Bazyli1969 Bazyli1969
313
BLOG

Elohim, Jezus i „Miasteczko Wilanów”

Bazyli1969 Bazyli1969 Społeczeństwo Obserwuj notkę 18

Ten, który odkłada godzinę swego nawrócenia, podobny jest wieśniakowi, który czeka, aż cała rzeka przepłynie.
Horacy
image

Dobra, dam z grubej rury… Otóż w jednych z najstarszych świadectw wybitnego intelektu człowieka JHWH został opisany jako jeden z synów boga/bożka El. Nie tylko przez mędrców szeroko pojętego Bliskiego Wschodu, ale również w Księdze Powtórzonego Prawa. Tj. w Starym Testamencie. A więc śmieszna rodzinka, mająca się nijak do popularnie pojmowanego sacrum. Używając slangu młodzieży spod znaku „wali mnie to”, można by zatem powiedzieć, że wiara i religia to lipa. Ba! Dla dobicia wątpiących należy dodać, iż tzw. naród wybrany aż po - mniej więcej - wiek VI p.n.e. (a nawet później)  był przekonany, że o ile JHWH jest opiekunek potomków Abrahama, Mojżesza i Izraela, to Moabici, Edomici, Ammonici, Nabatejczycy, Filistyni oraz wszystkie inne narody mają… swoich bogów. A JHWH jest jednym spośród tłumu. Realnych, prawdziwych, czynnych. Tak naprawdę idea Boga jedynego, Pana wszechświata, Ziemi i ludzi narodziła się prawdopodobnie na skutek doświadczeń pozyskanych przez wyznawców JHWH w okresie pobytu w Mezopotamii (a może i w Egipcie). Czemu? Przyczyna jest dość prosta. Dziś większość z nas, osób zaznajomionych jako tako z przekazem biblijnym i naukami serwowanymi nam przez Kościół sądzi, iż Jerozolima i krainy z nią sąsiadujące to samo centrum globu; creme de la creme. Tam właśnie powstawały i miały miejsce wszystkie wiekopomne koncepcje, cuda świata, wynalazki, odkrycia… Zonk! Tak naprawdę przez wiele wieków – a prawdę mówiąc zawsze – mały wycinek Palestyny zajmowany przez mityczne dwanaście rodów Izraela, a następnie przez pozostałe dwa,  to było najprawdziwsze… zadupie. Zdaniem prof. Niesiołowskiego-Spano (a to na marginesie - człek baaardzo nowoczesny) to miasto w dobie wczesnej starożytności było nawet mniej niż prowincjonalnym. Podobno (powołuję się na opinię znawców tematu) w czasach opisywanych w najstarszych fragmentach  Starego Testamentu jako kwitnące, liczyło jakiś tysiąc, może dwa tysiące mieszkańców. Żaden szał. Wszak w owej dobie taki Babilon, Tyr albo Niniwa były zamieszkiwane przez dziesiątki tysięcy ludzi. Wspomniałem ostrożnie, bo pominąłem Ktezyfont, Seleucję i Awaris, które to ośrodki w porównaniu z ówczesną Jerozolimą można by przyrównać tak jak  Nowy Jork, Paryż i Londyn z… Sanokiem. Z całym szacunkiem! Czemu o tym wspominam?

Sprawa jest dość prosta. Okazuje się bowiem, że prowincjonalna społeczność, która pozornie nie miała żadnych szans w starciu z ościennymi potęgami, potrafiła obronić swą tożsamość i ugruntować ją w tak fundamentalny sposób, że gdy o Babilończykach, Filistynach, Hetytach i Asyryjczykach dowiadujemy się już li tylko z podręczników historii, to naród żydowski wciąż trwa i wzorem Chińczyków, fellahów, Persów i Japończyków zapisuje swą obecność na kartach dziejów do dziś. Skąd wziął się ten „gen” przetrwania? To zagadnienie ulotne, trudne do opisu, wymykające się ocenie. Wszystko co jesteśmy w stanie powiedzieć na ten temat to to, iż w chwilach zagrożenia przodkowie współczesnych Żydów potrafili znaleźć azymut i przejść przez wieki do współczesności. Trzeba koniecznie dodać, że nie było to proste i – z naszego punktu widzenia – przyjemne. Więcej nawet! Uporządkowanie nosiło znamiona rasizmu. Tak oto wzbogaceni doświadczeniami babilońskimi i oszołomieni tamtejszym poziomem życia, kultury, polityki i gospodarki, reprezentanci wyznawców religii mojżeszowej, uwolnieni przez Persów w końcówce VI i V w. p.n.e., powrócili do ziemi przodków i zachowywali się niczym najbardziej bezwzględni rewolucjoniści. Tak na przykład (Ezdrasz i Nehemiasz) prawem siły i perswazji doprowadzili do odgrodzenia się pod każdym względem od Samarytan. Zmusili pokrewnych im tuziemców do wypędzenia obcoplemiennych żon i dzieci. Wprowadzili jako modus operandi wrogość wobec wszelkich ościennych ludów. Nawracali ogniem i mieczem. Odbudowali świątynię… Ile łez, potu i krwi kosztowały te zmiany nie jesteśmy w stanie określić. Wiemy za to na pewno, że był to proces trudny. Tym bardziej, że reemigranci znad Eufratu i Tygrysu przemocą wybijali swym pobratymcom z głów szacunek dla Baala, Isztar, Nergala… W efekcie doszli do samej granicy. Każdy kto nie był z ich rodu traktowany był niczym wróg, a nawet… zwierzę. To nie przesada, bo przecież autorzy biblijni opisywali swych sąsiadów jako np. owoc związków kazirodczych (patrz Księga Ruth), chcąc w ten sposób ich odczłowieczyć. To fakty. Podobnie jak te dowodzące, iż tego rodzaju podejście zemściło się na Żydach po wielokroć. Egipcjanie, władcy państw hellenistycznych, Rzymianie, Bizantyjczycy, Arabowie… A potem wielu, wielu innych traktowali wyznawców JHWH jako przeciwników, a nawet wrogów ludzkości. Pisał o tym nie tylko Tacyt czy Apion, ale nawet sam szczerze żydowski Józef Flawiusz. I – prawdę powiedziawszy – tak to się kręci do dziś dnia. El i jego „syn” JHWH…

Zdarzyło się jednak, iż wśród wyznawców JHWH (i niekoniecznie etnicznych Judejczyków) pojawił się osobnik, który wspaniałą ideą Boga jedynego i jego zaleceniami postanowił podzielić się z cały światem. Wbrew otoczeniu. Wbrew dominującej tendencji. Wbrew tradycji. Jakby jednak nie było, Nauczyciel z Nazaretu (Galilejczyk) zresetował wizerunek Boga mściwego i okrutnego, a zapłodnił liczne wspólnoty miłością do bliźnich, bez względu na rodzaj krwi płynących w ich żyłach i dowiódł, że prawdziwa wiara ma sens wtedy i tylko wtedy, gdy jej zasady służą dobrostanowi człowieka. Głosił internacjonalizm miłości i jednocześnie szanował naturalny porządek odmienności. Aby to zrozumieć potrzebna jest jednak nie tylko głęboka i żarliwa wiara ale i rozum. Piękne i niezwykle humanistyczne przesłanie. A piękne i humanistyczne jest dlatego, ponieważ jest krystalicznie prawdziwe. A tłum złorzeczył, przeklinał i groził…

Mógłby ktoś zapytać: po co o tym piszesz? Celne pytanie. I postaram się na nie odpowiedzieć. Idzie bowiem o to, że niekiedy z nieprzystojnej gleby wyrastają piękne rośliny. Tego rodzaju zdarzenia są niezwykle rzadkie i z pełnym przekonaniem należałoby  je nazwać  ewenementami. Tak, szanse są małe. Nie wolno wszakże zapominać, że przykład narodu żydowskiego jawi się jako niezwykle instruktywnym. Oczywiście trzeba odrzucić wszelkie nawoływania dotyczące kopiowania jego zachowań w relacji 1:1. Mądrzy ludzie znad Wisły winni z tej historii zapożyczać tylko to co dobre i odrzucać to co naganne. A więc dbać o spójność wspólnoty, wzmacniać ją nieustannie dobrą opowieścią i przykładem, dawać jej argumenty do polemiki z adwersarzami, wskazywać przyszłościowe cele i podawać rękę gdy upada. Ponadto odrzucać szowinizm oraz ekskluzywizm, ale pamiętać o różnicach i tradycji. Do tego potrzeba tytanicznego wysiłku intelektualnego i szczypty serca. Koniecznie szczypty serca! Trochę tak jak czynili to kierownicy narodu żydowskiego, a przede wszystkim jak nauczał  Joszua.. Być może takie podejście za jakiś czas spowoduje, że biblijny „wielki tłum”, a więc m.in. mieszkańcy „Miasteczka Wilanów”, poza dbałością o uzębienie, fryzury, ubiór i zameldowanie się na spektaklu tego lub innego sławnego abderyty, pomyślą też o rzeczach i sprawach naprawdę ważnych. W ten sposób przyłączą się do ruchu mającego na celu utrzymanie naszej odrębności i sprawne nawigowanie po rozszalałym ocenianie zmian. Oceanu milionów zagrożeń, które napierają na nas z zachodu, wschodu oraz zza Wielkiego Morza. Mam taką, niewielką lecz szczerą,  nadzieję, bo naprawdę nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że dorobek mądrości setek pokoleń naszych przodków (tak, w jakimś sensie naszych) miałby zostać zdegradowany przez nowy model smartfona, psiecko i kameraże oklejonych pustymi serduszkami szalbierzy. Nawet w „Miasteczku Wilanów”. Joszua z Nazaretu dał przykład, że (prawie) wszystko jest możliwe…

-----------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo