beksztu beksztu
389
BLOG

"Geneza planety małp", a Polska

beksztu beksztu Polityka Obserwuj notkę 4

            Byłem kilka dni temu na premierze filmu „Geneza planety małp”. Prequel holywoodzkiego hitu, który swoje triumfy święcił w 1968 oraz w odświeżonej wersji z 2001. Film, jak film, więcej efekciarstwa niż prawdziwego aktorstwa, ot, zwykła, przyziemna rozrywka dla mas, które zmęczone pogonią za szmalem i sławą, właśnie takiej odmóżdżającej rozrywki, w swoim cennym, wolnym czasie oczekują. Niektórzy zapewne doszukaliby się w filmie jakiś ekologicznych haczyków i zaczepek, przemyconych przez świrów z PETA i na tym wątku skupili się w swoich elokwentnych i wysublimowanych wywodach, ale mi jakoś ekologiczne klimaty średnio leżą. Wychodząc z kina zastanawiałem się nad innym podtekstem, który jak mniemam jest oczkiem puszczanym przez reżysera i scenarzystów w stronę małpolskiego widza, niczym przekaz Orwella w „Roku 1984” dla post-sowieckiego społeczeństwa.

           Może jest to mylne uczucie, jednakże perspektywa społeczeństwa, w której małpy dominują nad ludźmi jest mi bardzo bliska i rzekłbym nawet - znam ją z autopsji. Myślę również, że przeciętny John Smith, który zagłębi się nieco w szczegóły współczesnego publicznego żywota Małpolski, dojdzie do podobnego wniosku. Być może to właśnie współczesna Małpolska stała się inspiracją dla producentów i scenarzystów „Genezy…”, którzy zafascynowani złożonością małpolskiej społeczności pisali swój scenariusz? „Geneza planety małp” może wydać nam się na tym tle zaewoluowaną próbą przedstawienia tego, z czym my – Małpolacy, mamy do czynienia na co dzień. No bo jeśli się tak dobrze zastanowić, to obraz Rupert’a Wyatt’a spokojnie może uchodzić za genezę małpolskiej współczesności.

           Za moment symboliczny, w którym to małpy przejmują kontrolę nad państwem polskim, mediami, a tym samym umysłami polskiego społeczeństwa, może uchodzić okrągły stół. W końcu mieliśmy tam pełną paletę barw, w której czerwone szympansy, na spółkę z farbowanymi – solidarnościowymi orangutanami dogadały się, co do podziału soczystego banana w biało – czerwonej skórce. Swoisty koniec Polski, początek Małpolski. Potem było już tylko z górki: medialne dobijanie politycznej, ludzkiej partyzantki i socjotechniczne zabiegi na społeczeństwie, mające na celu całkowite mózgowe wylaszczenie, które w ostatecznym rozrachunku czyni z niego bydło - stojące w intelektualnej hierarchii, niżej niż człekokształtne małpy.

           Jak wiadomo, bydło to bydło, więc specjalnie nie ma co ukrywać przed nim tego faktu, co skrupulatnie wyłożył nam – bydłu, rozwydrzony pawian Be, przyboczny gwardzista szympansa Te. Jednakże łaskawy pawian Be, na spółkę z medialnymi gorylami, zostawił otwartą furtkę dla bydła, które mimo śmierdzących kopyt, czy ohydnego poroża, sterczącego ze łba, bardzo by chciało wspiąć się wyżej w intelektualnej hierarchii. Kryterium, które zostało przyjęte przez medialnych goryli – bramkarzy, przepuszczających bydło przez wspomnianą furtkę, nie jest zresztą zbyt wymagające – wystarczy wyrzec się resztek zdrowego rozsądku i razem z innymi rozwydrzonymi pawianami walić maczugami po łbach pozostałe przy życiu bydło, mające zdanie zazwyczaj logiczne, jednakże inne niż zarządzające nim stado małpiszonów.

           Mimo, jakże dobitnego oddzielenia bydła od intelektualistów - małpiszonów przez jednego z nich, podział na małpy i niemałpy (czyli bydło) najlepiej obrazuje największa katastrofa w dziejach współczesnej Małpolski, która jeszcze mocniej uwypukliła tę różnicę.

           Małpiszony w swojej narracji, na spółkę z ruskimi szympansami z MAK (Małpi Komitet Lotniczy) zabrnęły tak daleko, że nawet niektóre człekokształtne, tak jak i odmóżdżone bydło, załapały, że coś nie gra, a cały przekaz jest na bakier z logiką. Logika, choć w swym znaczeniu obca, była tak silnie zakorzeniona w ich podświadomości, że wszelkie próby zdewoluowania jej nie mogły się powieść. Fakt ten, niebezpieczny dla rządzących małpiszonów, oczywiście nie mógł ujść ich uwadze, dlatego padł prikaz by z przejawami jakiejkolwiek logiki walczyć jeszcze zacieklej niż do tej pory.

           Zaczęło się od deprecjacji umiejętności pilotów, naciskanych przez kartofla (forma roślinna, stojąca najniżej w intelektualnej hierarchii żywych bytów), co dodatkowo ich dyskredytowało, no bo kto słucha kartofla – formy najniżej stojącej w intelektualnej hierarchii żywych bytów? Chyba tylko inne kartofle, albo puste kapuściane łby. Po drodze mieliśmy także wywody radzieckich małpiszonów z MAK (Małpi Komitet Lotniczy), który jednogłośnie stwierdzał, że winę za katastrofę ponoszą kapuściane łby w kokpicie, a szympansy z wieży kontroli lotów nie są niczemu winne, bo w końcu to szympansy i kto by tam szympansów słuchał, co przy okazji było jedną z wielu autodeprecjonujących wypowiedzi małp, obrażających własny infrarząd wśród naczelnych, ale akurat na to mało kto zważał.

           MAK (Małpi Komitet Lotniczy) na spółkę z zarządcami Małpolski brnął jednak dalej w swej kłamliwej, ale jakże charakterystycznej narracji. Mimo, że od początku było wiadomo, że samolot jest samolotem wojskowym, status lotu – HEAD, jest charakterystyczny jedynie dla lotów wojskowych, w kokpicie siedzą wojskowi piloci, na pokładzie znajdują się ich wojskowi przełożeni, łącznie ze zwierzchnikiem sił zbrojnych, a lądowanie ma odbyć się na wojskowym lotnisku, do badania przyczyn katastrofy przyjęli zasady Konwencji Chicagowskiej, charakterystycznej dla lotów cywilnych, dezawuując tym samym wszelkie niewygodne fakty oraz zakłamując rzeczywistość dla własnej wygody. Bydło, jak to bydło, próbowało wytknąć małpiszonom ten jakże dobitny brak logiki, na nic jednak się to zdało – w zamian dostało odpowiedź od szympansa Te, że inaczej się nie da i już, a wy tępe bydlaki zajmijcie się lepiej przeżuwaniem siana.

           MAK (Małpi Komitet Lotniczy) w swej narracji szedł jednak dalej, a jego zwieńczeniem był raport, który nawet z fizyką miał na bakier. Rząd Małpolski próbował tłumaczyć te wszystkie „niedociągnięcia” mentalnością ruskich małpiszonów, wszelkie próby negowania negacji praw fizyki przez MAK (Małpi Komitet Lotniczy) zwyczajnie zbywał, a swoje anty małpolskie zachowanie tłumaczył mitycznym małpolsko – ruskim pojednaniem, w które jakoś ani bydło, ani same małpy specjalnie nie wierzą, przez stulecia doświadczone rozbiorami, paktami Ribbentrop - Mołotow, Katyniami i PRLami…a może i wierzą, bo tak naprawdę, socjotechnicznie trenowane od paru ładnych lat, łykają wszystko co treser w Treserskiej Vision Network im przedstawia?

           Mniejsza z tym. Każdy kolejny dzień przynosił nowe poszlaki, wskazujące na antylogiczny charakter postępowania radzieckiego MAK (Małpi Komitet Lotniczy) oraz małpolskiego rządu. Chociaż jak tak się mocniej zastanowić (w miarę możliwości mojego bydlęcego umysłu rzecz jasna) to można by dojść do wniosku, że ten brak logiki, dotyczy tylko strony małpolskiej, gdyż radziecka ma w takim, a nie innym postępowaniu jakiś zakamuflowany interes, a małpy jedynie udaje, co jednak wskazuje na jakiś sens i logikę w całym jej postępowaniu, a także w przedstawionym ciągu myślowym autora, który przecież zalicza się do bydła, co tym samym cały jego wywód czyni niedorzecznym z zasady: bydło nigdy nie ma racji.

           Jako argument na nielogiczne, tzn. zakamuflowane, ale logiczne zachowanie małp z MAK (Małpi Komitet Lotniczy), które małpy tylko udają, może tutaj uchodzić również fakt zdemontowania naziemnych urządzeń naprowadzających samolot, 3 dni przed przylotem kartofla i pozostawienie lądujących kapuścianych łbów na łasce własnej oraz małp z wieży kontrolnej, czyli de facto tylko własnej, bo przecież małpa to małpa i nie można na niej polegać, a kto na niej polega ten niespełna rozumu. I tak można by ciągnąć i ciągnąć tę historię w nieskończoność, zagłębiając się coraz bardziej w szczegóły, przywołując kolejne przypadki niedorzeczności w Małpolsce i dorzeczności, ale zakamuflowanej pod płaszczem niedorzeczności w ruskim Małpim Komitecie Lotniczym. Pytanie – tylko po co? Przecież z bydłem i tak nikt nie zechce dyskutować, lepiej więc podywagować nad ekologicznym przesłaniem „Genezy planety małp” niosącym morał, że testy i badania laboratoryjne na zwierzętach, to samo zło…

beksztu
O mnie beksztu

Raz jak dobry kebab na kaca, raz jak bąk puszczony w windzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka