wykreowanie popytu na rynku światowym wymaga niestety sporego wysiłku (i KASY!). Rezultat – w kwietniu 2015 sąd ogłosił jej upadłość likwidacyjną... Prysł kolejny sen o „polskiej dolinie technologicznej – tym razem azotkowo-galowej”.

    Ostatnio w katowickim IPN podczas konferencji „High-Tech za żelazną kurtyną” rozmawialiśmy sporo na ten temat. Zaskoczyło mnie podejście naszych VIP'ów, którzy powołując się na przykład historii „Silicon Valley” pragnęliby powtórzyć tą samą drogę w Polsce. Szanowne Panie i Szanowni Panowie – nie da się wejść powtórnie do tej samej rzekii przywoływanie drogi panów Stanforda i Shockleya niewiele nam pomoże. Ryzyko i możliwość bankructwa to nieodrodni bracia pionierskich działań, a porażka może otworzyć drogę do sukcesu. Niestety, jakiekolwiek wsparcie instytucjonalne lub urzędnicze działań innowacyjnych wyklucza w zasadzie możliwość ponoszenia ryzyka. Dobrze to zrozumieli twórcy idei oprogramowania „Open Source” wykluczając w ramach licencji GPL odpowiedzialność twórcy oprogramowania. A jednak dostawcy oprogramowania objętego tą licencją całkiem nieźle sobie radzą na giełdach światowych!  

     Skuteczne wdrożenie innowacji (i odniesienie z niej zysków!) nie może się ograniczyć do powstania i istnienia „firmy innowacyjnej”. Musi istnieć pełna ścieżka – o twórców rozwiązania, poprzez technologów odpowiedzialnych za jego produkcję aż po dystrybutorów, ośrodki wsparcia technicznego i szkoleń... Dziś bardzo rzadko udaje się zbudować taką organizację w ramach jednej – nawet bardzo dużej firmy (udawało się to kiedyś – np. Edisonowi lub Fordowi) – celowe jest więc wprowadzenie podziału pracy. Innowacje są dziś tworzone w stosunkowo niewielkich firmach prowadzonych przez charyzmatycznych i kreatywnych liderów – przykładem może być nieżyjący już niestety Bernard Daines i historia jego kolejnych firm, z którą warto się zapoznać:

„ Daines founded a number of networking companies, including Grand Junction, Packet Engines, and World Wide Packets...
Grand Junction was sold to Cisco in 1994 for a price of $348 million, which at the time was a very large purchase. Grand Junction made Fast Ethernet, or 100Base-T, switching products. It was the first company to develop and sell desktop Fast Ethernet switches.
After Grand Junction, Daines moved from Silicon Valley to the Spokane, Wash. area, where he founded Packet Engines (pionier Gigabit Ethernet), which was acquired by Alcatel in 1998 for an estimated price of $315 million. Later he founded World Wide Packets, which Ciena bought in 2008 for about $200 million.”

A więc w ciągu niespełna 15 lat sprzedaż technologii (wraz z firmami!) przyniosła Bernardowi Dainesowi ponad 850 mln USD. Warto nadmienić, że wszystkie sprzedaże zrealizowano jako „cash transaction”.
Powyższy przykład wskazuje, w jaki sposób działają mechanizmy wdrażania innowacji:

Pierwszy etap to opracowanie rozwiązania, jego udokumentowanie i ew. standaryzacja. To jest zadanie ośrodków naukowo-badawczych, komitetów technicznych oraz niewielkich firm innowacyjnych.

Drugi etap to przygotowanie rozwiązań prototypowych. Tym zajmują się niewielkie firmy innowacyjne, mają one jednak potężne wsparcie w istniejącej infrastrukturze. W Krzemowej Dolinie (i nie tylko) nie stanowi problemu zamówienie specjalizowanych układów scalonych (ASIC), zlecenie montażu urządzeń serii próbnej itp.

Trzeci etap to przekazanie rozwiązania korporacji. Może to nastąpić w różny sposób, ale bardzo często następuje to w formie sprzedaży firmy innowacyjnej wraz z przygotowanym przez nią rozwiązaniem. W odróżnieniu od Polski firmy innowacyjne nie mają zamiaru rosnąć i trwać w nieskończoność. Znacznie korzystniej jest bowiem sprzedać firmę dużej korporacji, która zajmie się promocją, sprzedażą i wsparciem technicznym nowego rozwiązania. Dysponuje ona najczęściej odpowiednią do tego strukturą – często o zasięgu ogólnoświatowym (np. wspomniane już Alcatel, Ciena lub Cisco). Korporacja przejmując rozwiązanie zapewnia także jego ciągły rozwój, zaś kreatywni innowatorzy za pozyskane środki (często także z pomocą Venture Capital) zakładają kolejne firmy innowacyjne – działalność Bernarda Dainesa była najlepszym przykładem tej drogi.

    W Polsce powtórzenie tego modelu jest bardzo trudne. Niekiedy nawet udaje się opracować i nawet wdrożyć na większą skalę atrakcyjne rozwiązanie – jednak znacznie trudniej przekazać je korporacji, która będzie w stanie kupić je (nawet wraz z firmą innowacyjną) i wdrożyć na dużą skalę. Zachodnie korporacje (mam doświadczenia z Fujitsu-Siemens) oczywiście chętnie skorzystają z gotowego rozwiązania, które może zwiększyć im sprzedaż, ale nie chcą się mocniej angażować, z kolei polscy producenci zostali sprowadzeni do roli montowni wykorzystujących gotowe rozwiązania albo przedstawicieli handlowych lub wręcz przestali istnieć (Optimus, JTT nie mówiąc już o ELWRO).

     Dotyczy to nie tylko przemysłu komputerowego. Miałem okazję współpracować z kolegami z Politechniki Krakowskiej, IFJ oraz IPPT przy opracowywaniu i wdrażaniu technologii twardych pokryć (np. TiN)  i ulepszania warstwy wierzchniej. Została ona wdrożona na skalę przemysłową w wielu zakładach produkcyjnych – między innymi w FSO, FSM, WSK Świdnik, Zelmer i kilku innych. Niestety, wraz z przejęciem tych firm przez kapitał zagraniczny skoncentrowały się one całkowicie na importowanych technologiach.

    Możemy oczywiście tworzyć kolejne „byty” w rodzaju „regionów innowacyjnych”, „ośrodków doradztwa innowacyjnego” oraz zapalać (po raz kolejny) „zielone światło” dla innowacji. Posłużą one do opracowania kolejnych „piknych” sprawozdań.  Problem jednak w tym, że tak naprawdę  tych innowacji tak naprawdę nikt nie potrzebuje(chyba tylko do sporządzania pieknych "projektów unijnych")...

 

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka